Za płace wasze i nasze

Niejaki Morawiecki Mateusz, czyli premier rządu Jarosława Kaczyńskiego, jeździ po kraju, opowiadając bajędy, jak to w Polsce pod władzą jego partii żyje się coraz lepiej (aha, zwłaszcza, że płace rosną ślamazarnie, a ceny i stawki opłat – bardzo szybko), i strasząc, że jeśli Bezprawie i Niesprawiedliwość przegra wybory samorządowej, rząd pieniążków poszczególnym jednostkom samorządu terytorialnego nie sypnie. Czyli jest to szantaż typu mafijnego.
Tymczasem dalece nie wszyscy obywatele są zadowoleni z PiS-owskich rządów, które bynajmniej nie są prospołeczne i w żadnym razie nie dbają o poprawę sytuacji bytowej Polaków, zwłaszcza tych mniej zamożnych.
Około 20 tys. takich właśnie niezadowolonych przeszło w minioną sobotę, czyli 22 września, ulicami Warszawy, w ramach manifestacji zorganizowanej przez Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego. Nauczyciele, dodajmy, byli najliczniejszą z grup, jakie wzięły udział w owej demonstracji; protestowali przeciwko chaosowi w szkołach wywołanemu przez deformę systemu wątpliwej edukacji autorstwa ministry Zalewskiej, niskim płacom i warunkom pracy pedagogów, likwidacji placówek szkolnych, no i domagali się – jak najsłuszniej – dymisji rzeczonej ministry. Oprócz nich swoje niezadowolenie z sytuacji bytowej manifestowali też m. in.: metalowcy (i bynajmniej nie chodzi tu o fanów pewnego gatunku muzycznego), pracownicy ZUS-u (tak, ci na najniższych szczeblach zarabiają mało, więc od dłuższego czasu narastają wśród nich w pełni uzasadnione, buntownicze nastroje), strażacy, pracownicy służby zdrowia czy też emigranci zarobkowi z Ukrainy, zrzeszeni w ukraińskich związkach zawodowych i stowarzyszeniach zajmujących się samopomocą (działają podobno całkiem prężnie, i dobrze, bo Ukraińcy robią w Polsce za jeszcze tańszą niż Polacy siłę roboczą, toteż mają o co walczyć). Manifestację wsparli również lewicowi politycy/działacze, w tej liczbie: Andrzej Rozenek, Paweł Śpiewak i Piotr Ikonowicz – ogromnie im się to chwali.
Jeśli chodzi o kwestie merytoryczne, to przedstawiciele organizatorów skarżyli się na patologie, które w kapitalistycznej Polsce pod rządami rzekomo prospołecznego Bezprawia i Niesprawiedliwości mają się świetnie: umowy śmieciowe, niskie płace, zamrożenie wynagrodzeń w budżetówce (zamroził je jeszcze rząd PO-PSL, ale PiS miało je odmrozić, czego nie zrobiło), a nawet w sądownictwie, powolny przyrost płacy minimalnej i stawki godzinowej, brak troski o usługi publiczne ze strony rządzących, zawłaszczanie kolejnych instytucji przez Bezprawie i Niesprawiedliwość, itd. Ukraińscy demonstranci zwracali uwagę na trudną sytuację swoich rodaków w (k)raju nad Wisłą i domagali się, słusznie zresztą, równych płac za tę samą pracę.
Na narzekaniu bynajmniej się nie skończyło, ponieważ uczestnicy manifestacji wysunęli sporo bardzo konkretnych postulatów: wzrostu wynagrodzeń w sferze państwowej i samorządowej, likwidacji umów śmieciowych, podniesienia płacy minimalnej do 50 proc. średniego wynagrodzenia (ostatnio rząd PiS-u nieco ją podwyższył, ale na tyle mało, że wzrost ów pochłonie inflacja, a cała operacja miała na celu sprawienie, by samotne matki nie zmieściły się w dolnym progu dochodowym uprawniającym do pobierania 500 Plus, w związku z czym będzie można odebrać im to świadczenie), dwa i pół raza wyższych stawek za pracę w niedzielę, zinstytucjonalizowanej walki z mobbingiem (casus księdza Stryczka ukazał, jak bardzo jest to potrzebne) i dyskryminacją, wprowadzenia realnego dialogu społecznego od poziomu zakładu pracy po szczebel krajowy, zatrzymania postępującej likwidacji emerytur pomostowych dla osób pracujących w szkodliwych dla zdrowia warunkach i w zawodach o szczególnym charakterze, zwiększenia nakładów na edukację, ochronę zdrowia tudzież służby mundurowe, wydłużenia urlopu wypoczynkowego do 32 dni (tymczasem PiS zamierza urlopy skracać!), równej płacę za tę samą pracę w CAŁEJ UE, skrócenia czasu pracy do 35 godzin tygodniowo, odmrożenia Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych, wprowadzenia prawa do przejścia na emeryturę ze względu na staż pracy, szybkiego wzrostu wysokości rent i emerytur (PiS niby je podwyższyło, ale o żałosne kwoty).
Nie będę tutaj rozpisywał się o każdym z tych żądań po kolei; za mało miejsca na to, stwierdzę tylko, że wszystkie uważam za słuszne. No i trudno nie dziękować osobom, które wzięły udział w sobotniej demonstracji, za wskazanie, że w (k)raju nad Wisłą bynajmniej się dobrze nie dzieje. A i tak wyszczególnili tylko niektóre problemy. I bynajmniej nie stanowią wszystkich skorych do protestów grup. Coraz głośniej mówi się chociażby o strajku pracowników pomocy społecznej, zarobki których są NIŻSZE niż dochody niektórych ich podopiecznych, a dziś zapadnie decyzja o strajku w LOT. Zarząd tejże zarządzanej przez PiS-owców firmy nadal bowiem utrzymuje bardzo złe warunki pracy, i mało tego – chce jeszcze zatrudniać bezpłatnych stażystów.
Na koniec mała refleksja. Neoliberalni (a innych do głosu w kapitalistycznej Polsce prawie się nie dopuszcza) ekonomiści i publicyści twierdzą, że tylko wówczas będzie w (k)raju nad Wisłą dobrze – znaczy, niby to dla gospodarki – gdy Polacy będą się zaharowywali niemal na śmierć za jak najniższe wynagrodzenia, a najlepiej w ogóle za darmo, zaś najpowszechniejszą formą zatrudnienia staną się śmieciówki. Otóż, wówczas NIGDY nie będzie dobrze; przeciwnie, narastało będzie rozwarstwienie społeczno-ekonomiczne, czyli większość obywateli pogrąży się w nędzy, a garstka napasie się na ich ciężkiej pracy.
Toteż bardzo dobrze, że są ludzie, jacy potrafią się zorganizować, zebrać i zademonstrować, że musi być inaczej, niż chcą neoliberałowie, kapitaliści i posłuszne im prawicowe rządy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor