Szymon, czyli fałszywa nadzieja

Wszyscy mądrzy i myślący obywatele wiedzą, że to, co szykuje nam Bezprawie i Niesprawiedliwość, nie będzie wyborami ani nawet głosowaniem, lecz straszliwą hucpą, w nad wyraz wulgarny sposób urągającą prawu oraz zasadom ustrojowym. Dziadostwo to nie powinno się odbyć, tu nie ma najmniejszych wątpliwości.
Niemniej jednak, nie dziwię się kandydatom, którzy nie składają broni i walczą do końca, czyli Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, Szymonowi Hołowni i Robertowi Biedroniowi. Jasne, oba wyjścia – bojkot tych niby-wyborów, czyli de facto oddanie głosu na Dudę, oraz wzięcie w nich udziału, czyli legitymizacja bezprawia – są złe, niemniej jednak żywię szacunek dla ludzi, którzy nie odpuszczają, nie składają broni. Choć z tych trzech oczywiście tylko Robert Biedroń może pochwalić się sensownym, pozytywnym programem wyborczym tudzież postępową wizją zmian, jakie powinny nastąpić w Polsce.
Problem w tym, że przybywa wyborców, których uwiódł Szymon Hołownia. Będący, przypominam, nie zawodowym politykiem, lecz publicystą i showmanem; prowadzi też (co mu się chwali) fundacje charytatywne, pomagające dzieciom w Afryce. W tych wyborach (o ile można je tak nazwać) występuje jako kandydat bezpartyjny, co rodzi pytanie, kto steruje jego kandydaturą: Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, jakieś lobby biznesowe…? W każdym razie, „bezpartyjnym” i „niezależnym” nie ufam. Kiedyś już zresztą pisałem o tym w notce Dlaczego nie Szymon?, toteż nie będę się teraz powtarzał.
Przyznam, że śmieszą, a nawet żenują mnie stwierdzenia typu: „Szymon Hołownia jest jednym, który może pokonać Dudę”, „Tylko Szymon Hołownia daje nadzieję”, itd. Nie o to chodzi, że ludzie wyrażają swoje zdanie; wszyscy mamy (jeszcze) prawo do popierania tego kandydata, którego popierać chcemy. W tym jednakowoż uwielbieniu dla kandydatury Szymona Hołowni jest coś naiwnego.
Przykładowo, święte oburzenie nastąpiło w internecie, kiedy Jacek Żakowski nazwał naszego dzisiejszego bohatera „Dudą bis”. Tymczasem wybitny publicysta tygodnika Polityka ma w stu procentach rację.
Szymon Hołownia pozuje na kandydata liberalnego i postępowego. Dlatego dużo mówi o przyrodzie, zwierzętach i klimacie. Fakt, pod tym względem facet rzeczywiście wydaje się być na czasie… ale wszyscy inni kandydaci (opozycyjni, Dudy przecież nie uwzględniam) też deklarują, że lubią zwierzęta, a kwestie związane z zagrożeniami dla przyrody i klimatu są im drogie. Obecna imitacja prezydenta pięć lat temu również zapewniała w swojej kampanii, iż nie podpisze żadnej ustawy godzącej w prawa zwierzą; ale podpis pod Lex Ardanowski się znalazł. I właśnie, ciekawi mnie, jak zachowałby się Szymon, gdyby na jego prezydenckie biurko trafiła ustawa o zakazie polowań albo zakazie hodowli zwierząt futerkowych? Czy by je podpisał, czy też uległby lobby myśliwskiemu i przemysłowemu? Stawiam na to drugie…
Dalej, pan Hołownia nie trawi nietolerancji, rasizmu, nienawiści. Jest zwolennikiem przyjmowania uchodźców. Bardzo dobrze, lecz w tym wszystkim Robert Biedroń wypada o wiele wiarygodniej, z tego chociażby względu, iż sam jest osobą LGBT, czyli przedstawicielem dyskryminowanej w (k)raju nad Wisłą grupy społecznej.
Szymon Hołownia często i z ochotą podkreśla swoje przywiązanie do wiary katolickiej. Dobrze, wolno mu. Ale prezydentów prokościelnych mieliśmy już czterech (Lech Wałęsa, Lech Kaczyński, Bronisław Komorowski i Andrzej Duda), należy zatem domniemywać, że nasz dzisiejszy bohater byłby piątym. Czyli kolejnym, który nie zrobiłby nic w kierunku urzeczywistnienia rozdziału państwa od Kościoła, za to działałby tak, by zyskać przychylność Episkopatu.
Podobnie zatem, jak to jest z Andrzejem Dudą, nie podpisałby Szymon Hołownia ustawy legalizującej małżeństwa homoseksualne (niby ostatnio zadeklarował się jako zwolennik związków partnerskich, ale szczerze to nie brzmiało, przynajmniej w moich uszach), nie wspominając już o liberalizacji – nader w Polsce restrykcyjnego – prawa antyaborcyjnego.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Kobiety chcące mieć pełne prawo do decydowania o własnych ciałach, w tym, jeśli chodzi o reprodukcję, nie mają co na Szymona liczyć. Wielokrotnie deklarował się on jako zapiekły przeciwnik zabiegów przerywania ciąży, określając je jako „morderstwo”. Niczym pod tym względem nie różni się od Andrzeja Dudy (oraz innych prawicowców). Ostatnio wprawdzie złagodził swoje stanowisko, twierdząc, iż jest zwolennikiem utrzymania obecnego „kompromisu”, czyli właśnie okrutnego prawa antyaborcyjnego. Uczynił tak jednakże tylko na użytek kampanii i kreowania „liberalnego” wizerunku; obawiam się, że jako prezydent wspierałby wszystkie inicjatywy dążące do pozbawienia kobiet prawa do aborcji.
No i cała jego kampania to jedynie rzucanie ładnie brzmiącymi ogólnikami, za którymi nie kryje się w zasadzie nic (i to właśnie celnie wypunktował Jacek Żakowski). Zupełnie, jak to było pięć lat temu z Andrzejem Dudą…
Powiedzmy sobie szczerze – wśród obecnych kandydatów na prezydenta jedynie Robert Biedroń oferuje program naprawdę pozytywnych zmian. I jeśli rzeczywiście ich chcemy, tylko na niego warto głosować… a raczej warto byłoby, gdyby odbywały się normalne, legalne wybory.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor