Ojczyzna lub mafia

Wczoraj było (o cztery dni spóźnione, jeśli już świętować powstanie dawno nieistniejącej II RP, która zresztą okazała się paskudnym państwem) Święto Niepodległości. Pomijając już neonazistowski marsz nienawiści na ulicach Warszawy, dzień ów oznaczał, jak co roku, że zarówno politycy, jak i dziennikarze, publicyści, influencerzy, artyści oraz wiele innych osób odmieniało przez wszystkie przypadki słowo „ojczyzna”.

Niby nic w tym złego, warto jednakowoż zastanowić się nad pewną kwestią. Otóż, przypomnijmy sobie wygłoszone w 1961 roku słowa imperialistycznego prezydenta, Johna F. Kennedy’ego (tego, co to go odstrzelili w Dallas): Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju. W tym przypadku słowo: „kraj” jest synonimem „ojczyzny”.

Wyrażona w przytoczonym wyżej zdaniu postawa jest słuszna, jeśli dotyczy polityków, niezależnie od zajmowanych przez nich stanowisk, a także urzędników państwowych tudzież samorządowych. W przypadku wszelako osób obywatelskich, które stanowisk publicznych nie piastują, powinno być wręcz odwrotnie:

NIGDY nie pytaj, co możesz zrobić dla swojego kraju (ojczyzny), ZAWSZE pytaj, co twój kraj (ojczyzna) MUSI zrobi dla ciebie!

Dlaczego właśnie tak?

Cóż, jedną z podstawowych przyczyn jest to, że płacimy podatki. Mamy więc pełne prawo oczekiwać czegoś w zamian. Chociażby wysokiej jakości usług publicznych, od transportu po opiekę zdrowotną. Chociażby prawidłowo funkcjonującej administracji publicznej. Chociażby prawa sprzyjającego proletariatowi, a nie kapitalistycznym wyzyskiwaczom. Chociażby policji zwalczającej przestępców, nie zaś ich ofiary (jak to się dzieje obecnie). I tak dalej. Kraj/ojczyzna najwięcej musi robić oczywiście dla osób, które znalazły się w trudnej sytuacji zdrowotnej, bytowej czy jakiejkolwiek innej.

Dalej, uświadomić sobie warto, iż państwo, które dla swoich osób obywatelskich nie robi nic (w każdym razie dobrego), ograniczając się do ściągania podatków – głównie z ludzi mniej zamożnych, bo ci najbogatsi są z nich pozwalniani i/lub wyprowadzają ciężkie miliardy do rajów podatkowych, okradając współobywateli – oraz utrzymując wojsko i policję (aparat represji, terroru), NIE JEST ojczyzną.

To nic innego, jak mafia, tyle, że legalnie działająca. Takie państwo istnieje samo dla siebie, to znaczy w interesie jego przywódców (polityków, administracji) i powiązanych z nimi grup biznesowych (kapitalistów, będących klasą panującą i pasożytniczo-wyzyskującą), zaś na osobach zamieszkujących podległe sobie terytorium wymuszające ślepe posłuszeństwo poprzez stosowanie nacjonalistycznej propagandy, przymusu (w różnych formach), przemocy, a nawet terroru. Tak, państwo policyjne, bo do tego ów organizm polityczny się sprawdza, funkcjonuje w sposób czysto mafijny, a często przybiera postać faszystowskiej dyktatury.

Trudno coś takiego nazwać ojczyzną, prawda?

Co ciekawe, tak działały wczesnośredniowieczne władztwa, piastowskie też. Książę, król czy inny jarl zbierał drużynę wojowników, najeżdżał określony teren i ściągał, mniej lub bardziej brutalnie, z jego mieszkańców daniny, głównie w ludziach, których sprzedawał do niewoli. Jeśli zaś inny władca czy watażka atakował zajęty wcześniej teren, ten, co już go okupował, ruszał do boju, żeby uchronić SIEBIE samego (wraz z dworem i wojownikami oczywiście) przed utratą danin; poddani byli mu potrzebni tylko do ich płacenia.

Nowoczesne zaś państwo MUSI świadczyć rozbudowane usługi swoim osobom obywatelskim, zapewniać im nie tylko ochronę, w zakres której wchodzić powinno również bezpieczeństwo bytowe, ale też opiekę (szczególnie ludziom w trudnej sytuacji) oraz komfort życia. To są warunki, aby dany kraj można było uznać za ojczyznę, a nie polityczno-policyjno-wojskową mafię.

I jeszcze jedno. WYŁĄCZNIE państwo troszczące się o osoby obywatelskie i gwarantujące im bezpieczeństwo bytowe dzięki rozbudowanej polityce społecznej (a najlepiej uspołecznieniu środków produkcji, czyli utworzeniu gospodarki socjalistycznej, lecz to pieśń przyszłości) może pozostawać demokratyczne. Jeśli bowiem nie wywiązuje się z tego obowiązku, kolejne grupy społeczne popadają w coraz większe ubóstwo, na którym bogacą się kapitalistyczni wyzyskiwacze. Rosnące podziały społeczno-ekonomiczne sprzyjają naturalnej frustracji, ta z kolei otwiera drogę do władzy przeróżnym dyktatorom, działającym oczywiście w interesie kapitalistycznych pasożytów, lecz z łatwością oszukującym społeczeństwo, że stoją po jego stronie.

A potem umiera wolność. Najczęściej wśród burzy oklasków. A coraz bardziej mafijne państwo ma się doskonale, w przeciwieństwie do zniewolonych, upodlonych osób obywatelskich.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Bez zasług

Współwinni