Czarny dzień dla wolności
Wczoraj
mieliśmy czarny dzień dla wolności w internecie. Parlament
Europejski przegłosował dyrektywę formalnie w sprawie praw
autorskich na jednolitym rynku cyfrowym (kolokwialnie, lecz trafnie
zwaną „ACTA2”), a w istocie o podporządkowaniu Sieci wielkim
koncernom wydawniczym.
Już
kiedyś o niej pisałem, toteż, żeby się nie powtarzać, dziś
wskażę tylko, iż ów bubel prawny umożliwi największym, a zatem
najbogatszym wydawnictwom działającym w internecie (czyli
międzynarodowym koncernom) ograniczanie internautom dostępu do
sieciowych zasobów intelektualnych (np. poprzez wprowadzanie opłat),
cenzurowanie tychże zasobów (wszystko, co się ukaże, będzie
filtrowane rzekomo pod kątem praw autorskich), doprowadzanie do
bankructwa mniejszych podmiotów, jak choćby niezależnych portali
informacyjnych czy małych wydawnictw; skończy się też
udostępnianie linków, przynajmniej w takie formie jak obecnie,
pewnie nie będzie również memów…
Warto
przy tym zauważyć, że sami twórcy i artyści, dzieła których
trafiają do internetu, na dyrektywie owej absolutnie NIE zyskają.
Przeciwnie – pieniądze za korzystanie z praw autorskich popłyną
bowiem nie do faktycznych autorów poszczególnych dzieł muzycznych,
filmowych, literackich, itd., lecz właśnie do wspomnianych wyżej
medialnych gigantów, potężnych koncernów wydawniczych, twórcom
zaś i artystom grozi los amerykańskich autorów komiksów, którzy
nie mają praw do stworzonych przez siebie postaci i historii. Ci
polscy artyści, którzy popierają tę chorą dyrektywę,
najwyraźniej są zmanipulowani, toteż nie zdają sobie sprawy z
zagrożenia dla NICH SAMYCH.
Oczywiście,
od przegłosowania dyrektywy do jej wdrożenia droga jest jeszcze
daleka, proces legislacyjny trwa, zatem nadzieja na naszą – czyli
internautów – wolność, mimo wszystko nie zgasła.
Aha,
żebym nie zapomniał – oczywiście twórcy i artyści powinni
otrzymywać wynagrodzenie za to, że owoce ich pracy są dostępne w
Sieci, ale w tym celu nie trzeba niszczyć internetowej wolności,
lecz wystarczy poprawić ściągalność tychże pieniędzy.
Ale
wróćmy do meritum. Jeśli chodzi o polskich europosłów, przeciwko
omawianej dyrektywie głosowali ci z Sojuszu Lewicy Demokratycznej:
pani Krystyna Łybacka, pan Bogusław Liberadzki i pan Janusz Zemke.
Z tego tytułu składam im niniejszym wyrazy uznania i szacunku;
udowodnili, że faktycznie stoją po stronie wolności oraz
obywateli. W najbliższych wyborach do Europarlamentu (i nie tylko)
SLD ma więc mój głos.
Przyzwoicie
zachowali się też europosłowie… Bezprawia i Niesprawiedliwości,
czym, przyznam szczerze, miło mnie zaskoczyli. Oni również
głosowali przeciw paskudnej tej dyrektywie, powołując się na
swoje umiłowanie wolności. Było to oczywiście zachowanie totalnie
nieszczere, po prawicowemu załgane; PiS jest partią
anty-wolnościową, co udowadnia każdego dnia w Polsce poprzez
niszczenie sądownictwa, represje wobec opozycji, poparcie dla
faszyzmu, itd. Podejrzewam zresztą, że reprezentanci tej partii w
PE posłuchali głosu nie wzburzonych internautów, ale tych wielkich
koncernów, które dyrektywy akurat nie popierają, gdyż może ona
prowadzić do nałożenia na nich opłat; chodzi tu o producentów
elektroniki. Cóż, na Bezprawie i Niesprawiedliwość głosować tak
czy owak nie zamierzam; jedna kostka cukru (cokolwiek zresztą
podrobionego) nie uzdatni do picia morza kwasu siarkowego.
Za
to europosłowie z Platformy (anty)Obywatelskiej pokazali, że
faktycznie są anty-obywatelscy (ACTA2 godzi wszak w prawa obywateli
UE korzystających z internetu) i anty-wolnościowi. Poparli
dyrektywę. W przeciwieństwie do PiS-owców, nie ma tu mowy o
zaskoczeniu. Platformersi, jako polityczni reprezentanci wielkiego
kapitału, od samego początku popierali ten chory akt prawny, no i
po prostu tego dowiedli. Cóż, politycy tej partii na mój głos
liczyć również nie mogą, z jednym co najwyżej wyjątkiem, pod
warunkiem, że na wybieralne stanowisko samorządowe, o którym piszę
(zachowam dla siebie, jakie dokładnie, i o jakiego Platformersa
chodzi) nie pojawi się LEWICOWY kandydat z sensowym programem.
No,
ale Czarna Środa za nami, dziś mamy czwartek i żyjemy dalej.
Korzystajmy z możliwości, jakie daje internet, póki jeszcze nam
wolno.
Co
do mnie, to podejrzewam, że internet jest medium na tyle potężnym,
a internauci są tak liczni na całym świecie, że wielkie koncerny
jednak przegrają tę batalię. Batalię o nasze prawa i naszą
wolność, podkreślam.
Komentarze
Prześlij komentarz