Zjednoczeni

No i stało się. W minioną sobotę, 9 października 2021 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej i Wiosna połączyły się w jedną partię o nazwie Nowa Lewica. Było to jedno z najbardziej pozytywnych wydarzeń politycznych w ostatnim czasie.

Wybrano współprzewodniczących (Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń; takie podwójne przywództwo wydaje się ciekawym pomysłem; zobaczymy, jak będzie funkcjonowało w praktyce) oraz wiceprzewodniczących, zaprezentowano wstępne założenia programowe (szczegółowy program nowa formacja chce opracować we współpracy, konsultacjach z nami, obywatelami, co mnie osobiście naprawdę się podoba) – o czym bardziej szczegółowo wspomnę w innej notce – pokazały się działaczki wraz z działaczami… Ogólnie, konwencja wypadła, moim zdaniem, całkiem nieźle.

Co do samego faktu zjednoczenia SLD i Wiosny, aż chce się napisać: NARESZCIE!!! Proces ten trwał około dwóch lat, odkąd liderzy obu partii zapowiedzieli ich połączenie, czyli najzwyczajniej w świecie wlókł się jak brazylijska telenowela. Opór stawiało PiS-owskie sądownictwo (Bezprawie i Niesprawiedliwość, identycznie zresztą jak PO, robi wszystko, by w Polsce nie powstała silna lewica), ale też niektórzy działacze wynajdywali mniej lub bardziej wydumane problemy. No, ale wreszcie nastąpiło, i jest czymś, z czego należy się cieszyć.

Od lat wiadomo, że rozdrobnienie polskiej lewicy nie służy. Dlatego lewa strona sceny politycznej MUSI się jednoczyć (nie raz ani nie dwa pisałem o tym na swoim blogu), jeśli chce pozyskiwać nowy elektorat, zwiększać reprezentację parlamentarną i (wpół)tworzyć rząd; wszystko to jest konieczne dla rozwoju Polski, który nie nastąpi bez odsunięcia od władzy wstecznej tudzież szkodliwej prawicy POPIS-owskiej oraz likwidacji organizacji skrajnie prawicowych – a tego dokonać może tylko silna, zjednoczona lewica.

Formy tegoż jednoczenia (o czym też niejednokrotnie wspominałem) mogą być różne. Jedną z nich jest likwidacja dwóch lub więcej istniejących partii i utworzenie na ich bazie zupełnie nowego bytu politycznego, na co zdecydowały się SLD oraz Wiosna. Ma to tę zaletę, że ułatwia (co z tego wyjdzie, zależy od liderów i liderek, działaczy i działaczek, a także determinujących ludzkie zachowania okoliczności) tworzenie nowej jakości, pomocnej w poszerzaniu elektoratu. Czasami trzeba zresetować system. Wadą jest oczywiście konieczność rezygnacji, częściowej przynajmniej, z dotychczasowej tożsamości politycznej i włożenia większego wysiłku w kreowanie nowej.

Inną opcją jest współpraca koalicyjna. Tę drogę wybrały Razem i Polska Partia Socjalistyczna, od kilku lat współdziałające z dotychczasowymi SLD plus Wiosną; wystawiły wspólną listę wyborczą, mają wspólną reprezentację parlamentarną, w drodze dyskusji kreują wspólny program, itd. Dzięki temu nie zwalczają się wzajemnie, mogą uderzać do wyborców o różnych oczekiwaniach, ale nie tracą swojej tożsamości. Dla PPS-u – najstarszej istniejącej polskiej partii, o wspaniałych zresztą tradycjach – udział w tejże lewicowej koalicji jest szansą na odzyskanie silnej pozycji politycznej. Podobnie rzecz się ma z o wiele młodszym Razem, które to ugrupowanie, wbrew nazwie, bardzo długo kopało się z SLD i stawało okoniem przy próbach jednoczenia lewej strony sceny politycznej; na szczęście, jego liderzy i działacze zmądrzeli.

Obie drogi wymagają odrzucenia sekciarskiego myślenia („To my jesteśmy prawdziwą lewicą, nikt inny!” oraz podobne w ten dekiel) na rzecz otwartości i dialogi. Często niełatwego dialogu, dodajmy, u podstaw którego leżeć musi wolna porozumienia i kooperacji.

Generalnie, polityka jest grą zespołową. Liczą się silni, czyli możliwie najliczniejsi. Dlatego też małe, rozdrobnione ugrupowania, często wzajemnie się zwalczające, a przynajmniej podgryzające, skazane są na marginalizację, która z czasem doprowadzi do ich zaniku. Wpływa na to zarówno polski system finansowania partii politycznych (subwencji i dotacji budżetowych), najbardziej korzystny dla dużych, a przynajmniej średnich formacji, przede wszystkim zaś metoda przeliczania głosów wyborczych d’Hondta, która daje szansę nie tylko dostania się do parlamentu, ale też budowy solidnej w nim reprezentacji właśnie dużym graczom (jeszcze gorsze pod tym względem są jednomandatowe okręgi wyborcze, jakie mamy w elekcji do Senatu, które praktycznie całkowicie eliminują kandydatów niezależnych oraz tych startujących z mniejszych partii).

Jeżeli zatem szeroko pojęta lewica chce liczyć się na naszej scenie politycznej i, co powinno być jej głównym zadaniem, budować lepszą – nowoczesną, postępową, sprawiedliwą społecznie – Polskę, MUSI się jednoczyć, już to poprzez łączenie struktur w nowe byty, takie jak Nowa Lewica właśnie, już to w drodze współpracy koalicyjnej.

Lewica podzielona i wewnętrznie skłócona przegra, co dla nas oznaczało będzie dalsze rządy prawicowej ciemnoty i kapitalistyczne zniewolenie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor