Dwa wykłady
W
miniony piątek, 3 maja, czyli przy okazji święta państwowego,
Uniwersytet Warszawski gościł dwóch wykładowców. Jednym z nich
był pan Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny pisma Liberte! (które
było współorganizatorem całej imprezy). Drugim – pan Donald
Tusk, były premier, były lider PO i obecny przewodniczący Rady
Europejskiej.
Media,
początkowo przynajmniej, skoncentrowały się na tym drugim
wystąpieniu. Zwolennicy pana Tuska, od polityków, poprzez
publicystów, po wyborców, zachwycali się jego wykładem, lecz
niektórzy spośród nich żałowali, że nie wygłosił on
deklaracji co do swojej politycznej przyszłości w Polsce. To akurat
mnie nie dziwi; Donald Tusk jest na razie na etapie sondowania
reakcji potencjalnych wyborców na różne warianty swojej dalszej
działalności. Innymi słowy, chce określić, co wywoła
najbardziej pozytywny odzew: kandydowanie na prezydenta, liderowania
jakiemuś nowemu ruchowi politycznemu, rola intelektualnego tudzież
ideologicznego mentora czy jeszcze coś innego. Toteż fakt, iż
żadnych konkretnych deklaracji jeszcze nie wygłosił, nie jest
niczym niezwykłym; świadczy to raczej o racjonalnym zachowaniu
byłego premiera.
Z
kolei jego wykład był – przyznaję bez bicia – dobry i
merytoryczny. Warto go było posłuchać również dlatego, że pan
Tusk potrafi mówić ciekawie, zainteresować odbiorcę i ubarwić
przemówienie różnymi fajnymi wtrętami (np. o Grze o tron). Nieco
bardziej mieszane uczucia budzi we mnie tematyka owego wystąpienia,
skoncentrowanego głównie wokół rozwoju technologicznego
(cyfryzacja, itd.) oraz zagrożeń wynikających ze zmiany klimatu.
Są to, owszem, kwestie nader istotne, toteż cieszyć się należy,
że pan Tusk je poruszył… niemniej jednak analizowano je z wielu
stron i z równie wielu perspektyw, zatem naprawdę trudno powiedzieć
coś nowego w tym obszarze, coś, co nie byłoby dla ludzi
inteligentnych i myślących oczywistością. Podobnie zresztą rzecz
się ma z przestrzeganiem Konstytucji RP, o czym Donald Tusk również
mówił dużo, barwnie i trafnie – ale znowuż były to sprawy
oczywiste, niestanowiące żadnej nowości. Znacznie bardziej
ucieszyłoby mnie, gdyby, oprócz tych zagadnień, poruszył też
wyzwania społeczne i ekonomiczne, przed jakimi stoi Unia Europejska,
a w jej ramach Polska; tu jest naprawdę o czym mówić i co
analizować, zwłaszcza, jeśliby wyjść poza neoliberalną
perspektywę myślową.
No,
ale generalnie pana Tuska za wykład muszę pochwalić. Nie wzbudził
on wszelako żadnych kontrowersji… w przeciwieństwie do tego, co
mówić pan Jażdżewski. Który swoje wystąpienie miał przed byłym
premierem; jego zadaniem podobno było przedstawić pana Tuska i
wprowadzić audytorium w tematykę spotkania, tymczasem redaktor
wygłosił swój własny wykład, i to nader ostry, poświęcony
bowiem Kościołowi katolickiemu. I ta mowa wywołała wielkie
oburzenie na prawicy, jak też wśród niektórych polityków
Koalicji Europejskiej. Co, moim skromnym zdaniem, było ich błędem,
albowiem nie tylko nie ma się co na pana Jażdżewskiego oburzać,
ale są liczne powody, by jego wystąpienie pochwalić.
Powiedział
on między innymi: „Kościół
katolicki w Polsce, obciążony niewyjaśnionymi skandalami
pedofilskimi, opętany walką o pieniądze i o wpływy, stracił
moralny mandat do tego, aby sprawować funkcję sumienia narodu”
(źródło
cytatu:
https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/leszek-jazdzewski-ostro-o-polskim-kosciele-reakcja-episkopatu/lmnf35x),
„ten, kto szuka moralności w Kościele, nie znajdzie jej”
(https://wiadomosci.onet.pl/kraj/wystapienie-jazdzewskiego-o-kosciele-komunikat-uniwersytetu-warszawskiego/xnfnfjs),
„polski Kościół zaparł się Chrystusa” (jw.).
Przecież
wszystko to prawda! Do roli autorytetów moralnych – a już na
pewno ludzi wpływających na czyjeś sumienie – nie mogą wszak
aspirować gwałciciele dzieci ani ukrywający ich hierarchowie,
pasożytujący na ludzkiej religijności kapitaliści w typie Rydzyka
Tadeusza, nie wspominając o paulinach z Brunatnej (bo już od dawna
nie Jasnej) Góry błogosławiących i gloryfikujących nacjonalistów
tudzież neonazistów, czy też o księżach bądź zakonnikach
wygłaszających pełne nienawiści kazania lub palących książki.
Nie da się zaprzeczyć, że oni wszyscy – oraz wielu innych
purpuratów, księży, zakonników czy świeckich (np. publicystów
katolickich typu
Terlikowski Tomasz)
– zaiste niewiele, o ile cokolwiek, mają wspólnego z Jezusem
Chrystusem i jego ideami. Toteż, jeśli chodzi o kwestie
merytoryczne, wykładowi pana Jażdżewskiego nie mogę
zarzucić nic.
Inna
bajka, iż dostrzegam wśród zawodowych (tzn. hierarchów i
duchownych) funkcjonariuszy Kościoła katolickiego ludzi, których
za autorytety moralne jak najbardziej mogę uznać. Zalicza się do
nich papież Franciszek. Zaliczają się do nich teologowie
wyzwolenia (coraz ich mniej, niestety, i to z winy… Jana Pawła
II). Zaliczają się do owego szacownego grona księża Lemański i
Boniecki, jak również siostra Chmielewska. Nie mam absolutnie nic
do Szymona Hołowni jako publicysty.
Są
to wszelako konkretne jednostki, pojedynczy ludzie, jedni z ostatnich
prawdziwych (tzn. starających się żyć po Jezusowemu) chrześcijan,
nie zaś organizacja religijna jako całość. Organizacja
koncentrująca się na mnożeniu władzy, wpływów i pieniędzy, co
z ideami Chrystusa jako żywo nie ma nic wspólnego.
Komentarze
Prześlij komentarz