Niedziela, praca i płaca
Na
początek krótka informacja. Rząd nie porozumiał się ze Związkiem
Nauczycielstwa Polskiego w kwestii podwyżek. W związku z czym
nauczyciele zapowiedzieli strajk; istnieje szansa, że odbędzie się
on w okresie egzaminów gimnazjalnych i matur. „Chorobowy”
protest nauczycieli, o którym pisałem wczoraj, nadal jest
ignorowany przez Ministerstwo wątpliwej Edukacji; ministra Zalewska,
Anna swoją drogą, bąknęła coś o „sezonie grypowym”.
A
teraz do meritum, choć w temacie płac, już nie tylko pracowników
systemu podobno oświaty, lecz polskiego proletariatu w ogóle,
pozostaniemy.
Otóż,
kiedy rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości wprowadzał deformę
dotyczącą zakazu (a w zasadzie ograniczenia) handlu w niedzielę,
podnosił – nie bez racji zresztą – że osoby zatrudnione w
sklepach i centrach handlowych mają prawo do odpoczynku. W
praktyczne wszelako nie o odpoczynek sprzedawców i reszty personelu
chodziło, ale o to, by poprzez zamykanie placówek handlowych,
uniemożliwić Polakom robienie zakupów w niedzielę; zleceniodawcą
był tu, za pośrednictwem NSZZ „Solidarność”, Episkopat,
kościelnym hierarchom i sporej części duchowieństwa uroiło się
bowiem, iż kiedy sklepy będą pozamykane, ludzie zaczną chodzić
tłumniej na msze, co okazało się nieprawdą.
W
każdym razie, nie tylko osoby zatrudnione w centrach handlowych
muszą pracować w niedziele i święta. Są zakłady działające w
systemie pracy ciągłej, są służy (policja, wojsko, straż
pożarna, służba zdrowia, itd.), ośrodki kultury, kina, teatry,
piekarnie oraz wiele innych firm działających w te dni, a wszystkie
one zatrudniają przecież pracowników. Za pracę w niedzielę niby
to przysługuje dzień wolny w tygodniu, niemniej w warunkach
barbarzyńskiego kapitalizmu, jaki mamy od 1989 r. (i stale
dziczejącego, dodajmy) różnie z tym bywa; osobom zatrudnionym na
śmieciówkach często-gęsto dni wolne od pracy nie przysługują.
Toteż
na sensowny pomysł w tym zakresie wpadło Ogólnopolskie
Porozumienie Związków Zawodowych. Wedle jego członków i
działaczy, za pracę – niezależnie od jej charakteru – w
niedziele i święta nie tylko przysługiwałyby dni wolne w
tygodniu, ale też wyższe wynagrodzenie, konkretnie 250 proc.
normalnej stawki. Moim zdaniem, jest to idea słuszna, ponieważ
jeśli ktoś musi (lub chce, bo są i takie przypadki, bynajmniej nie
nieliczne) pracować w dni, kiedy większość społeczeństwa ma
wolne, to zasługuje na rekompensatę finansową. Oczywiście, czy
powinno to być 250 proc. normalnej stawki dziennej, czy inna
wielokrotność, pozostaje kwestią do dyskusji.
OPZZ
Mazowsze skierowało odpowiedni wniosek do Ministerstwa Rodziny,
Pracy i Polityki Społecznej. Ministerstwo, reprezentowane przez
wiceministra Stanisława
Szweda, odpowiedziało negatywnie, argumentując: (…) ze
względu na zróżnicowaną sytuację finansową pracodawców na
polskim rynku pracy wprowadzenie proponowanej regulacji jako
powszechnie obowiązującej mogłoby doprowadzić do pogorszenia
sytuacji materialnej wielu pracodawców, których organizacja pracy
wymaga wykonywania przez pracowników pracy w niedzielę i święta
(źródło:
http://lewica.pl/?id=32020&tytul=Rz%B1d-przeciwko-wy%Bfszym-stawkom-za-prac%EA-w-niedziele-i-%B6wi%Eata).
Czyli
prawicowy rządu PiS-u zachował się dokładnie tak, jak na prawicę
przystało – stanął wyłącznie po stronie kapitalistów i
dostrzegł jedynie ICH punkt widzenia, interesu ani punktu widzenia
pracowników nie zauważając lub, co bardziej prawdopodobne,
ignorując. Co prawda, można zakładać, że wprowadzenie
proponowanej przez OPZZ reformy mogłoby czasowo zagrozić płynności
finansowej niektórych firm… Ale nikt nie mówi, że zmiany te nie
mogłyby być wprowadzane stopniowo, tak, aby pracodawcy mogli się
do nich spokojnie dostosować, ani że w niektórych sytuacjach
przedsiębiorstwa nie mogłyby liczyć na pomoc ze strony państwa.
Poza tym, nie oszukujmy się – firma czerpiąca zyski JEDYNIE bądź
GŁÓWNIE z wyzyskiwania (np. ze zmuszania do pracy w niedziele i
święta bez żadnych gratyfikacji) i orzynania robotników, POWINNA
upaść, stosuje bowiem dumping socjalny, co jest formą nieuczciwej
konkurencji, zmuszającej innych przedsiębiorców do tego samego, a
to
z kolei odbija się negatywnie na zamożności całego społeczeństwa.
Są to działania stricte pasożytnicze, a przecież nikt nie może
być zmuszony do utrzymywania tasiemca w swoim organizmie. Niestety,
Bezprawie i Niesprawiedliwość, będąc partią prawicową, stoi po
stronie takich właśnie kapitalistycznych „tasiemców” (nie
mylić z uczciwymi przedsiębiorcami).
No
i płace w (k)raju nad Wisłą są nadal tak niskie, że po prostu
TRZEBA je podnosić, inaczej nadal będziemy społeczeństwem
biednym, zaś nasza gospodarka będzie kulała.
Na
prokapitalistyczne
argumenty
rządu w tym zakresie celnie odpowiedział Piotr Szumlewicz z OPZZ
Mazowsze (to samo źródło cytatu, co wyżej): Stanowisko
ministerstwa potwierdza, że władza nie prowadzi polityki
sprzyjającej wzrostowi wynagrodzeń. Chociaż rząd deklaruje, że
uważa niedzielę za wyjątkowy dzień tygodnia, to nie zamierza
wprowadzać wyższych płac za pracę w tym dniu. Tymczasem w
niedzielę i święta pracują pracownicy wielu branż, zazwyczaj nie
otrzymując za swoją pracę dodatkowych wynagrodzeń. Wyższe
wynagrodzenie za pracę w niedzielę i święta byłoby rekompensatą
za utratę dnia wolnego, a zarazem bodźcem na rzecz podniesienia
płac w całej gospodarce. 2,5 razy więcej to dobre rozwiązanie,
które zarazem promowałoby firmy skłonne na podnoszenia wynagrodzeń
i podnoszące płace miesięczne wielu pracownikom.
I
niech jego słowa stanowią podsumowanie dzisiejszej notki.
Komentarze
Prześlij komentarz