Ponury biznes

Na początek, przepraszam za brak notki wczoraj, ale miałem ważną sprawę do załatwienia. Teraz jednak przejdźmy do dzisiejszych rozważań:

Zbliża się triduum: Halloween/Dziady, Wszystkich Świętych (mylnie nazywane „świętem zmarłych”, które wypada 31 października, nie 1 listopada, nie jest też chrześcijańskie, lecz pogańskie) i Zaduszki. Krążą plotki, jakoby – identycznie, jak to było przed rokiem – nie-rząd miał zamknąć na ten czas cmentarze celem walki z pandemią (aby rozwiązanie to było skuteczne, należy taką decyzję ogłosić na długo przed jej realizacją, żeby ludzie rozłożyli sobie wizyty na grobach bliskich, inaczej wszyscy rzucą się hurmą, jak rok temu, w ostatniej chwili na miejsca pochówku, skutkiem czego zakażeń przybędzie, zamiast ubyć). Niemniej jednak, przełom października i listopada to okres, kiedy Polki i Polacy tradycyjnie masowo ruszają odwiedzać groby swoich przodków, małżonków, dzieci (też tak bywa, niestety…), sąsiadów, znajomych… A sporo tych grobów przybyło w ostatnim czasie, nie tylko na skutek COVID-19 i lockdownu.

Oczywiście, w pamięci o naszych drogich zmarłych (pod warunkiem, rzecz jasna, że jest ona szczera, nie na pokaz) i dbaniu o miejsca pochówku nie ma absolutnie nic złego. Szacunek dla grobów i cmentarzy jest częścią naszej kultury, sięgającą korzeniami jeszcze czasów przedchrześcijańskich (kult przodków i ich duchów był ważnym elementem religii słowiańskiej), i chwała rodakom, którzy o tym pamiętają. Sam zamierzam na dniach wyczyścić nagrobek najbliższych, wymienić te i owe elementy jego wystroju na nowe, itd.

No właśnie, w sklepach, centrach handlowych tudzież na targowiskach przybywa już zniczy i wkładów do nich, wiązanek, chryzantem oraz im podobnych towarów związanych z upamiętnieniem tych, co odeszli do Nawii. Oczywiście, rynkowy wysyp tego typu dóbr dopiero nastąpi w najbliższych dniach, ale już teraz jest ich sporo. A ceny wywołują płacz i zgrzytanie zębów.

Cóż, w kapitalizmie skomercjalizowane jest praktycznie wszystko, toteż nic dziwnego, że i ludzka śmierć, a raczej to, co dzieje się z ciałem człowieka po niej, jak również nasza pamięć o osobach, które opuściły nas na zawsze, stanowi źródło zysku. Nie tylko zresztą dla kapitalistów oraz przedsiębiorców, bo na wykupie miejsca pod grób zarabia albo gmina (cmentarz komunalny), albo związek wyznaniowy (w Polsce najczęściej parafia, czyli podstawowa jednostka organizacyjna Kościoła katolickiego). Mało tego, takie miejsce wykupuje się na określony czas, i jeśli nie chcemy, by po jego upływie szczątki naszych bliskich wywalono z mogiły, to musimy ponowić zapłatę. Sam pogrzeb też oczywiście kosztuje; możemy, owszem, przyoszczędzić, nie organizując ceremonii kościelnej (świeckie pochówki zyskują na popularności; też bym taki chciał), ale i tak musimy zapłacić zakładowi pogrzebowemu (co jest naturalne, nie ma przecież darmowych usług, ludzie je świadczący muszą mieć zapłatę za swoją pracę); jeżeli ten nie jest pazerny, skalkuluje koszta tak, by zmieściły się w kwocie zasiłku pogrzebowego wypłacanego przez ZUS (4 tys. zł; kiedyś było 8 tys., ale koalicja PO-PSL obcięła tę kwotę o połowę, za co jestem jej dozgonnie wdzięczy) i sam go sobie ściągnie (wystarczy podpisać upoważnienie; działa to sprawnie, co wiem z własnego doświadczenia). Wypadałoby też postawić nagrobek, a to również kosztuje (nic dziwnego, cena marmuru jest wysoka, a firma kamieniarska również nie świadczy działalności charytatywnej).

Kiedy natomiast chcemy upamiętniać naszych bliskich i znajomych, jacy odeszli do Nawii, to bulimy za znicze i wkłady do nich, wiązanki, chryzantemy, czy czym tam jeszcze przystrajamy nagrobki; są nawet wyspecjalizowane firmy, którym można zlecić zadbanie o miejsce pochówku, jeśli sami nie mamy na to czasu lub mieszkamy zbyt daleko od niego.

Niestety, inflacja szaleje i ceny tego wszystkiego rosną w zastraszającym tempie, zwłaszcza teraz, w okresie zbliżających się Wszystkich Świętych, bo skoro masowo wybieramy się na groby, to spekulanci cenowi muszą zebrać swoje żniwo, zawyżając kwoty, jakie wydajemy, by godnie upamiętnić osoby przebywające w Nawii. Zatem to, że za kawałek plastiku bulimy jak za woły, nie jest niczym niezwykłym, lecz wynika ze stanowiącej esencję kapitalizmu zasady maksymalizacji zysków – jak najtaniej wyprodukować, jak najdrożej sprzedać.

Albowiem w systemie tym wszystkie jest biznesem. Nawet ludzka śmierć i nasza pamięć o drogich – jakkolwiek brzydko by to zabrzmiało, również w wymiarze stricte finansowym – zmarłych. Ponury to biznes… no, ale biznes.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor