Żona celebryty

Kandydatka na Pierwszą Damę, czyli żona celebryty kandydującego na Prezydenta RP i pilotka wojskowa w jednej osobie, właśnie dołożyła kamyczek do kampanii wyborczej swojego męża – katolickiego publicysty, pozującego na liberała (nieskutecznie, ponieważ internauci wyciągają jego homofobiczne i antykobiece wypowiedzi).
Pochwaliła się oto, że jest osobą tolerancyjną wobec mniejszości seksualnych… Ale zaraz potem dodała, iż małżeństw osób tej samej płci nie uznaje. Podobno nie zna też pary jednopłciowej, jaka planowałaby zawarcie związku małżeńskiego (nic dziwnego; wątpliwe, by środowisko LGBT chciało mieć z tą kobietą coś wspólnego).
Takim twierdzeniem wpisała się idealnie w linię ideologiczną męża. On też podaje się za osobę tolerancyjną, twierdzi, iż szanuje osoby o odmiennej niż hetero orientacji seksualnej. Nawet chciałby (jeśli, naturalnie, zostanie prezydentem) zaprosić tych ludzi do Pałacu Prezydenckiego. I tam powiedziałby im, że mają jego szacunek, ale żadnych praw im nie przyzna, i w ogóle też jest przeciwnikiem małżeństw jednopłciowych, bo są niezgodne z wytycznymi katolicyzmu.
Ów kandydat ma też fanatycznie antyaborcyjne przekonania. Kilka lat temu zabieg przerwania ciąży określił mianem „morderstwa”, zapowiedział też, że chętnie podpisałby, jako prezydent, ustawę zaostrzającą i tak nazbyt restrykcyjne prawo antyaborcyjne. Podczas swojej kampanii niby to złagodził ów przekaz… no właśnie, NIBY.
Nie wiem, jakie zdanie na temat aborcji i ogólnie praw kobiet ma jego żona, niemniej jednak po tym, co powiedziała o związkach jednopłciowych, domniemywać należy, że i w tej kwestii zgadza się z mężem-celebrytą. Czyli jest de facto antykobieca, choć gdyby miała się na ten temat wypowiedzieć publicznie, najprawdopodobniej brzmiałoby to jakoś tak: „Popieram prawa kobiet, ale...”.
I tu właśnie wychodzi na jaw obłuda tych państwa. Wsteczność, konserwatyzm (i to z tych betonowych), wrogość wobec praw człowieka (zwłaszcza kobiet oraz mniejszości seksualnych) maskowane przez niby-postępowość oraz niby-tolerancję. Twierdzą, że chcą unowocześniać Polskę, podczas gdy tak naprawdę zamierzają doprowadzić do tego, by wciąż trwała ona w bajorze prawicowej ciemnoty.
Żona celebryty powiedzieć też miała, iż skoro ona sama jest najedzona, to nie ma głodu na świecie. Czyli zaprezentowała typowe dla ludzi zamożnych, dość powszechne w kapitalizmie podejście do ludzkiego życia. Nie zdziwiłbym się, że gdyby dowiedziała się, iż ludzie jednak głodują, to stwierdziłaby, że jest to wina ich samych, bo są leniwi i nie pracują. Co ciekawe, jej mąż prowadzi fundację charytatywną pomagającą dzieciom w Afryce, więc powinien wyjaśnić żonie, czym jest głód. O ile sam nie kwestionuje jego istnienia, bo i tego nie można wykluczyć.
Jasna strona tego wszystkiego jest taka, że tego typu bzdurne wypowiedzi owego celebryty, jak też jego małżonki, zmniejszają szansę na zwycięstwo wyborcze i wprowadzenie się ich do Pałacu Prezydenckiego.
A pan Szymon Hołownia zdecydowanie nie powinien zostać prezydentem. Jako prokościelny konserwatysta, nadto bezpartyjny, czyli bez zaplecza (oraz, co gorsza, doświadczenia) politycznego, a zatem łatwo sterowalny przez PiS, Kościół i wielki kapitał, byłby na tymże stanowisku nader niebezpieczny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor