Joe i Polska

No i stało się, Joe Biden zaprzysiężony został na czterdziestego szóstego prezydenta amerykańskiego imperium. Obyło się, na szczęście, bez perturbacji; Trump mimo wszystko pokojowo oddał władzę i w niesławie odleciał na Florydę.

Wczoraj próbowałem zastanowić się, co prezydentura pana Bidena oznaczać może dla świata. Dziś pora określić, jak wyjść może na niej (k)raj nad Wisłą.

Kaczyński, Morawiecki, Duda i ich akolici żywili bowiem wiernopoddańczy stosunek do USA (co jest w sumie typowe dla ekip postsolidarnościowych, które wszak wyrosły na pieniążkach, jakie w latach 80. płynęły od CIA poprzez Watykan i włoską mafię), a Donalda Trumpa traktowali nieomal jako bóstwo. I chyba byli szczerze przekonani, że ten inteligentny inaczej miliarder znów wygra wybory; jego zaś przegrana okazała się dla kaczej mafii/sekty szokiem.

Duda Andrzej niby to złożył Bidenowi gratulacje… lecz były one nader obraźliwe w tonie. PiS-owskie i ogólnie prawackie media usiłowały grać na dwa fronty: lamenty nad przegraną Trumpa i „triumfem lewactwa” mieszały się n ich łamach z ciepłymi przybliżeniami sylwetki zwycięzcy.

No, ale teraz pan Biden jest już prezydentem. Co to oznacza dla Polski?

Cóż, (k)raj nad Wisłą, począwszy od zmiany ustroju, traktowany jest przez USA jako półkolonia, władze której są wobec Waszyngtonu marionetkowe, w związku z czym zrobią wszystko, czego sobie życzy lokator Białego Domu, a w szczególności amerykańskie korporacje. Jesteśmy też dla Jankesów rynkiem zbytu dla przestarzałego sprzętu służącego do masowego mordowania ludzi, sprzedawanego nam po zawyżonych cenach, jak również dla surowców, za które również przepłacamy, bo dajemy za nie Amerykanom tyle, ile sobie zaśpiewają ze względu na fanatyczną rusofobię postsolidarnościowych władz. Biden też tak będzie na nas spoglądał, i jego sympatia bądź antypatia wobec PiS-u czy Dudy niczego tu nie zmieni. Liczą się interesy jankeskich koncernów zbrojeniowych i wydobywczych. W ogóle, to wątpię, by Polska była w centrum jego zainteresowania; skupi się wszak na Bliskim, a zwłaszcza Dalekim Wschodzie.

Najprawdopodobniej wszelako okaże się mądrzejszy od swojego poprzednika i nie będzie grał przeciwko Unii Europejskiej. Trump, jak pamiętamy, usiłował osłabić ją od środka, wykorzystując w tym celu kretynizm eurosceptycznych władz (k)raju nad Wisłą, a także wyimaginowane inicjatywy w rodzaju Trójmorza. Jeśli Biden nie będzie używał Polski do osłabienia UE, to wyjdziemy na tym bardzo dobrze, (k)raj bowiem nad Wisłą jest tym silniejszy, im silniejsza pozostaje Unia.

Jakkolwiek z wciskania Polsce złomu z demobilu administracja Bidena nie zrezygnuje, to najprawdopodobniej nowy prezydent nie będzie drażnił rosyjskiego niedźwiedzia militarystycznymi mrzonkami związanymi z relokacją większej liczby amerykańskich oddziałów do (k)raju nad Wisłą lub budowy takich czy innych fortów. Ma zbyt wiele problemów wewnętrznych, by przybierać zbyt ostry kurs kolizyjny z Moskwą; nadto, głównym konkurentem USA stają się Chiny. Oczywiście, i to jest dla nas dobra wiadomość; im mniej jankeskiego uzbrojenia i wojaków na naszym terytorium, tym bezpieczniejsi jesteśmy.

Ogólnie, prezydentura Bidena może być zatem dla Polski nieco korzystniejsza, niż nie-rządy jego poprzednika. Co nie zmienia faktu, że „sojusz polsko-amerykański” nadal pozostanie tylko ładnie brzmiącym sloganem; w istocie dla USA wciąż będziemy li tyko państewkiem marionetkowym, z tą różnicą, iż Biden nie będzie nas wykorzystywał jak Trump do złych celów.

A PiS-owcy i ich imitacja prezydenta? Cóż, jakoś przeżyją zmianę lokatora Białego Domu i nadal będą prowadzili „politykę” na klęczkach, z otwartymi ustami. Rzecz jasna, nie pomyślą o przeorientowaniu się na umocnienie relacji w ramach Unii Europejskiej.

Czyli na dłuższą metę z naszej strony nie zmieni się nic. Aby nastąpiła jakakolwiek zmiana, władzę w Polsce zdobyć musi postępowa lewica.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor