Niech żyje różnorodność

Kilka dni temu, kiedy wracałem ze spaceru z czworonożnym przyjacielem, minęły nas dwie panie jadące na rowerach. Prowadziły rozmowę w języku ukraińskim. Tak, mała miejscowość, w której mieszkam, też przyciągnęła imigrantów zza Sanu, jacy przyjechali do Polski za chlebem, Często spotykam ich czy to w sklepie, czy na spacerach, czy w przychodni. Co w tym złego? Zupełnie nic; przeciwnie, miło jest żyć obok nich. Ludzie ci nikomu krzywdy nie robią, nie słychać, by sprawiali jakiekolwiek problemy typu wandalizm, z tego, co się orientuję, ciszą się opinią pracowitych i solidnych.

Słowem – nie mam absolutnie nic przeciwko Ukraińcom w Polsce. Wręcz cieszą się, kiedy słyszę ich piękną, śpiewną mowę, bo dzięki temu świat jest bardziej różnorodny i po prostu ciekawszy.

Identycznie rzecz się ma z przedstawicielami wszystkich innych narodowości, kolorów skóry, wyznań… Im więcej będzie ich nad Wisłą, tym lepiej rozwinie się nasze społeczeństwo, i to pod każdym względem: kulturowym, ekonomicznym, a nawet genetycznym (tak!). O demograficznym już nie wspomnę, bo to rzecz oczywista; specjaliści z tej dziedziny od lat ostrzegają, iż jeśli Polska nie wypracuje dobrej polityki imigracyjnej – czyli, mówiąc po ludzku, nie stanie się atrakcyjnym miejscem do osiedlenia dla obcokrajowców – to nasz system emerytalny i ogólnie gospodarczy radośnie się zawali. Jest to prawda.

Rzecz jasna, absolutnie nie możemy traktować ani Ukraińców, ani żadnych innych imigrantów jak Skrzetuski (swoją drogą, jedna z paskudniejszych pod względem czynu i charakteru postaci w klasycznej literaturze polskiej, prawdziwy ch… złamany) Bohuna – czyli jako ludzi „gorszych”, którzy mają na nas jedynie zasuwać, nie oczekując niczego w zamian.

W żadnym razie nie powinniśmy też iść drogą francuską, czyli kreować „getta” imigranckie w wielkich miastach, gdzie królują nędza i przestępczość. Albo pełna, na równych zasadach integracja, albo żadna. Nie chodzi tu o to, by imigranci nie mieli prawa tworzyć swoich społeczności, lecz o to, by społeczności te nie były izolowane od „rdzennych Polaków” i dyskryminowane pod względem ekonomicznym, socjalnym, prawnym, politycznym tudzież jakimkolwiek innym. Winna zatem powstać dobra polityka asymilacyjna. Dobra, czyli taka, co nie oznacza przymusowej polonizacji, ale daje imigrantom i ich potomkom możliwość włączenia się do lokalnego społeczeństwa na równych zasadach. Opracowanie i wdrożenie takowej jest, owszem, nad wyraz trudne, wymaga ogromny pracy, czasu oraz dobrej woli… ale da się zrobić.

Oznacza to konieczność wprowadzenia modelu szkolnictwa przyjaznego dla dzieci z przybyłych do Polski rodzin, czyli inkluzywnego. Takiego, co nie będzie narzucało dzieciakom imigranckim polskości w stylu pana Zagłoby (prymitywnej i wrogiej wobec „obcości”), katolicyzmu a la Jan Paweł II i Stefan Wyszyński czy „cnót niewieścich” Czarnka, lecz pozwoli dobrze się poczuć nad Wisłą i zintegrować z tutejszym społeczeństwem. Jasnym jest, że powinna to być edukacja wpajająca tolerancję wobec wszystkich ludzi, bez względu na ich narodowość, religię (lub jej brak), kolor skóry, pochodzenie, język, tożsamość płciową, itd.

Mówiąc krótko: skończmy z murami na granicach, wyrzucaniem uchodźców do Białorusi, tępym nacjonalizmem i nienawiścią. Niechaj społeczeństwo polskie będzie różnorodne, niechże na ulicach miast, miasteczek i wsi tudzież w mediach rozbrzmiewa wiele mów, a otoczenie niech mieni się wszystkimi kolorami ludzkiej skóry. Niech obok siebie stoją kościoły, cerkwie, synagogi, meczety, świątynie buddyjskie, hinduistyczne i jakiekolwiek inne. Niechaj Żyd udzieli mi porady w sprawach finansowych, Hindus dostarczy pizzę, Turek sprzeda dywan, zaś Wietnamczyk buty, Ukrainiec kupi moją książkę, arabski natomiast imam pomodli się za mnie.

Im więcej różnych kwiatów obok siebie, tym ogród piękniejszy. 

PS. W poniedziałek i wtorek notek prawdopodobnie nie będzie (muszę pozałatwiać ważne sprawy), za co z góry serdecznie przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor