Efektywność czynnikiem sukcesu

Mówi się, że nie ma sukcesu bez ciężkiej pracy. Ostatnio taką właśnie myślą wszem i wobec dzieli się pewien neoliberalny idiota z tytułem profesorskim, lansując model zatrudnienia stosowany od XIX wieku w obozach koncentracyjnych, czyli pracę maksymalnie długą (ów idiota chce szesnastu jej godzin na dobę), a zarazem maksymalnie ciężką, bo taka właśnie ma prowadzić, jego zdaniem, do sukcesu. Cóż, jak niedawno pisałem, doprowadzi ona do licznych chorób i przyspieszonego zgonu; niby można to uznać za sukces, ale warto pamiętać, iż są lepsze, a w każdym razie szybsze tudzież mniej bolesne sposoby na popełnienie samobójstwa.

Brednie neoliberałów należy, rzecz jasna, wywalić na wysypisko antyintelektualnych śmieci, niemniej jednak faktem pozostaje, że nie da się odnieść sukcesu – zawodowego, bo o nim będzie mowa w niniejszej notce – bez pracy nad nim. Przy czym nie jest to czynnik jedyny, ponieważ dochodzi do niego również zbieg korzystnych, acz niezależnych od nas okoliczności, czyli to, co na co dzień zwiemy szczęściem; bez niego możemy się zatyrać na śmierć, a nie osiągniemy niczego.

No, ale skupmy się na pracy, czyli aktywności zawodowej, naszych obowiązkach wykonywanych dla uzyskania dochodu, środków utrzymania (jeśli nam nie płacą, to praca jest albo wolontariatem, albo niewolnictwem). Jako się rzekło, pozostaje ona koniecznym elementem sukcesu zawodowego, jego bazą i filarem. I tu ważna rzecz – każda praca wymaga od nas wysiłku (różnego, ma się rozumieć, typu), NIE MA zatem pracy lekkiej. Nieważne, czy polega ona na przerzucaniu towarów przy kasie w markecie, kopaniu węgla, odlewaniu metalowych form, prowadzeniu bądź naprawianiu pojazdu, pisaniu tekstów, wypełnianiu dokumentów, uczeniu dzieci w szkole lub czymkolwiek innym, ZAWSZE w mniejszym bądź większym stopniu nas zmęczy, w dłuższej natomiast (wieloletniej chociażby, aczkolwiek, jeśli zastosujemy się do debilnej rady wspomnianego wyżej neoliberalnego idioty, czas ów znacząco się skróci) perspektywie negatywnie odbije się na naszym zdrowiu fizycznym oraz psychicznym. Wszelako, jeżeli dobrze trafimy z wykonywanym zawodem, to nawet najcięższa praca sprawi nam satysfakcję i przyjemność; w przeciwnym wypadku okaże się ona dla naszego zdrowia, zwłaszcza psychicznego, o wiele bardziej szkodliwa niż bezrobocie.

I właśnie, można zasuwać długo oraz nad wyraz ciężko, aż do utraty sił, a wymarzony sukces nieodmiennie pozostawał będzie kwestią odległej przyszłości, a najpewniej w ogóle go nie doczekamy. Nie o to bowiem chodzi, by harować, lecz o to, aby nasz wysiłek był efektywny.

Wcale nie trzeba (o ile nie zmuszają nas do tego okoliczności typu chore wymogi szefostwa, bo i tak w kapitalizmie bywa, nierzadko zresztą) zasuwać po szesnaście godzin na dobę (lub jeszcze dłużej) przez siedem dni w tygodniu, nie brać urlopów i zapomnieć o świętach, by odnieść sukces; wręcz nie należy tak postępować. Jeżeli pracujemy dłużej niż sześć do ośmiu godzin dziennie, w zależności od wykonywanych czynności zawodowych, to nasza wydajność spada, z powodu rzecz jasna zmęczenia. Innymi słowy, im robota dłuższa, tym gorsza. Lepiej pracować intensywniej – acz też nie ponad siły – i krócej, niż sztucznie wydłużać czas pracy. Jeśli mamy możliwość rozkładać sobie zajęcia, bo np. wykonujemy wolny zawód, to winniśmy czynić to w taki sposób, aby dobrze zagospodarować nasze siły. Lepiej danego dnia zrobić mniej, ale dokładniej, solidniej i ogólnie efektywniej, a przy okazji nie przemęczyć się, co pozwoli nam wydajniej pracować następnego dnia.

Nie ma też dobrych efektów naszej aktywności zawodowej, czyli właśnie wymarzonego przez nas sukcesu, bez odpoczynku. Jest on warunkiem KONIECZNYM, byśmy mogli wydajnie, porządnie pracować. Powinny składać się na niego: rozrywka (taka, jaką lubimy: czytanie książek/komiksów/prasy, surfowanie po internecie, oglądanie filmów/seriali, gry komputerowe, spacery, sport czy cokolwiek innego), odpowiednio dla naszego organizmu długi sen, a także znienawidzone przez neoliberałów „nic nierobienie”. Bez odpoczynku najzwyczajniej w świecie nie zregenerujemy swoich sił, skutkiem czego nie będziemy mogli skutecznie i efektywnie wykonywać obowiązków zawodowych (a więc nie osiągniemy sukcesu), za to zrujnujemy swojego zdrowie i przedwcześnie odejdziemy do Nawii.

Dlatego też, jeśli faktycznie chcemy cieszyć się wymarzonym sukcesem, to nie słuchajmy bredni zdegenerowanych intelektualnie neoliberałów i innych prawicowców. Pracujmy, bo to jest konieczne, i miejmy świadomość, iż każda praca jest na swój sposób ciężka. Ale nie zaharowujmy się na śmierć, lecz działajmy tak, by nasz wysiłek był nie jak najdłuższy i jak najcięższy, lecz możliwie najbardziej efektywny. Nie jest sztuką tyrać przez szesnaście godzin na dobę niczym w obozie koncentracyjnym, niszcząc swoje zdrowie i życie; sztuką jest odnieść maksimum efektu przy optymalnym wysiłku.

To podstawowa zasada obowiązująca w przyrodzie; wszystkie organizmy funkcjonują w oparciu o nią i nie ma powodu, by ludzie mieli działać inaczej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor