Pu Yi
Jedną
z najciekawszych, moim skromnym zdaniem, postaci historycznych był
Aisin Gioro Pu Yi (1906-1967), ostatni cesarz Chin.
Był
on przedstawicielem mandżurskiej dynastii Qing, która w drodze
podboju zdobyła władzę w Państwie Środka w XVII wieku… i przez
następne trzy stulecia stopniowo doprowadziła je do upadku i
faktycznego podporządkowania mocarstwom europejskim.
Pu
Yi został koronowany w roku 1908, w wieku niespełna… trzech lat.
Nie porządził jednak długo, bo kilka lat później wybuchła
rewolucja, w wyniku której powstała Republika Chińska, rządzona
przez Sun Jat-sena. Rodzina Pu Yi w jego imieniu złożyła akt
abdykacji; w zamian za zrzeczenie się władzy cesarz miał pozostać,
w luksusowych, dodajmy, warunkach, w Zakazanym Mieście, czyli
siedzibie rodów cesarskich. Jego władzę monarchiści zbrojnie
przywrócili w 1917 roku, ale tylko na dwanaście dni. Po ponownym
obaleniu, Pu Yi usunięto z Zakazanego Miasta; zamieszkał w
rodzinnej siedzibie w Pekinie, nadal żyjąc w luksusie. W tamtym
okresie używał imienia Henry. Formalnie był tylko obywatelem
Republiki Chińskiej. W roku 1924 przeniesiono go przymusowo do
Tianjinu, na teren koncesji japońskiej, gdzie przebywał pod opieką
policji z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Japonia
dokonała zbrojnej agresji na Chiny w 1931 roku, zajmując
północno-wschodnią część tego państwa, czyli dawną Mandżurię,
skąd wywodziła się dynastia Qing. Utworzono tam marionetkowe, w
stu procentach zależne od Tokio państewko Mandżukuo. Pu Yi
mianowano najpierw prezydentem, a potem cesarzem tegoż tworu
politycznego. Monarcha miał nadzieję, że Japończycy z czasem
podbiją całe Chiny i oddadzą mu je we władanie.
Były
to nadzieje całkowicie złudne. Mandżukuo służyło wojskom
japońskim jedynie za bazę wypadową do działań zbrojnych na
terenie Chin oraz do zbrodniczych eksperymentów na ludziach, na
których testowano różnego rodzaju uzbrojenie. Pu Yi był władcą
stuprocentowo marionetkowym; wyłącznie podpisywał podsunięte mu
przez japońskich urzędników (faktycznie kontrolowali dwór i
administrację państwową) dokumenty (z kimś się to kojarzy?).
Formalnie więc na niego spadała odpowiedzialność za japońskie
zbrodnie, właśnie dlatego, że JEGO podpis widniał na wszelkich
rozkazach. I tak było przez całą II wojnę światową.
W
1945 roku wojska radzieckie zajęły Mandżukuo oraz północną
część Półwyspu Koreańskiego (również okupowanego wprzódy
przez Japończyków). Pu
Yi dostał się do niewoli i trafił do ZSRR, a
w
roku 1950 przekazany
został Chińskiej Republice Ludowej. Przez następne lata siedział
w obozie dla zbrodniarzy wojennych, gdzie uczył się fachu
ogrodnika. Wyszedł na mocy amnestii w 1959 roku. Na wolności
pracował w ogrodzie botanicznym, potem jako archiwista
Komisji
Materiałów Historycznych Ogólnochińskiego Komitetu Ludowej
Politycznej Rady Konsultatywnej Chin, zasiadał
w Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej. Jego największym
problemem była… żona, pielęgniarka Li Shuxian, która ciągle
zarzucała byłemu cesarzowi impotencję, w związku z czym chciała
się z nim rozwieźć (przeszkodził temu premier Zhou Enlai – ten
sam, co zlecił przetłumaczenie Dziadów Adam Mickiewicza na język
chiński – ponieważ rozwód taki źle wyglądałby wizerunkowo).
Pu Yi zmarł w 1967 roku. Zostawił po sobie autobiografię Byłem
ostatnim cesarzem Chin, zekranizowaną przez Bernardo Bertolucciego
(film nosi tytuł Ostatni cesarz; naprawdę warto obejrzeć).
Co
ważne, Pu Yi NIGDY niczym nie rządził, nawet własnym życiem.
Kiedy był dzieckiem i młodym człowiekiem, decydowali za niego
krewni (np. abdykacja, jaką za niego podpisali), potem Japończycy,
a po wyjściu z obozu jenieckiego żadnej formalnej władzy
oczywiście nie sprawował. Jako prezydent, następnie zaś cesarz
Mandżukuo był zaledwie japońskim długopisem, który składał
swój podpis na każdym napierze, na jakim złożyć mu go kazano.
Przez swoich mocodawców nie był szanowany, podobno nawet jego
gwardii pałacowej Japończycy odebrali miecze.
Nie
wiem, jak Wam, ale mnie kojarzy się to z Andrzejem Dudą, który też
jest li tylko marionetką w ręku Kaczyńskiego Jarosława. Jego
funkcją jest tylko podejmowanie decyzji, które
podjąć mu nakazał Wódz Jarosław, podpisywanie dokumentów
podsuniętych przez PiS oraz firmowanie demolowania ustroju państwa.
Jaka
jest różnica? Pu Yi zachował się godnie, uważał się za
odpowiedzialnego za japońskie zbrodnie w Mandżukuo, nawet niejako
zawyżał swoją winę. Po Andrzeju Dudzie czegoś takiego nie należy
się spodziewać.
Komentarze
Prześlij komentarz