Test dla Donalda

Partia Razem złożyła w Sejmie projekt ustawy skracający czas pracy do trzydziestu pięciu godzi tygodniowo, czyli siedmiu dziennie (przy założeniu oczywiście, że tydzień roboczy liczy sobie pięć dni), przy zachowaniu obecnego poziomu wynagrodzeń. Obecnie jest godzin czterdzieści, ale różne formy wyzysku, takie jak wymuszone samozatrudnienie czy umowy śmieciowe, wydłużają ten czas nieraz do przekroczenia granic bezpieczeństwa dla zdrowia. No i nie oszukujmy się, rozrost nędzy zmusza wielu z nas do pracy na kilku etatach lub brania nadgodzin (za które kapitaliści NIE ZAWSZE chcą płacić – kolejna forma okradania pracowników).

Ogólnie rzecz biorąc, jesteśmy jednym z najdłużej pracujących społeczeństw na świecie, co prowadzi do chronicznego przemęczenia oraz jego, nierzadko tragicznych, skutków dla zdrowia, tak fizycznego, jak też psychicznego. Skrócenie czasu pracy mocno by nas zatem podreperowało i dosłownie wydłużyło życie niejednej osobie. Poza tym, taki właśnie jest trend w większości państw rozwiniętych, do którego to grona Polska jakoby się zalicza – albo skrócić czas pracy, albo przynajmniej tak ją przeorganizować, by pracownicy mieli więcej wolnych chwil, co pozwoli im lepiej wypocząć, czyli poprawić wydajność wykonywania zawodowych obowiązków. Nadto, rozwiązanie takie wymusi zatrudnianie liczniejszego personelu, przekładając się na redukcję bezrobocia i przyrost zamożności społeczeństwa. Same zalety, tylko trzeba odejść od barbarzyńskiego, kapitalistycznego pseudo-myślenia, zakładającego, iż proletariat winien zasuwać jak najdłużej, jak najciężej oraz jak najtaniej, a najlepiej w ogóle za darmo.

Warto zauważyć, że skrócenia czasu pracy na Zachodzie domagają się nie tyko ugrupowania i środowiska lewicowe, antykapitalistyczne, ale też te umiarkowanie prawicowe, opowiadające się jak najbardziej za kapitalizmem, tyle że nie zaślepione, dzięki czemu dostrzegające, iż system ów wymaga poważnych korekt.

W Polsce, gdzie solidaruchy z Balcerowiczem na czele wdrożyły kapitalizm w neoliberalnej, nader barbarzyńskiej wersji, każda wzmianka o skróceniu czasu pracy wywoływała pełen wściekłości kwik wszystkich prawicowców, od umiarkowanych po skrajnych.

Ostatnio jednak trochę się to zmieniło, ponieważ o tym, że czas pracy należy skrócić, mówił nie kto inny, a Donald Tusk, były premier z ramienia Platformy Obywatelskiej, ten sam, co zalegalizował niewolnictwo w postaci bezpłatnych staży, doprowadził do rozplenienia umów śmieciowych tudzież wydłużył, wbrew woli milionów osób obywatelskich, wiek emerytalny. Tyle, że on nie ujmował postulatu owego w wymiarze godzinowym, lecz mówił o czterodniowym tygodniu roboczym (tu kryje się haczyk, można bowiem pracować, owszem, cztery dni w tygodniu, ale nie przez osiem, lecz, powiedzmy, szesnaście godzin).

Zmądrzał? Zobaczymy; najprawdopodobniej chodzi mu tylko o podkradanie, z lekkimi jeno modyfikacjami, postulatów Lewicy, oby oszukać i przejąć jej elektorat.

W każdym razie, propozycja Razem, ujęta w godzinach czasu pracy, jest lepsza niż pomysł Tuska. No i lewicowa formacja zamierza wprowadzić tę reformę dość łagodnie, by nie była ona szokiem dla rynku.

Tak czy owak, nie widzę większych szans, by w obecnym Sejmie, zdominowanym wszak przez prawicowych pachołków/kapo kapitalistycznych wyzyskiwaczy, projekt ów przeszedł. Posłanki oraz posłowie Razem i całego klubu Lewicy wiedzą o tym doskonale. Składając TERAZ rzeczony dokument, mają inne cele. Chcą się mianowicie uwiarygodnić w oczach wyborców (już od dawna obiecywali taki projekt), zbierać kapitał polityczny na przyszłość (jeśli Lewicy uda się w najbliższych wyborach zwiększyć reprezentację parlamentarną, będzie miała więcej możliwości, by forsować swoje prospołeczne rozwiązania), a także (czego Razem absolutnie nie kryje) przetestować wiarygodność Donalda Tuska.

Bo skoro on sam ostatnio mówił o skróceniu czasu pracy, nadto ciągle powtarza, że opozycja powinna jednoczyć się przeciwko PiS-owi, to niechże skłoni klub Koalicji Obywatelskiej (sam wszak posłem nie jest, w Sejmie zatem nie głosuje, ale jako przewodniczący głównej partii koalicyjnej ma dużą moc oddziaływania) do poparcia lewicowego projektu, który znowuż tak bardzo nie różni się od tego, co pan Donald proponował. Przy okazji, zyskał on świetną możliwość, by udowodnić, że przemyślał i chce zmienić swoją antyspołeczną politykę, jaką uprawiał, pełniąc funkcję premiera (jej elementy, czyli patologie wymieniłem wyżej). Niech pokaże, że stoi po stronie nie tylko kapitalistycznych wyzyskiwaczy, pasożytujących na ludzkim wysiłku, lecz po stronie ludzi pracy i ich interesów, czyli większości społeczeństwa. I niech skłoni do takiego opowiedzenia się swoją partię oraz jej koalicjantów.

Jeżeli pan Tusk oraz KO zdadzą ten test – tak, jak to się stało (z wyjątkiem jednej posłanki, o ile dobrze pamiętam) w przypadku poparcia dla obywatelskiego projektu złagodzenia prawa antyaborcyjnego – być może pojawi się możliwość wykreowania płaszczyzny realnej współpracy Lewicy i PO/KO; nie może to jednak być wspólna lista wyborcza do Sejmu, gdyż byłaby ona przepisem na klęskę.

Obawiam się jednak, że test zostanie oblany. Pan Tusk zacznie się wykręcać, w konsekwencji czego większość sejmowej reprezentacji jego ugrupowania wstrzyma się od głosu lub zagłosuje przeciwko projektowi Razem. Wówczas Donald Tusk – który to już raz…? – wyjdzie na oszusta, manipulatora tudzież zakamuflowanego, nieformalnego koalicjanta Bezprawia i Niesprawiedliwości. A wraz z nim cała jego formacja.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor