Medialny show śmierci

Wczoraj w wieku lat dziewięćdziesięciu sześciu zmarła Elżbieta II z dynastii Windsorów, najdłużej panująca (blisko siedem dekad!) królowa w dziejach Wielkiej Brytanii. A zarazem bardzo medialna osoba, jedna z wizytówek i towarów eksportowych tego kraju.

Politycy (byli i obecni) zaczęli wszędzie, gdzie tylko mogli, zamieszczać kondolencje, niektóre napisane w pięknym dyplomatycznym stylu, inne wszelako cukierkowe tudzież pełne wiernopoddańczych hołdów. Podobnie zachowali się liczni internauci, nie tylko brytyjscy, lecz z całego świata (polscy również; wczoraj wieczorem na Facebooku mało było innych tematów niż zgon Eli). Oczywiście dominował smutek, żal, współczucie, itd. Trudno się temu dziwić, ale już pisanie, jaka to królowa była wspaniała, i jak bardzo będzie jej brakowało, trochę mnie irytowało. Bo, rzecz jasna, nie cieszę się z jej śmierci (ani nikogo innego), ale znacznie bardziej tragiczne i godne ubolewania w moich oczach jest to, że codziennie ludzie masowo umierają z głodu, chorób (nieraz uleczalnych, ale w państwach, gdzie nie ma służby zdrowia – są takie! – lub ona nie funkcjonuje, nawet, wydawałoby się, lekkie schorzenie może zabić), zimna (choćby polscy bezdomni i osoby, których nie stać na ogranie swoich mieszkań, no i rzecz jasna uchodźcy na granicy z Białorusią), stresu, przemęczenia, przepracowania, że padają ofiarami terroryzmu, wojen, represji politycznych…

Co do samej Elżbiety II, to trudno ją uznać za osobę jakoś szczególnie wybitną. W historii zapisała się głównie długością swojego panowania, trzeba jej też oddać, że obowiązki oraz funkcję reprezentacyjną pełniła całkiem dobrze. Ale w okresie, kiedy zasiadała na tronie, siepacze JKM mordowali Irlandczyków oraz dopuszczali się zbrodni w istniejących jeszcze wówczas formalnych koloniach brytyjskich (mieszkańców których, co zupełnie nie dziwi, traktowano jako podludzi), Margaret Thatcher rujnowała gospodarkę, głodziła Brytyjczyków i rozpętała krwawą wojnę o Malwiny/Falklandy, by poprawić sobie sondaże, Wielka Brytania u boku imperium zła wzięła udział w zbrodniczej Inwazji na Irak w 2003 r. (Polska, niestety, też w niej uczestniczyła, ale w roli jankeskiej marionetki); po drodze Royal Family zaliczyła masę skandali obyczajowych, w tym z pedofilią w tle, a nawet jedną tragedię – śmierć księżnej Diany, być może wyeliminowanej, bo była zbyt samodzielna i chciała zaznać szczęścia.

Mówiąc krótko, jak zwykle w przypadku znanych, pełniących ważne dla danego państwa osób, tak i tutaj pod warstwą lukru kryło się dużo brudu.

Zostawmy jednak historykom ocenę panowania Elżbiety II, a zajmijmy się inną rzeczą, która również stała się rutyną, kiedy umiera ktoś słynny (polityk, artysta, sporowiec, itd.).

Otóż, śmierć Elżbiety II oznaczała początek wielkiego medialnego show. Telewizje informacyjne uruchomiły specjalne wydania, internet zaroił się od postów dotyczących wiadomego wydarzenia. Inne tematy przestały się liczyć; w jednej chwili zapomniano o wojnie w Ukrainie (pozostałe i tak są przemilczane, w Polsce przynajmniej), galopującej inflacji, problemach z węglem, fatalnej/zbrodniczej polityce PiS-u, katastrofach ekologicznych… O faktach typu rozpoczynająca się wojna domowa w Iraku i trwająca w Libii (i wielu innych miejscach na całym globie), izraelskie bombardowania Syrii, zalanym Pakistanie, wysychających Chinach, itd. nasze media głównego nurtu i tak mało mówiły. W każdym razie, liczyła się tylko śmierć Elżbiety II – nie tyle informowanie o niej, lecz robienie sobie z tego zgonu show. I tak będzie jeszcze przez jakiś czas.

Głównym powodem jest oczywiście forsa. Czyli żądza maksymalizacji zysku prywatnych właścicieli ośrodków medialnych. Wiadomo – kiedy umiera ktoś cieszący się tak wielkim (acz czy zasłużonym, to już inna sprawa) światowym zainteresowaniem, jak Elżbieta II, gdy dochodzi do krwawego zamachu terrorystycznego, albo rozbija się samolot z prezydentem na pokładzie, odbiorcy naturalną koleją rzeczy szukają informacji, a media na tym korzystają. Wzrasta oglądalność, słuchalność, klikalność, czytelnictwo, wraz z nimi zaś spływa o wiele więcej niż zwykle forsy od reklamodawców, ci bowiem wiedzą, że automatycznie więcej osób zapozna się z reklamowanymi produktami i kupi je.

Aby przywabiać kolejnych odbiorców, trzeba zaproponować im atrakcyjną formę przekazu. Tu zaś od rzetelnego (co grozi ryzykiem nudy) informowania znacznie lepiej sprawdza się show, nierzadko prymitywny, czasami zachowujący jakieś pozory dobrego smaku i merytoryki. Działa to najlepiej w telewizjach, niektórych kanałach internetowych, a pewnie też w radio. I tak toczy się koło kapitalistycznej fortuny.

Poza tym, taki show ma jeszcze jedną zaletę. Otóż, z wyjątkową łatwością przysłania tematy rzeczywiście istotne, czyli dotyczące życia/zdrowia/bezpieczeństwa/warunków bytowych obywateli poszczególnych państw. Ot, na przykład: katastrofę klimatyczną, ogólnoświatową zapaść kapitalistycznej gospodarki, wojny i ich groźby (np. coraz bardziej prawdopodobny atak imperium zła na Chiny), prześladowania polityczne uskuteczniane w krajach uznawanych za „demokratyczne” (Izrael, USA, Francja, itd.), kryzys półprzewodnikowy, wyeksploatowanie licznych surowców naturalnych, narastający gniew społeczeństw (naszych południowych sąsiadów, żeby daleko nie szukać), itp. Jak łatwo się domyślić, nie są one wygodne dla wielkiego kapitału, a przecież w interesie tegoż działają główne ośrodki masowego przekazu.

Niech więc ludzie płaczą po Elżbiecie II, zamiast dowiadywać się, że kapitaliści (do spółki oczywiście ze swoimi kapo, czyli prawicowymi politykierami) łupią ich ze wszystkich stron, wyzyskują, eksploatują, zatruwają, niszczą planetę… Bo jeśli skupią się na show ze zmarłą monarchinią w roli głównej, to raczej się nie zbuntują.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor