Szesnaście zabójczych godzin

Pewien neoliberał, kojarzony z PO, czyli pseudo-opozycją „demokratyczną” (cudzysłów oczywiście nieprzypadkowy) stwierdził niedawno, że jeśli ktoś nie chce pracować szesnaście godzin dziennie, to „jest leniwy”. Jak łatwo się domyślić, wywołał durną ową wypowiedzią jakże uzasadnione oburzenie.

Pomijam tu już to, że głosząc podobne brednie, facet robi prezent Bezprawiu i Niesprawiedliwości; jeśli strona „opozycyjna” będzie popełniała tak idiotyczne błędy, uwłaczając społeczeństwu, czyli nam, i stawiając się w roli poganiaczy niewolników, to za Chiny Ludowe nie wygra wyborów (nawet, gdyby – co z każdym dniem wydaje się mniej prawdopodobne – PiS-owcy by ich nie sfałszowali). Po co zresztą miałaby je wygrywać, skoro owa wypowiedź o szesnastu godzinach jest jednym z licznych dowodów, iż pseudo-opozycja chce dla nas identycznego obozu koncentracyjnego z tym, w jaki Polskę transformuje Kaczyński na czele swojej mafii/sekty.

Tak naprawdę clou sprawy jest tu inne.

Mamy bowiem do czynienia z typowym dla prawicowej/neoliberalnej propagandy dzikiego kapitalizmu bajdurzeniem rodem ze współczesnego opium ludu, jakie zastąpiło w tej roli religię, czyli książeczki motywacyjnej (lub filmiku kręconego przez takiego czy innego coacha), w tym konkretnym przypadku połączonym z obrażaniem osób ośmielających się mieć inne zdanie na ten temat, czyli po prostu zdrowo myślących i wolnych. Propagandyści kapitalistycznego totalitaryzmu ciągle wszak wciskają nam teksty w stylu: „Śpij krócej, wstawaj wcześniej, pracuj dłużej, a dorobisz się fortuny”. Rzecz jasna, nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością; służą temu jedynie, by kapitaliści mogli wyeksploatować nas do maksimum dla własnego zysku, a my… cóż, stosując się do tych „porad”, nie tylko nie zarobimy kokosów, ale najprawdopodobniej przedwcześnie umrzemy. Lecz po kolei.

Zacznijmy od tego, iż dłuższa praca wcale nie musi przynosić lepszych efektów. Przeciwnie – im dłużej zasuwamy, tym bardziej jesteśmy zmęczeni, a zatem tym bardziej SPADA wydajność naszej pracy. Między innymi dlatego ekonomiści z państw wysoko rozwiniętych domagają się tego, co dla durnych nadwiślańskich neoliberałów stanowi herezję, czyli skrócenia dziennego i tygodniowego czasu pracy (przy zachowaniu lub podniesieniu wynagrodzeń!), bo wówczas będziemy więcej odpoczywali i dzięki temu wydajniej pracowali, co przełoży się pozytywnie na cały system gospodarczy, czyli zamożność społeczeństwa. Drugą zaletą takiego rozwiązania będzie spadek bezrobocia, gdyż skrócenie czasu pracy wymusi zatrudnienie większej liczby proletariuszy.

Dalej, długa praca jest nie tylko mało wydajna, lecz przede wszystkim szkodliwa dla zdrowia, a nawet mordercza. Zasuwając ponad osiem godzin dziennie, nabawimy się szybko wylewu, zawału, bądź i jednego, i drugiego, najprawdopodobniej jeszcze przed czterdziestką. Nie wspominam już o innych chorobach zawodowych, dotykających chociażby układu kostnego czy mięśniowego. Do tego dojdzie depresja wraz z innymi schorzeniami psychicznymi, wywołanymi przemęczeniem, ciągłym nadmiernym stresem, brakiem czasu dla siebie, posypaniem się relacji rodzinnych i towarzyskich, itd. Jeśli więc nie wysiądzie nam pikawa, to wysoce prawdopodobnym jest, że sami się zabijemy, bo nie zniesiemy tego kieratu oraz jego druzgoczących dla naszej psychiki konsekwencji.

Tak oto, neoliberalne „zalecenie”, by pracować nie po osiem, lecz po szesnaście godzin do dobę lub jeszcze dłużej, nie przez pięć, lecz przez sześć albo wręcz siedem dni w tygodniu, jest wręcz zbrodnicze, skoro wdrożenie go w życie nas zabije. Identycznie rzecz się ma z drugą popularną gadką neoliberałów i innych propagandystów nieludzkiego systemu kapitalistycznego, tą mianowicie, byśmy spali krócej i wcześniej wstawali, co też ma nam jakoby przynieść gigantyczne zarobki, oczywiście w połączeniu z omówionym wyżej dłuższym czasem pracy. Rzecz jasna, jeśli się do tego zastosujemy, to również podpiszemy na siebie wyrok tym szybszej śmierci.

Chroniczne niewyspanie i przemęczenie wyniszczają organizm, sprzyjając nie tylko rozwojowi chorób serca i układu krwionośnego, ale też… nowotworów. Serio! Innymi słowy, jeśli będziemy ciągle spali krócej, wstawali wcześniej, by pracować dłużej, to owszem, dorobimy się, ale raka. I zamiast fortuny, będziemy mieli chemioterapię, a rodzinie przysporzymy wydatków na pochówek.

Człowiek po prostu MUSI odpoczywać – do czego wlicza się też spanie przez około siedem-osiem godzin na dobę – by jego organizm był zdrowy i prawidłowo funkcjonował. Poza tym, jako się rzekło, człowiek wypoczęty, wyspany pracuje po prostu wydajniej.

Konkludując, absolutnie nie należy słuchać neoliberałów i ich „zaleceń”. Jeśli to uczynimy, nie uzyskamy niczego poza przedwczesnym zgonem… a są chyba lepsze sposoby na popełnienie samobójstwa, niż zaharowanie się na śmierć i nabawienie różnych paskudnych choróbsk. Tak czy owak, wykitujemy z przepracowania oraz niewyspania, tymczasem zysk wygenerowany przez tę naszą pracę i tak zgarnie pasożytniczy kapitalista-wyzyskiwacz.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor