Zima, śmierć i kapitalizm
Według
danych Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, już pięćdziesiąt
dziewięć osób zmarło z wychłodzenia w ciągu tej zimy,
konkretnie, licząc od 1 listopada ubiegłego roku. W większości
chodzi tu oczywiście o ludzi bezdomnych, ale bynajmniej nie tylko
oni są zagrożeni przez mrozy. Tak naprawdę zamarznąć na śmierć
może każdy: ofiara wypadku, turysta, który zgubi się gdzieś na
szlaku, pozostawione bez opieki dziecko… Nie każdy zatem zgon
spowodowany wychłodzeniem uwarunkowany jest kwestiami systemowymi;
za częścią tych tragedii stoją ludzkie błędy i ludzka głupota.
Ale
nie oszukujmy się – zima stanowi największe zagrożenie dla osób
pozbawionych dachu nad głową. A bezdomność jak najbardziej JEST
kwestią systemową, jedną z naturalnych patologii nieludzkiego
systemu kapitalistycznego.
Zjawisko
to było często spotykane w Dwudziestoleciu Wojennym, kiedy
większość polskiego społeczeństwa żyła w gigantycznej biedzie,
gospodarka zaś – oczywiście kapitalistyczna, acz z silnymi
elementami feudalizmu – praktycznie stale tkwiła w permanentnym
kryzysie, z którym władze nie potrafiły sobie poradzić. Po II
wojnie światowej, w nowym ustroju, mimo iż państwo było
całkowicie niemal zrujnowane, a proces odbudowy (przy jednoczesnej
ogromnej modernizacji) trwał latami, zjawisko bezdomności udało
się prawie całkowicie wyeliminować. Prawie, ponieważ i w Polsce
Ludowej bezdomni byli, w większości jednak na grupę tę składali
się albo nałogowcy wyrzuceni pod most przez własne rodziny (stąd
pewnie wziął się pokutujący do dziś stereotyp bezdomnego-pijaka,
o tyle nieprawdziwy, że większość osób bez dachu nad głową w
nałóg popada już po wylądowaniu na ulicy), albo też outsiderzy,
z różnych przyczyn dobrowolnie sytuujący się na marginesie
społeczeństwa.
Systemowa
bezdomność powróciła wraz z restauracją nieludzkiego systemu
kapitalistycznego po 1989 roku. Wówczas swoje domy straciło tysiące
ludzi: ofiary oszukańczych kredytów hipotecznych, ofiary deformy
walutowej Leszka Balcerowicza, ofiary dzikiej reprywatyzacji (czyli
obywatele usunięci z mieszkań przez gangi czyścicieli kamienic,
pracujące dla nowych właścicieli), bezrobotni, którym nie udało
się znaleźć pracy, przedsiębiorcy, którym nie wypalił biznes…
Smutna
prawda jest taka, że w kapitalizmie na przysłowiowym bruku
wylądować może praktycznie każdy. A kolejne polskie rządy nie
wypracowały polityki zinstytucjonalizowanej pomocy bezdomnym i walki
z owym patologicznym zjawiskiem. Te prawicowe nie chciały –
przecież kapitalistyczna propaganda głosi, że ludzie, którzy z
różnych przyczyn sobie nie radzą, są „sami sobie winni – te
lewicowe (lata 1993-97 oraz 2001-05) nie mogły, ponieważ zastawały
gospodarkę i budżet zrujnowane przez prawicę. Toteż pomoc
bezdomnym zrzucona została na organizacje pozarządowe, skłoty i
straż miejską. Czyli organizacje, które nie są w stanie zająć
się problemem całościowo, mogą jedynie reagować doraźnie. Do
tego dochodzi to, iż niektórzy bezdomni są, z w pełni
zrozumiałych przyczyn, niechętnie nastawieni do zewnętrznej
pomocy, ponieważ systemowi mniej lub bardziej świadomie nie ufają.
Owszem, istnieją noclegownie, ale zasady przyjmowania do nich są,
delikatnie rzecz ujmując, niezbyt życiowe.
No
i zadaniem państwa oraz samorządu nie jest to, by budować i
prowadzić noclegownie, lecz to, by nie były one potrzebne.
Ale
tego prawicowi politykierzy i kapitalistyczni propagandyści dostrzec
już nie potrafią.
Tymczasem
mrozy, zwłaszcza w południowych regionach (k)raju nad Wisłą, nie
ustają. Toteż ofiar śmiertelnych zimy będzie jeszcze więcej.
Media znów o nich poinformują. I, jak co roku, nie powstaną żadne
systemowe rozwiązania, mająca ograniczać skalę bezdomności.
Polska zima znów wiązała się będzie ze śmiercią.
Komentarze
Prześlij komentarz