W szkole za darmo

Partia Razem domaga się darmowych podręczników do szkół średnich. Marne szanse, by pod rządami jakiejkolwiek prawicy rozwiązanie takie weszło w (k)raju nad Wisłą w życie, niemniej postulat ów jest jak najbardziej słuszny. Obecnie szkoły udostępniają za darmo jedynie książki (podręczniki, materiały edukacyjne i ćwiczeniowe) do podstawówek, i to tylko do zajęć z zakresu kształcenia ogólnego; za te do przedmiotów dodatkowych rodzice muszą oczywiście zabulić. Cóż, zawsze to ulga dla rodzinnego budżetu, a wobec faktu, iż polska polityka społeczna pozostaje szczątkowa oraz niemiłosiernie okrojona, wdrożenie takiego rozwiązania uznać należy za cud.

Jeżeli jednak ktoś ma dziecko uczęszczające do szkoły zawodowej (branżowej, czy jak tam ona się teraz nazywa) lub średniej, przygotować się musi na wydatki, i to solidne. Usłyszałem dziś, ile kosztuje komplet podręczników do technikum; przyznam, że kwota wzbudziła we mnie zgrozę, nawet uwzględniając, iż w zależności od szkoły i wybranego kierunku/profilu będzie się ona wahała. W liceum będzie trochę taniej, odpadają bowiem przedmioty zawodowe, acz ubytek kilku stówek na osobę uczniowską to rzecz pewna. Toteż powtarzam, iż propozycja Razem jest jak najbardziej słuszna i uzasadniona.

A chodzi o forsę wydawaną na same tylko podręczniki i im podobne materiały edukacyjne. Tymczasem osoby uczniowskie potrzebują jeszcze plecaków, odzieży, obuwia, różnorodnych przyborów, często urządzeń elektronicznych, w przypadku szkół zawodowych, mundurowych i techników dojść mogą stroje robocze, a jeśli placówka wątpliwej oświaty znajduje się daleko od miejsca zamieszkania, doliczyć trzeba jeszcze koszta dojazdu…

Cóż, publiczna edukacja jest w Polsce bezpłatna. I owszem, za samo uczęszczanie do szkoły publicznej osoba uczniowska (czy raczej jej rodzina) płacić nie musi. Za wszystko inne – jak najbardziej, i to słono, z wyjątkiem tych nielicznych darmowych podręczników. W efekcie niby-darmowa edukacja dzieciaka kosztuje krocie. Co jest niezgodne z Konstytucją RP.

Okej, niby są szczątkowe świadczenia typu 500 Plus czy ta cała szkolna wyprawka, ale nie dość, że zaspokajają one finansowe potrzeby edukacyjne jedynie częściowo, to jeszcze przeżarła je inflacja, a na dłuższą metę – i to jest najgorsza wada zwłaszcza pierwszego z nich – przyczyniają się do zmniejszenia szans rozwojowych dzieci z familii biedniejszych wobec tych z familii bogatszych.

A powinno być tak, jak w Finlandii, gdzie nauka w szkołach publicznych FAKTYCZNIE JEST bezpłatna. Placówka oświaty zapewnia bowiem osobom uczniowskim wszystkie książki, przybory, urządzenia oraz ogólnie materiały służące przyswajaniu wiedzy tudzież umiejętności. Dzięki temu kształcenie pociech nie tylko staje się o wiele tańsze, ale rozwiązanie takie ma jeszcze jedną gigantyczną zaletę. Mianowicie, wyrównuje szanse rozwojowe dzieci i młodzieży. Uczą się one wszak z takich samych, ujednoliconych w skali kraju podręczników, rozwiązują zadania w takich samych zeszytach ćwiczeń, korzystają z takich samych przyborów i urządzeń… Jasne, czynnik ludzki sprawia, iż poszczególne szkoły różnią się od siebie poziomem (w jednych pracuje lepsza, w innych gorsza karda), ale nie mogą spaść poniżej ustalonego odgórnie minimum. Warto też zauważyć, iż nauka w fińskich i w ogóle skandynawskich placówkach realnej oświaty jest znacznie mniej stresująca niż w (k)raju nad Wisłą, a osoby uczniowskie mające problem z przyswojeniem wiedzy z danego przedmiotu, nie są, tak jak u nas, poniżane i/lub zmuszane do brania korepetycji (o ile, rzecz jasna, rodziców stać, by za nie zabulić), lecz odpowiednią pomoc otrzymują w szkole. Efektem tego wszystkiego jest bardzo dobry rozwój gospodarczy i, ma się rozumieć, kompetentne, dobrze wykształcone społeczeństwo.

Czy w Polsce takie rozwiązania edukacyjne jak w Finlandii (lub innych państwach skandynawskich) mogłyby wejść w życie? No pewnie!

Jasne, należałoby podnieść podatki dla najbogatszych (czyli ustanowić RZECZYWISTĄ progresję podatkową) i dla Kościoła oraz uniemożliwić kapitalistycznym złodziejom wyprowadzanie ciężkich miliardów na konta w rajach podatkowych – wówczas starczyłoby forsy już to na reformę systemu opieki zdrowotnej, już to na darmowe podręczniki tudzież przybory szkolne na wszystkich szczeblach edukacji, już to na rozwiązanie (całościowe bądź częściowe) wielu innych kwestii społecznych. Oczywiście trzeba by też było utworzyć całkowicie nowy program i metodykę nauczania (wzorowane na skandynawskich) oraz przeszkolić osoby nauczycielskie, oduczając ich przestarzałych, a dla wielu osób uczniowskich krzywdzących i szkodliwych wzorców zaczerpniętych z modelu pruskiego. Nasze państwo i społeczeństwo wyszłyby na takich reformach jak najlepiej.

No, ale próżno się łudzić, że pod prawicowymi nie-rządami zmiany w tymże kierunku nastąpią…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor