Dokąd zmierza Robert
Dziś
znów skupimy się na Robercie Biedroniu i ruchu społecznym, jaki
zamierza on stworzyć.
No
właśnie, zamierza. Na wczorajszej konferencji prasowej pan Biedroń
zadeklarował, że kongres założycielski tegoż ugrupowania
odbędzie się w lutym przyszłego roku. Pierwszym więc testem dla
jego możliwości politycznych byłyby wybory do Parlamentu
Europejskiego. Jeśli tak faktycznie ma być, radziłbym panu
Robertowi, aby się pospieszył. Rozumiem bowiem, iż rzecz cała
wymaga przygotowań i pracy, ale jeśli zaplanował on swój kongres
DOPIERO na luty, będzie miał pół roku w plecy.
Dalej,
trudno jak na razie określić, jak pod względem ideologicznym
sytuowała się będzie nowa partia. Na wczorajszej konferencji
Robert Biedroń nie okazał się, pod tym przynajmniej względem,
szczególnie konkretny. Demonstrował, owszem, dużo optymizmu i
wiary w siebie, sypał nader ogólnymi formułkami o „polityce
przyjaznej ludziom”, czerpał już to z Aleksandra Kwaśniewskiego,
już to z Jana Pawła II, udowodnił, że ma niekwestionowany talent
oratorski (co zresztą wiadomo od dawna)… ale żadnych, podanych
choćby w zarysach, podstaw programowych nie było. Dotychczasowy
prezydent Słupska zapowiada, że pogram powstanie w ciągu
najbliższych sześciu miesięcy. Okej, nie mówię, na opracowanie
go w szczegółach potrzeba czasu, zwłaszcza, jeśli program ma być
dobry, i jeżeli, co należy zakładać, polityk chciałby do jego
współtworzenia zaprosić swoich aktualnych i potencjalnych
zwolenników. Niemniej jednak, skoro deklaruje się budowę partii,
mającej reprezentować nową jakość (jakże potrzebną!) na
polskiej scenie politycznej, to wypadałoby przynajmniej z grubsza
określić choćby ramy ideologiczne, dotyczące kwestii
światopoglądowych, ustrojowych, społecznych i ekonomicznych, w
jakich będzie się ona mieściła. Tymczasem o tym nie wiadomo nic.
Jasne,
wielu z Was powie, iż Robert Biedroń jest politykiem lewicowym,
toteż jego formacja też będzie na lewo od centrum. W dziedzinie
światopoglądu i praw człowieka na pewno tak będzie; tu nie mam
żadnych wątpliwości. Należy też domniemywać, że będzie to
formacja aprobująca ustrój demokratyczny i broniąca zasad państwa
prawa, a raczej postulująca ich odbudowę i podniesienie ze
spustoszeń poczynionych przez Bezprawie i Niesprawiedliwość. Jak
dotąd wszystko okej, w kanonie i lewicy, i liberalizmu się to
mieści.
Ale
w kwestiach społeczno-ekonomicznych tak wesoło nie jest; już na
starcie rodzą się tu wątpliwości, czy partia Roberta Biedronia
będzie lewicowa. Bo niebezpieczeństwo jej usytuowania po stronie
prawej wydaje się realne.
Otóż,
pan Biedroń jest admiratorem Leszka Balcerowicza, którego uważa za
„autorytet ekonomiczny”; z jego porad miał korzystać jako
prezydent Słupska. Balcerowicz tymczasem to skrajny prawicowiec,
zwolennik – identycznie jak… Benito Mussolini (ciekawostka taka,
choć raczej ponura) – państwa minimum, ograniczonego do wojska,
policji tudzież aparatu podatkowego (przy czym podatki obciążać
mają bardziej biednych niż bogatych), a zatem państwa, funkcją
którego jest KARANIE obywateli, nie zaś pomaganie im. Balcerowicz
to fanatyczny przeciwnik progresji podatkowej, płacy minimalnej i
wszelkich świadczeń socjalnych; w jego chorej wizji ma je zastąpić
mityczny „wolny rynek”. Ten reprezentant klas
pasożytniczo-wyzyskujących jest, co najgorsze, odpowiedzialny –
do spółki z Jeffreyem Sachsem, plan którego wykonywał – za
destrukcję polskiej gospodarki na początku lat 90. ubiegłego
stulecia, pojawienie się wówczas kilkumilionowego bezrobocia,
bezdomności i masową pauperyzację społeczeństwa, której skutki
odczuwamy do dzisiaj; ponosi winę za rabunkową prywatyzację, w
wyniku którego rodzimy przemysł i rozwój technologiczny zostały
zniszczone, a Polska stała się kolonią międzynarodowego kapitału,
eksploatowanym przezeń państwem peryferyjnym, rezerwuarem taniej
siły roboczej. Balcerowicz jest również współautorem deformy
emerytalnej, czyli utworzenia złodziejskich OFE, jakie doprowadziły
do tego, że emerytury Polaków są dziś bardzo niskie (i które
Bezprawie i Niesprawiedliwość przywraca pod postacią Pracowniczych
Planów Kapitałowych). No i to Balcerowicz jako minister ponosił
główną odpowiedzialność za rozłożenie budżetu państwa na
łopatki w okresie rządów AWS-UW (1997-2001).
Jeżeli
zatem osobnik ów będzie guru ekonomicznym partii Roberta Biedronia,
twórcą jej programu gospodarczego, to nie będziemy mieli do
czynienia z żadną nową formacją lewicową, lecz z kolejną
prawicą (tak, tak!), tyle że światopoglądowo liberalną, nie zaś
konserwatywną. Taka nieco bardziej otwarta na mniejszości i ludzką
różnorodność kopia Przestarzałej. Oby więc pan Biedroń czym
prędzej przejrzał na oczy!
No
i należy postawić pytanie, czy nowy ruch na i tak rozdrobnionej
lewicy – zakładając, że to jednak BĘDZIE formacja lewicowa –
jest RZECZYWIŚCIE potrzebny? Moim zdaniem, znaczne lepiej byłoby,
aby Robert Biedroń, oczywiście po odcięciu się od Balcerowicza,
przyłożył rękę do ZJEDNOCZENIA lewej strony sceny politycznej,
bo ono właśnie jest teraz nader potrzebne.
Komentarze
Prześlij komentarz