Dobry pomysł

Dyrektorka jednej ze szkół w Bielsku-Białej stwierdziła, że lepiej niż nazw afrykańskich jezior, byłoby uczyć dzieci robienia śniadań. Innymi słowy, znacznie ważniejsze z edukacyjnego punktu widzenia jest przekazywanie umiejętności praktycznych, niż wpajanie encyklopedycznych informacji, które w naszych czasach z łatwością można pozyskać (źródeł jest wszak pod dostatkiem, z dostępem do nich też problemu nie ma), a i tak, jeśli nie będą pożytkowane, szybko zostaną zapomniane.

W pełni się z tym zgadzam. I nie ja jeden, gdyż podobne głosy od lat wielu dochodzą ze strony ludzi znacznie ode mnie mądrzejszych, czyli specjalistów od systemu oświaty. Dobrze, że wśród kadry nauczycielskiej też są osoby, jakie mają tego świadomość.

Cóż, z całym szacunkiem dla geografii Afryki, o takiej na przykład Tanganice nie myślę zbyt wiele, za to przyrządzeniu oraz zjedzeniu śniadania – w moim przypadku oczywiście wege – poświęcam uwagę każdego poranka.

Ktoś powie, że posiłki każdy sobie przyrządzi, bo „same się zrobią”. No, niekoniecznie. Można również argumentować, iż takich rzeczy powinni uczyć rodzice/opiekunowie. Z tym się zgadzam, pamiętajmy wszelako, że żyjemy w czasach dzikiego kapitalizmu, toteż wielu ludzi, na przykład tych, co mają do spłacenia kredyty hipoteczne, haruje po kilkanaście godzin na dobę (umowy śmieciowe, moi kochani, umowy śmieciowe!), samemu zatem nie mają oni czasu, aby porządnie zjeść, a co dopiero nauczyć progeniturę przygotowywania smacznych, pełnowartościowych posiłków.

Nie chodzi zresztą tylko o śniadania czy inne papu. Nie wiem, jak teraz – acz przypuszczam, że fatalnie – ale w moich czasach ze szkoły podstawowej i gimnazjum (o liceum nawet nie wspominam) nie wynosiło się zbyt wielu praktycznych umiejętności. O ile takie czysto techniczne, typu właśnie przygotowywanie prostych posiłków czy szycie (tego nigdy nie opanowałem), jeszcze były uczone, o tyle lekcji o funkcjonowaniu w zorganizowanym społeczeństwie (załatwianie spraw w urzędzie czy banku, płacenie podatków, itd.) jakoś sobie nie przypominam. Takich rzeczy trzeba się było dopiero nauczyć w praktyce. A sądzę, że ze szkoły powinno się czerpać najważniejsze informacje na takie tematy, po to chociażby, żeby nie naciąć się na oszukańczy kredyt czy lipną „inwestycję” w piramidzie finansowej.

Polskie szkolnictwo nadal tkwi w XIX wieku, nie tylko pod względem dydaktyki, ale i samego modelu programowego. Otóż, wciąż nastawione jest ono na przekazywanie – najczęściej zresztą w nudny sposób, nawet, jeśli co lepsi nauczyciele starają się, jak mogą, by zaciekawić młodzież… no, ale z internetem nie wygrają – wiedzy czysto encyklopedycznej. Jest to osławiony model trzech Z: Zakuj, Zdaj, Zapomnij. Jest on na dłuższą metę szkodliwy zarówno dla rozwoju społecznego, jak i dla poszczególnych jednostek; wręcz ogłupia, wpaja bowiem bezmyślne zakuwanie i mechaniczne rozwiązywanie testów. A że podstawy programowe są przez kolejnych ministrów ciemnoty coraz bardziej rozbudowywane, dzieciaki ślęczą nad zadaniami domowymi, z reguły sensownymi jak jedzenie zupy widelcem, dłużej, niż pracuje dorosły człowiek na etacie. Skutki bywają wręcz tragiczne, zwłaszcza dla zdrowia.

Powinno się to było zmienić już dawno, tymczasem wydaje się, iż dopiero nowa ministra, Barbara Nowacka, dostrzega taką potrzebę i coś próbuje w tym zakresie czynić.

O wiele bardziej przydatne dla dzieci i młodzieży byłoby, gdyby wynosiły ze szkoły wiedzę o radzeniu sobie w codziennych sytuacjach administracyjnych i społecznych, różne umiejętności praktyczne, zdolność do krytycznego myślenia (nauczyłem się go w zasadzie dopiero na studiach), itd. Oczywiście, konieczne jest również wprowadzenie lekcji wychowania seksualnego, a także zajęć dotyczących tolerancji i empatii; i jedne, i drugie prowadzone być oczywiście powinny przez wykwalifikowanych nauczycieli.

Kto wie, może nastąpią zmiany w tym kierunku, jeśli rozlegnie się więcej głosów takich jak ten bielskiej dyrektorki…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor