SLD idzie do samorządów
Wczoraj
pisałem o inauguracji kampanii wyborczej przez mieniącą się
opozycją (ha, ha, ha!) tzw. „Koalicję Obywatelską” w postaci
PO, Przestarzałej i Barbary Nowackiej. Ich konwencja wypadła,
delikatnie rzecz ujmując, raczej blado, a miejscami kłamliwie
(zwłaszcza Katarzyna Lubnauer w kwestii kobiecej łgała jak PiS),
program zaś, tzw. sześciopak Schetyny, okazał się li tylko
przeciętny (najlepszy zawarty w nim pomysł został skradziony SLD;
chodzi tu o darmową komunikację publiczną dla uczniów).
Dziś
skupię się na drugiej koalicji, jaka w minioną sobotę również
miała konwencję inaugurującą kampanię przed wyborami
samorządowymi. Chodzi, rzecz jasna, o Sojusz Lewicy Demokratycznej –
Lewica Razem (na użytek notki stosował będę skrót SLD), w skład
której weszło ponad dwadzieścia lewicowych podmiotów.
Pamiętam,
jak jeszcze kilka miesięcy temu Włodzimierz Czarzasty twierdził w
wywiadach, że SLD w wyborach samorządowych wystawi 16 tys.
kandydatów. Okazuje się jednak, że nie docenił lewicowych
działaczy, bowiem z list KKW SLD – Lewica Razem wystartuje aż 24
tys. osób, czyli będzie to podobna liczebnie siła, co PiS, PO i
PSL. Co ciekawe, komitet ów, w odróżnieniu od Bezprawia i
Niesprawiedliwości czy Koalicji (anty)Obywatelskiej, nie ma jednego,
ogólnokrajowego programu na wybory samorządowe. I bardzo dobrze,
gdyż program powinien być oddzielny dla każdej jednostki samorządu
terytorialnego na szczeblu gminnym, powiatowym i wojewódzkim,
uwzględniającym lokalną specyfikę. W jednej gminie będzie ważne
otwarcie nowej przychodni albo biblioteki, w jakimś powiecie –
utrzymanie liceum, któremu grozi likwidacja, a jeszcze gdzie indziej
coś zupełnie innego. Chwali się SLD-owcom, że to rozumieją; tym
wiarygodniej wypadają jako kandydaci w wyborach SAMORZĄDOWYCH.
Nie
zmienia to oczywiście faktu, że Sojusz ma swoje pryncypia
programowe, czyli zestaw głównych idei i postulatów, jakie
chciałby realizować we wszystkich samorządach, w jakich zdobędzie
reprezentację, np. darmowe przedszkola i żłobki (całkiem fajny
sposób, żeby powiązać otrzymywanie 500 Plus z pracą) albo
darmowa komunikacja publiczna dla uczniów i seniorów po 65 roku
życia (czyli lepsza propozycja niż u KO). Pryncypia te Włodzimierz
Czarzasty określił mianem – moim zdaniem, całkiem fajnym –
„szpic programowych”; ma ich być siedem, a w każdy kampanijny
poniedziałek działacze i kandydaci SLD przedstawiali będą
kolejną.
I
tak, wczoraj w Łodzi zaprezentowali pierwszą z nich, pt. Po stronie
dziecka, po stronie rodzica, czyli oczywiście program samorządowy
skierowany dla najmłodszych obywateli i ich rodziców. Miejsce
prezentacji nie było przypadkowe, gdyż łódzki SLD (Tomasz Trela z
tej partii jest wiceprezydentem Łodzi) realizuje program dożywiania
dzieci, tzn. darmowych śniadań; po wyborach ma ją dojść także
darmowe obiady. Warto nadmienić, iż akcję tę wymyślili nie
politycy SLD, ale łódzcy społecznicy; lokalne struktury SLD
pomogły ją jednak wdrożyć w życie, a teraz promują na cały
kraj. Sojusz chce, rzecz jasna, aby takie rozwiązanie weszło w
życie również w innych gminach i miastach na prawach powiatu.
I
trzeba uczciwie napisać, że z czysto samorządowego punktu
widzenia, jest to naprawdę dobry pomysł. Oczywiście, nic nie
zwalnia polityków (lewicowych, bo na prawicowców w tym względzie
liczyć przecież nie można) z obowiązku walki z patologiami
dzikiego kapitalizmu – a problem głodujących dzieci jest
naturalną konsekwencją istnienia tego nieludzkiego, skrajnie
niesprawiedliwego systemu społeczno-ekonomicznego – w tym walki o
podniesienie poziomu egzystencjalnego całego społeczeństwa. Ale
nie oszukujmy się, na poziomie samorządowym, zwłaszcza zaś
gminnym i powiatowym, podejmować można jedynie środki zaradcze.
Takie właśnie jak darmowe posiłki dla dzieci w szkołach.
Podnoszenie
takich oto kwestii jak najbardziej się SLD chwali. Czekam z
niecierpliwością na prezentację kolejnych „szpic programowych”.
A
na koniec jeszcze jedno. W internecie i innych mediach pojawia się
sporo komentarzy, jakoby SLD, nie chcąc współdziałać, a nawet
łączyć się z PO, dążył do koalicji z PiS-em. Ktoś, kto pisze
i wygłasza takie tezy, chyba za bardzo nie orientuje się w
działaniach politycznych Sojuszu… ani w polskiej polityce w ogóle.
Spośród obecnych głównych partii (chodzi mi tu także o: PO,
Przestarzałą, PSL i Kukiz’15, formalnie niebędący partią, acz
w praktyce – owszem, bo jest to organizacja dążąca do zdobycia i
utrzymania władzy politycznej) właśnie Sojusz jest i
ideologicznie, i pod względem podejmowanych działań najdalszy od
Bezprawia i Niesprawiedliwości. Świadczy o tym chociażby pakt,
jaki Włodzimierz Czarzasty zaproponował innym ugrupowaniom
określającym się jako opozycyjne: pilnowanie uczciwości wyborów
samorządowych, głosowanie w drugiej turze na kandydatów
opozycyjnych (bez względu, z jakiego komitetu, byle nie z PiS) i
niewchodzenie w powyborcze koalicje z Bezprawiem i
Niesprawiedliwością. Dodał, że nie wierzy, by Schetyna,
Kosiniak-Kamysz i Kukiz podpisali się pod taką deklaracją,
zwłaszcza pod jej drugim i trzecim punktem, co świadczy o wysokim
poziomie realizmu politycznego u pana przewodniczącego.
Co
do mnie, wcale bym się nie zdziwił, gdyby poza kamerami
Platformersi, Przestarzali i PSL-owcy zawierali ciche układy z
PiS-owcami; o Kukizowcach nawet nie wspominam, bo to wszak PiS-owska
przystawka.
Cóż,
do wyborów samorządowych pozostało jeszcze trochę czasu i wiele
może się po drodze zmienić. Ale na dzień dzisiejszy to kandydaci
KKW SLD – Lewica Razem, na wszystkich szczeblach struktury
samorządu terytorialnego, mają największe szanse na moje głosy.
Komentarze
Prześlij komentarz