Kult nienawiści
Tak
sobie patrzę na to, co stało się w minioną niedzielę w Gdańsku
i na to, co działo się później. Coraz więcej się mówi, że do
tragedii, czyli mordu na prezydencie Adamowiczu, doszło na skutek
szerzenia mowy nienawiści; sam zamordowany za życia, przez wiele
lat był ofiarą zmasowanego hate’u oraz licznych,
niepotwierdzonych oskarżeń. Nie ustało to nawet po jego śmierci;
są osobniki, niestety liczne, co cieszą się z zamordowania pana
Adamowicza.
Oskarżenia
wysunięte przeciwko mowie nienawiści – a także używającym jej
politykierom, publicystom (w tym takiemu jednemu w kolorowej koszuli)
czy duchownym – są jak najbardziej słuszne; nie ulega
wątpliwości, iż do niedzielnej tragedii doszło na skutek
rozplenienia się epidemii nienawiści, wrogości i agresji.
Ale
przyczyn tego stanu rzeczy szukać należy nie tylko w aktualnej
polityce czy mediach. Tak naprawdę bowiem nienawiść plus
spowodowane nią zbrodnie są w Polsce czczone, a ich winowajcy –
uznawani za bohaterów. Nienawiść stała się wręcz elementem
polskiego patriotyzmu.
Państwowy
bowiem kult tzw. „żołnierzy wyklętych”, rozkręcony przez
prezydenta Bronisława Komorowskiego, a wymyślony jeszcze przez
Lecha Kaczyńskiego (co dowodzi, że obaj byli pod względem
ideologicznym jednakowo prawicowi) z roku na rok przybiera na
intensywności. Oficjalnie jest to święto polskiego podziemia,
nazywanego mylnie niepodległościowym, jakie działało w Polsce
przez kilka lat po zakończeniu II wojny światowej i spotkało się
z represjami ówczesnych władz. W praktyce jednak rzecz jest o wiele
bardziej skomplikowana i o wiele bardziej ponura.
Sam
kult jest po pierwsze zakłamany. Do jednego wora wrzuca się bowiem
ewidentnych bohaterów (gen. Nil, rotmistrz Pilecki), ludzi, którzy
po kilka razy zmieniali strony konfliktu i dokonywali czynów zarówno
chwalebnych, jak i zbrodniczych (Ogień, Żubryd), partyzantów AK,
którzy po wojnie kryli się po lasach z obawy przed represjami (nie
zawsze uzasadnionymi), a także zwykłych morderców, bandytów i
gwałcicieli, do tego zdrajców, którzy podczas II wojny światowej
kolaborowali z hitlerowskimi okupantami (NSZ, zwłaszcza Brygada
Świętokrzyska).
Większość
z tychże „wyklętych” po wojnie mordowała urzędników – w
tym urzędniczki – mieszkańców wiosek (wliczając dzieci),
rolników przejmujących ziemię z Reformy Rolnej, rzadziej
milicjantów i żołnierzy. Bandyci ci szerzyli terror i śmierć.
Niektórzy, np. Łupaszka czy Bury, zamieszani byli w przeprowadzanie
czystek etnicznych. Motywy ich działań były różne. Niekiedy była
to chęć zwykłego rabunku, często jednak – nienawiść.
Nienawiść przeciwko komunizmowi i lewicy w ogóle, przeciwko
ludziom o innych niż „wyklęci” poglądach, przeciwko chłopom –
beneficjentom Reformy Rolnej, przeciwko Rosjanom, przeciwko
mniejszościom etnicznym (Żydom, Białorusinom, Litwinom, itd.).
Właśnie nienawiść spowodowała, że „wyklęci” przez kilka
ładnych lat masowo przelewali polską krew – ich ofiarami padali
przecież głównie Polacy, zazwyczaj bezbronni – oraz wszczęli ni
mniej, ni więcej, a wojnę domową.
A
skoro takie jednostki, popełniające motywowane nienawiścią masowe
zbrodnie, dziś się oficjalnie czci – a zatem możemy mówić o
państwowym kulcie nienawiści – stawiając je przy okazji jako
wzorce postępowania dla młodych ludzi…
...no
to nie dziwmy się, że popłynęła krew.
Komentarze
Prześlij komentarz