Barwy finiszu kampanii
Wybory
do Parlamentu Europejskiego już w najbliższą niedzielę, co
oznacza, iż kampania zbliża się do finiszu. Wybory europejskie,
nad czym należy ubolewać, cieszą się w (k)raju nad Wisłą
niewielką popularnością – co jest winą z jednej strony nader
kiepskiej edukacji obywatelskiej, z drugiej natomiast mediów, które
nie poświęcają sprawom unijnym należytej uwagi – toteż
kampania była stosunkowo mało emocjonująca (może to i dobrze)
oraz skupiona na tematach krajowych. Z drugiej strony, kiedy tak
obserwuję, za pośrednictwem internetu, pracę, jaką wykonali
kandydaci wszystkich ugrupowań wchodzących w skład Koalicji
Europejskiej, napisać muszę, że ich wysiłek budzi mój szacunek.
Podobnie rzecz się ma z Lewicą Razem, której kandydatkom i
kandydatom również życzę powodzenia. Dla pozostałych ugrupować
startujących w wyborach dobrych życzeń już nie mam.
Jako
się rzekło, dobiegająca finiszu kampania nie była tak „ostra”,
jak w wypadku tych przed wyborami krajowymi, nie zmienia to wszelako
faktu, że parę rzeczy się działo, dobrych i złych.
Ot,
przykładowo pani Adamowicz, żona zamordowanego prezydenta Gdańska,
kandydująca z list Koalicji Europejskiej, spotkała się z
muzułmanami obchodzącymi Ramadan. Oczywiście, był to element jej
kampanii wyborczej, niemniej jednak należy się cieszyć, iż
kandydatka ta ma dobre kontakty z przedstawicielami mniejszości,
jest zainteresowana ich problemami oraz potrzebami, a przede
wszystkim manifestuje swoją otwartość na inne niż polska kultury
tudzież inne niż katolicyzm religie. O ileż to bardziej pozytywne
podejście niż straszenie „strefami szariatu”, jakie wedle
Jarosława Kaczyńskiego miałyby w Polsce powstać po przyjęciu
uchodźców. Oczywiście liderowi Bezprawia i Niesprawiedliwości
chodzi o straszenie jego najtwardszego elektoratu „obcymi”, co ma
pomóc w przedwyborczej mobilizacji. I o wciskanie ciemnoty, bowiem
nie wszyscy uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej są
muzułmanami, a poza tym wyznawcy tejże religii mieszkają w Polsce
od stuleci (Tatarzy Podlascy na przykład) i nie tylko żadnych stref
nie potworzyli, ale też mają piękną kartę w polskiej historii;
nadto niedawno (k)raj nad Wisłą przyjął jak najbardziej
muzułmańskich uchodźców z Czeczenii, a o tym, by doprowadziło to
do powstania „stref szariatu”, jakoś nie słychać.
No,
ale Kaczyński i inni PiS-owcy nie tylko straszą „obcymi”, lecz
także obiecują: świniom, krowom, ostatnio zaś niepełnosprawnym.
Tak, tym samym niepełnosprawnym, których podczas zeszłorocznego
protestu najpierw ignorowali, później usiłowali okantować, a
przez cały czas poniewierali ich i zastraszali. Płynące z ust
Morawieckiego Mateusza obietnice finansowe dla tejże grupy
społecznej są zatem wielką bezczelnością, wielką obłudą, a
zapewne też wielkim kłamstwem.
A
ostatnie dni zdominowane zostały przez tematy około-kościelne, z
pedofilią kleru na czele. Tą właśnie kwestią na forum
Europarlamentu zajmować się zamierza – o ile, rzecz jasna, uzyska
mandat europosła – pan Andrzej Szejna z SLD, czyli kandydat, na
którego zamierzam oddać swój głos; szerzej napiszę o tym innym
razem.
Trochę
szkoda, że marnowana (znowu!) jest okazja do ogólnospołecznej,
merytorycznej dyskusji na temat Kościoła katolickiego, jego pozycji
społecznej i politycznej, praw tudzież nadmiernych przywilejów w
Polsce. Niemniej jednak, kwestia pedofilii ujawniła prawdziwe
oblicze polskich polityków oraz komitetów wyborczych do Parlamentu
Europejskiego. I tak, korwinowcy oraz reszta skrajnych prawicowców
molestowanie seksualne i gwałcenie dzieci przez księży lekceważą,
a nawet głośniej lub ciszej owemu odrażającemu zachowaniu
przyklaskują. Politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości niby
deklarują chęć walki z pedofilią, ale jednocześnie wyraźnie
zamierzają chronić tyłki hierarchom i klerowi (np. komisja, która
miałaby zająć się pedofilią we wszystkich grupach zawodowych,
podczas gdy tylko Kościół wypracował instytucjonalną ochronę
zboczeńców molestujących i gwałcących dzieci). Relatywnie
najprzyzwoiciej zachowują się tu kandydatki i kandydaci Koalicji
Europejskiej, ze szczególnym uwzględnieniem SLD (zwłaszcza
wspomnianego wyżej pana Szejny), jak również Lewicy Razem oraz
Wiosny, nie wiadomo z jakich przyczyn uznawanej przez część
komentatorów za formację lewicową.
Ów
antyklerykalizm jest zresztą jedną z nielicznych zalet partii pana
Roberta Biedronia. Ugrupowanie to jest bowiem chyba największym
rozczarowaniem tej kampanii. Podobnie jak sam jego lider, po którym
spodziewałem się zdecydowanie więcej niż ponawianie politycznych
showów, krzyczenie o likwidacji kopalń (a co potem?) oraz ataków
na PO. To ostatnie jest o tyle zrozumiałe, iż Wiosna chciałby
pozyskać co bardziej liberalnych wyborców, dotychczas głosujących
na Platformę… ale też nic im specjalnego nie proponuje. Dodatkowo
pewne niejasności wokół finansowania ugrupowania, dziwaczne listy
wyborcze oraz kilka innych kwestii (dlaczego na stronie tejże partii
nie ma jej statutu?), sprawiają, że cała ta polityczna inicjatywa
budzi nader poważne wątpliwości. Niestety, może przyczynić się
do rozbicia nie-PiS-owskiego elektoratu, czyli do wzmocnienia
Bezprawia i Niesprawiedliwości, a to już jest wielce niebezpieczne
dla Polski i Europy.
Cóż,
jaki będzie efekt tego wszystkiego, przekonamy się już wkrótce,
bo wybory w najbliższą niedzielę, 26 maja.
Komentarze
Prześlij komentarz