Celebrytet

Kiedy jestem chory, idę do lekarza, stosuję się do jego zaleceń i zażywam leki, jakie mi przepisze (z tej ostatniej zasady wyłamałem się tylko raz, kiedy dostałem receptę na niepotrzebne mi tabletki na ciśnienie). Dzięki temu leczę się ze schorzeń, obecnie z depresji (to, że w ogóle czytacie te słowa, jest efektem tego, że mam psa – opieka nad nim i konieczność wyprowadzania powodują, iż jakoś zbieram siły do codziennej aktywności – oraz przyjmuję lekarstwa, które dosłownie podtrzymują mnie przy życiu i powodują, że mój stan się sukcesywnie poprawia). Owszem, nie gardzę też radami odnośnie zdrowej diety czy trybu życia, które otrzymuję od nie-lekarzy, ale pod warunkiem, że wygłaszają je osoby, które miały z daną chorobą doświadczenie lub dysponują realną wiedzą na jej temat (zaczerpniętą z merytorycznych źródeł medycznych; nie tylko pracownicy systemu opieki zdrowotnej mogą z nich korzystać).

Nigdy za to nie diagnozuję się z pomocą wujka Google’a ani portali społecznościowych, a tym bardziej nie korzystam z rad „wszystkowiedzących” celebrytów bądź celebrytek. Te mogą być bowiem niebezpieczne, i to śmiertelnie. Przykładem niedawny filmik pani Pawlikowskiej, znanej jako „specjalistka od wszystkiego” (czytelny sygnał, że łajno wie), w którym – posługując się przedstawionymi w zmanipulowany przez siebie sposób wynikami badań – udowadniała, że leki antydepresyjne depresji „nie leczą”, a wręcz ją powodują i pogłębiają. Psychiatrzy, psychologowie, a nawet liczni pacjenci z depresji się leczący podnieśli zrozumiałe oraz celowe larum, argumentując, jak to „teorie” Pawlikowskiej są niebezpieczne (zastosowanie się do nich może mieć śmiertelne skutki, i nie ma w tym przesady, bo nieleczona, w tym farmakologicznie, depresja po prostu zabija); pojawiła się nawet zrzutka na postawienie jej przed sądem. Celebrytka, chroniąc swoje cztery litery, przeprosiła i szybko usunęła nagranie. No, ale w internecie nic nie ginie, toteż jej brednie krążą dalej. Naturalnie, zaraz pojawili się również nader liczni obrońcy Pawlikowskiej, którzy twierdzili – z fanatyczną, dodajmy, zaciekłością – że to ona ma rację, a nie lekarze, którzy chcą „truć ludzi” i w ogóle „co oni tam wiedzą”.

No i właśnie, w tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż, kazus Pawlikowskiej jest tylko jednym z licznych przykładów po trosze żenującej, a po trosze niepokojącej tendencji społecznej, dotyczącej zresztą nie tylko zdrowia i medycyny, ale wszystkich chyba tematów. Cała masa ludzi wykazuje bowiem zdecydowanie większą chęć wierzenia (z reguły ślepo i bezkrytycznie) celebrytom, czyli osobom znanym i lubianym, zamiast specjalistom w danej dziedzinie. To ci pierwsi uznawani są za autorytety, nie ci drudzy.

I tak, za wyrocznię w kwestii depresji i jej leczenia uznana będzie taka na przykład Pawlikowska, nie psycholog czy psychiatra. Koleś chcący zbić kasę na poszukiwaniu rzekomych śladów kosmitów na Ziemi będzie przez licznych ludzi potraktowany poważniej niż historyk bądź archeolog udowadniający, że żadnych Obcych na naszej planecie nie było. Co youtuber powie o przestrzeni międzyplanetarnej, to święte, w przeciwieństwie do tego, co na ten sam temat mówi naukowiec z NASA, który zęby zjadł na badaniach kosmosu. Gwiazdka z telewizji opowiadająca idiotyzmy o polityce zdaniem jej fanów ma większą wiedzę niż politolog z wieloletnim doświadczeniem. I tak dalej.

Wystarczy oto być znanym i lubianym, by po wypowiedzeniu kilku mniej lub bardziej sensownych zdań zostać potraktowanym przez całe rzesze ludzkie jako autorytet, bożyszcze, guru… Co z tego, że celebryta lub celebrytka wypowiada się na temat, o którym nie ma najbledszego pojęcia? To on(a) ma rację, zdaniem fanów/fanatyków, nie zaś specjalista zajmujący się danym zagadnieniem zawodowo. Zupełnie, jakby sam fakt bycia znanym(ą) (z niejasnych często powodów), rodził walor wszechwiedzy, a przynajmniej kompetencji.

Takie podejście – traktowanie wypowiedzi celebrytek i celebrytów jako słowa objawionego – jest żenujące, ponieważ świadczy o bezmyślności i owczym pędzie. Wydawałoby się, że człowiek jako istota (podobno) rozumna, nie znając się na czymś, poszuka wiedzy i porady u specjalisty, nawet pamiętając, że i on jest człowiekiem, toteż może się pomylić. Ale nie; miliony ludzi wolą wsłuchiwać się w brednie znanych i lubianych, choć z rzetelną wiedzą mają one tyle wspólnego, co żółw grecki z pilotowaniem samolotu odrzutowego.

Bywa ono wszelako również niebezpieczne, oczywiście w sytuacjach, kiedy celebryt(k)a bredzi w kwestiach związanych z ludzkim zdrowiem bądź życiem. A w dodatku udziela porad w tym zakresie. Stosując się do nich, można wręcz pobiec na skróty do grobu.

A tymczasem wystarczy trochę pomyśleć i nie będąc specjalistą w danej dziedzinie, skorzystać z wiedzy i doświadczenia kogoś, kto nim REALNIE jest, a nie takiej czy innej gwiazdki, totalnie wypranej z kompetencji, której chodzi jedynie o to, by było wokół niej głośno.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor