Kapitalizm, depresja, śmierć

Dziś będzie ponuro.
Oglądając telewizję, słuchając radia, czytając artykuły w gazetach, czasopismach bądź internecie, natknąć się można często na termin „choroby cywilizacyjne”, czyli takie, których plaga ma być efektem rozwoju ludzkiej cywilizacji, rozumianej zresztą dość szeroko, a raczej negatywnych skutków ubocznych tegoż rozwoju. Są to schorzenia zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Do tych drugich zalicza się depresja – faktycznie coraz powszechniejsza plaga naszych czasów, niszcząca życie rosnącej liczbie ludzi na całym niemal globie. Wbrew pozorom, nie jest to wcale emocjonalny dołek, jak przedstawiały to swego czasu reklamy („sposoby na jesienną depresję”), możliwy do wykurowania spacerem lub fajnym filmem, lecz nader poważna choroba, oznaczająca w wielu wypadkach totalne załamanie, często prowadząca chociażby do prób samobójczych. I nie ma przypadku w tym, że im dzikszy i bardziej bezwzględny staje się kapitalizm, tym przypadków tego schorzenia więcej.
Oczywiście, nie wszystkie przyczyny depresji są systemowe. Można na nią zapaść z powodu utraty bliskiej osoby, nieporozumień rodzinnych, wypadku samochodowego czy też jakiegokolwiek innego nieszczęścia. Ale powszechne w kapitalizmie osłabienie ludzkiej psychiki – u coraz młodszych osób, dodajmy – zachorowaniu na tę paskudną przypadłość bez wątpienia sprzyja. Przykładowo, łatwo można zapaść na depresję z powodu przepracowania; wiele firm, zamiast zatrudniać nowych pracowników, obkłada dotychczasowych nowymi obowiązkami, za czym z reguły nie idzie wzrost wynagrodzenia. Prowadzi to, rzecz jasna, do przemęczenia, w tym psychicznego, nawału zmartwień, braku czasu na odpoczynek, życie rodzinne i rozwój zainteresowań, a to zaiste podatny grunt dla depresji; sam znam człowieka, który właśnie w taki sposób w nią popadł (żona musiała go stale monitorować, żeby czegoś sobie nie zrobił).
Dalej, coraz powszechniejszy w obecnym stadium rozwoju nieludzkiego systemu kapitalistycznego jest brak stabilności zatrudnienia, przekładający się oczywiście na zero stabilizacji życiowej. Strach o to, czy szefunio następnego dnia nie pogoni nas z roboty, i czy w ogóle dostaniemy zarobione pieniądze, w żadnym razie na zdrowie psychiczne się nie przekłada. Podobnie jak długotrwałe bezrobocie, które też może skutkować schorzeniami umysłowymi. Jeszcze gorsza niż ono jest zła praca, czyli nie tylko nisko płatna i niestabilna, ale też będąca znacząco poniżej kwalifikacji pracownika, nieoferująca mu perspektyw zawodowych. A jeśli jeszcze w miejscu zatrudnienia dochodzi do mobbingu, droga do załamań i chorób psychicznych, w tym do depresji, stoi otworem; vide Stowarzyszenie „Wiosna” i sadystyczne praktyki księdza Stryczka – niektóre jego ofiary poddać się musiały leczeniu psychiatrycznemu, do takiego stanu je doprowadził.
Życie w kapitalizmie w ogóle jest bardzo depresyjne. Nieludzki ów system z jednej strony rozbudza w ludziach ogromne oczekiwania i aspiracje (służą temu głównie reklamy), w tym te dotyczące szeroko pojętego statusu majątkowego, z drugiej zaś praktycznie uniemożliwia ich zaspokojenie. Powszechny wyzysk sprawia, że mimo harowania po kilkanaście godzin na dobę przez sześć, a nawet siedem dni w tygodniu, zarobione kwoty (o ile oczywiście pan kapitalista łaskawie raczy je wypłacić) ledwo pozwalają na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb, tzn. na opłacenie rachunków i zakup najtańszej żywności oraz najtańszych środków higienicznych… a bywa coraz częściej, że i na to nie starczają. Jednocześnie kapitalistyczna propaganda, serwowana przez ekonomistów, polityków („Niech siostra znajdzie lepszą pracę i weźmie kredyt”), publicystów i autorów książeczek motywacyjnych, wciska ludziom, że to, iż mają puste ręce, stanowi wyłącznie ICH winę (bo pomimo że wypruwają sobie żyły w urągającej ludzkiej godności robocie, wciąż są „za mało aktywni”), w żadnym zaś razie systemu. Nadto kapitalizm odziera nas z nadziei na awans społeczny, bo przecież najbardziej poczesne miejsca w strukturze poszczególnych społeczeństw JUŻ SĄ pozajmowane przez, jak to ładnie określają media „ludzi sukcesu”, toteż droga na szczyt pozostaje dla reszty ludzkości zamknięta. Skutkuje to rzecz jasna poczuciem braku perspektyw, jaki w połączeniu z przepracowaniem, frustracją, niemożnością samorealizacji, kłopotami rodzinnymi (przybywa rodzin, jakie rozpadają się z powodu biedy, niskich zarobków i emigracji ekonomicznej) i wywołanym załganą kapitalistyczną propagandą poczuciem winy za własną „nieudolność”, w prostej linii wiedzie do załamania stanu zdrowia psychicznego, stanowiącego idealne warunki dla rozwoju depresji.
A ta, jak wskazałem wyżej, i co potwierdzają specjaliści, skutkuje często próbami samobójczymi. I tak, w (k)raju nad Wisłą, począwszy od 1989 roku, wzrasta, jakkolwiek z pewnymi wahaniami, liczba zamachów na własne życie, w tym oczywiście skutecznych. Jeszcze do niedawna modelowym polskim samobójcą był mężczyzna po czterdziestce, który stracił zatrudnienie i nie miał nadziei na znalezienie nowego. Często też życie odbierają sobie seniorzy, czyli obdarci z dorobku życia i godności emeryci i renciści pobierający głodowe świadczenia; do takich samobójstw dochodzi głównie w okresie świątecznym – dokonujących je ludzi dobijają psychiczne pełne sztucznej radości bożonarodzeniowe reklamy. Pewne wskaźniki sugerują – i to jest akurat dobra wiadomość – że w ubiegłym roku spadła liczba samobójstw na skutek biedy; być może jest to zasługą programu 500 Plus. Za to przyrasta liczba zamachów na własne życie dokonywanych przez dzieci i młodzież (czyli ogólnie osoby poniżej osiemnastego roku życia). Bo one też są przemęczone, nie dają rady sprostać rosnącym wymaganiom ze strony systemu, szkoły i rodziców, nie mają u kogo szukać pomocy (bo rodzice albo wyjechali za chlebem, albo są tak zaharowani, że brakuje im czasu dla dzieci, a w szkole psychologa brak lub jest niekompetentny), toteż załamują się psychicznie.
Życie w kapitalizmie jest zatem skrajnie szkodliwe dla naszej psychiki, a w wypadku rosnącej liczby osób okazuje się wręcz zabójcze. Toteż prawicowi politycy i ekonomiści, jacy przyczynili się do wdrożenia tego nieludzkiego, zbrodniczego systemu w (k)raju nad Wisłą po 1989 roku, ponoszą współodpowiedzialność za epidemię depresji i samobójstw.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor