Odpowiedzialność "Janusza"

Niedawno media nagłośniły (i bardzo dobrze!) sprawę Ukrainki zatrudnionej w pralni – mimo iż podobno nie miała pozwolenia na pracę ani odpowiedniego przeszkolenia. Kobieta uległa paskudnemu wypadkowi, mianowicie maglownica (czy jak tam się owo ustrojstwo zowie) zmiażdżyła jej rękę; kończyny nie udało się uratować, konieczna była amputacja aż do ramienia. Właściciel firmy po zdarzeniu ponoć bardziej zatroszczył się o maszynę niż o poszkodowaną osobę. Przy okazji wyszło na jaw, że w przedsiębiorstwie owym bardziej liczyło się, czy pranie nie ma kantów, niż bezpieczeństwo i warunki pracy.
Obecnie, jak podała jedna z komercyjnych stacji telewizyjnych, Ukrainka walczy w sądzie o to, by kapitalista sfinansował jej protezę (bardzo słusznie, byłoby to sprawiedliwe, skoro facet nie zatroszczył się o przestrzeganie BHP). Szefunio do winy oczywiście się nie przyznaje, płacić nie chce. Jak się to wszystko skończy, czas pokaże.
Cóż, wypadek przy pracy zdarzyć się może zawsze, nawet przy ścisłym przestrzeganiu norm bezpieczeństwa i higieny. Ludzie są wszak tylko ludźmi, mogą popełnić błąd, maszyna zaś w wyniku usterki może kogoś zranić, a nawet zabić. Czym innym wszelako jest wypadek spowodowany czynnikami od człowieka mniej lub bardziej niezależnymi, czym innym zaś sytuacja, kiedy pracodawca celowo – po to, by wygenerować oszczędności, a więc większy zysk – olewa kwestię szkolenia pracowników oraz zapewnienia im dobrych i bezpiecznych warunków pracy.
Kapitalizm, jak wiemy, jest systemem społeczno-ekonomicznym, w którym działalność gospodarcza prowadzona jest dla zysku (w socjalizmie zresztą też tak będzie, tyle że ów zysk podzielony zostanie sprawiedliwie między pracowników danego przedsiębiorstwa, a nie zgarnięty przez kapitalistę). Bierze się on z wyzysku, tzn. z płacenia zatrudnionym osobom mniej, niż realnie kosztuje ich siła robocza, ale też z oszczędności już to na materiałach (stąd biorą się coraz tandetniejsze wyroby, od żarówek po samochody, a pewnie i samoloty), już to na samym procesie produkcji, czyli np. oszczędza się, nie wdrażając albo nie przestrzegając norm BHP albo stosując wadliwy sprzęt, stanowiący zagrożenie dla zdrowia i życia pracowników.
Oczywiście, uczciwi przedsiębiorcy nie wdrażają oszczędności, które mogłyby zaszkodzić zdrowiu osób zatrudnionych. Wygląda jednak na to, że właściciel firmy, gdzie pracowała wspomniana na początku notki Ukrainka, zaliczał się raczej do „Januszów biznesu”, czyli małych biznesmenów, dorabiających się nie na wysokiej jakości świadczonych usług bądź produkowanych dóbr, lecz na kantowaniu pracowników (śmieciówki, wymuszone samozatrudnienie, praca na czarno, niewypłacanie wynagrodzeń i tym podobne, typowe dla dzikiego kapitalizmu patologie) oraz właśnie takiej formie prowadzenia działalności, by było możliwie najtaniej, choćby kosztem cudzego (bo przecież nie swojego) zdrowia czy życia.
Wszakże Ukrainkę należałoby przeszkolić w używaniu maglownicy (czy jak tam się to urządzenie nazywa), co zajęłoby pewnie kilka jakże cennych godzin, no i pochłonęłoby pewne koszta (które z czasem zwróciłyby się oczywiście z naddatkiem, dzięki tym wydajniejszej pracy przeszkolonej osoby, ale „Janusze biznesu” nie potrafią, ani chyba nie chcą tego pojąć). Wówczas może nie doszłoby do wypadku.
Oczywiście mam nadzieję, że sąd przyzna rację poszkodowanej Ukraince, a „Janusz” będzie jej musiał opłacić protezę, najlepiej taką, która umożliwi w miarę normalne funkcjonowanie. Byłaby to cenna lekcja dla wszystkich jemu podobnych, drobnych kapitalistów (nie mylić z uczciwymi przedsiębiorcami!), którzy za wszelką cenę chcą mieć zysk, toteż dorabiają się na cudzej krzywdzie.
Problem jednak w tym, że kapitalizm – zwłaszcza w barbarzyńskim, neoliberalnym wydaniu, jakie zapanowało w Polsce po 1989 roku – nie sprzyja uczciwym przedsiębiorcom, lecz właśnie „Januszom biznesu”, drapieżnym i zdemoralizowanym…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor