Doktryna szoku

W Europie nasilają się protesty społeczne związane z lockdownem. W jednych państwach jest on ostrzejszy (we Francji, Irlandii czy Słowacji prawie nie można wychodzić z domu), w innych nieco bardziej liberalny. Wszędzie jednak, gdzie go wdrożono, nie tylko nie przyczynia się on do zastopowania pandemii koronawirusa, ale wręcz zdaje się sprzyjać rozprzestrzenianiu paskudnego owego mikroba. Co jednak równie złe, lub jeszcze gorsze, lockdown powoduje ogromne straty gospodarcze.

Napisano i wypowiedziano na ten temat wiele mądrych, trafnych opinii, ja też na tych łamach kwestię tę poruszałem, zatem teraz krótko. Najbardziej cierpią małe i średnie przedsiębiorstwa, działające w sektorze handlowym, turystycznym, wypoczynkowym, fitness czy gastronomicznym. W tej ostatniej branży w samej tylko Polsce pracę stracić może aż milion osób! Nad wyraz boleśnie oberwała taż sfera kultury i sztuki, ponieważ kina, teatry, galerie są zamknięte, nie odbywają się koncerty ani inne imprezy masowe. Pomoc rządowa okazuje się szczątkowa, dalece niewystarczająca.

I chyba nie do wszystkich dociera, że bankructwa tychże firm oraz instytucji oznaczają wzrost bezrobocia i pauperyzację…

Dlatego nie dziwi, że coraz więcej przedsiębiorców (jak również ich pracowników i klientów) protestuje przeciwko bezsensownym z epidemicznego punktu widzenia obostrzeniom, inni zaś starają się je omijać i funkcjonować na granicy lub nawet z przekroczeniem prawa. Nie ma też nic zaskakującego w tym, że organizacje broniące praw właścicieli małych i średnich przedsiębiorstw coraz głośniej upominają się o złagodzenie obostrzeń, strasząc widmami nadchodzących bankructw.

No i absolutnie nie dziwi, ani też nie zaskakuje, iż coraz więcej osób zadaje sobie pytanie, czy w lockdownie przypadkiem nie chodzi właśnie o doprowadzenie do upadku tych wszystkich firm. Po to, rzecz jasna, by w miejsce małych rodzinnych sklepików, barów czy restauracji mogły wejść sieci centrów handlowych oraz korporacje typu McDonald czy KFC. Zamiast hoteli i moteli prowadzonych przez miejscowych, będą te należące do międzynarodowych sieci hotelarskich. Kiedy lokalne kina przejdą do historii, miejsce po nich zajmą multipleksy… albo wielkie centra handlowe. I tak dalej…

Brzmi jak spiskowa teoria dziejów? Być może, ale takie obawy, wygłaszane jak najbardziej serio, pojawiają się coraz częściej. Obecne były już na początku pandemii, teraz wszelako przechodzą do głównego nurtu informacji. A jeśli przeczytało się Doktrynę szoku Naomi Klein, dość łatwo jest zrozumieć, co się dzieje… lub przynajmniej może dziać.

Otóż książka owa opisuje, jak wielki kapitał – z pomocą usłużnych prawicowych polityków rządzących państwami oraz neoliberalnych ekonomistów kreujących modele gospodarcze – nauczył się wykorzystywać różnego rodzaju szokujące (stąd tytułowa doktryna) czynniki, takie jak katastrofy naturalne (pandemie wliczając), wojny czy kryzysy polityczne bądź ekonomiczne (niektóre z nich sam ów kapitał kreuje), już to do zdobywania nowych rynków, już to do zniszczenia/wchłonięcia konkurencji, już to do wdrożenia nowych technik wyzysku siły roboczej.

Obywa się w skali poszczególnych państw (np. Chile pod rządami Pinocheta czy Polska na przełomie tal 80. i 90.), lecz może przybrać znacznie szerszy zasięg. Pandemia COVID-19, a w jeszcze większym stopniu pandemia szerzonej przez media paniki, jest idealną okazją do wdrożenia doktryny szoku. Ludzie, przerażeni szerzącą się chorobą, łatwo bowiem poddają się narzuconemu odgórnie systemowi obostrzeń, mających chronić przed zarazą (niektóre, np. nakaz noszenia maseczek w miejscach publicznych czy zachowywania dystansu społecznego, faktycznie są potrzebne i skuteczne), i nietrudno im wmówić, że zamknięcie tego czy owego pomoże. A potem przychodzi fala bankructw, biedy, bezrobocia… aż budzimy się w nowym, niezbyt wspaniałym świecie, jako niewolnicy wielkich korporacji, harujący dla nich za półdarmo.

Tak może być… Czy jednak będzie, nie wiadomo. Coraz bowiem wyraźniej widać, iż ludzie, nawet ci, co koronawirusa nie lekceważą i rozumieją konieczność walki z nim, przestają się na lockdown godzić. Postrzegają go, trafnie zresztą, jako bardziej zabójczy niż COVID-19. I, o czym wspomniałem na początku notki, wyrażają coraz więcej wątpliwości, czy faktycznie służy on walce z tą chorobą.

Może więc tym razem, społeczny bunt zapobiegnie wdrożeniu doktryny szoku w Europie? Pożyjemy, zobaczymy. Żeby jednak rządy odeszły od chorych obostrzeń, które rozprzestrzenianiu się koronawirusa nie zapobiegają, a wręcz mu sprzyjają, i leżą raczej w interesie prywatnych właścicieli największych międzynarodowych firm, potrzebna jest ogólnospołeczna rewolta. Kto wie, czy taka nie wybuchnie, kiedy ludzie przestaną wytrzymywać lockdown, czyli przekroczona zostanie masa krytyczna…?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor