Wyrób mięsopodobny
Jeden
z szerzonych przez prawicę mitów głosi, jakoby w epoce PRL nie
było mięsa w sprzedaży. Nie jest to prawda – mięso było, choć
w ilościach… No właśnie, już miałem napisać „mniejszych niż
obecnie”, ale stwierdzenie to byłoby problematyczne. Faktem
pozostaje, iż w czasach poprzedniego ustroju trudniej niż obecnie
było kupić wyroby mięsne. Dziś w sklepach i centrach handlowych
jest ich – pozornie! – bardzo dużo. Pojawiły się one na
półkach na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego stulecia, w chwili,
gdy za sprawą deform Leszka Balcerowicza ceny mięsa wzrosły o
kilkaset procent; wówczas pauperyzujący się szybko Polacy
przestali kupować je w dotychczasowych ilościach.
Jako
się rzekło, półki w sklepach i supermarketach niby to uginają
się od szynek, kiełbas czy mielonek, w sklepowych lodówkach pełno
mrożonych kurczaków, schabu, karkówki… Problem w tym, iż kupić
DOBRE mięso jest dziś bodaj jeszcze trudniej niż w PRL-u, i to
bynajmniej nie tylko dlatego, że jest ono stosunkowo drogie. Prawda
jest taka, że wyroby MIĘSNE oferują coraz mniej liczne sklepy,
podczas gdy to, co jest ogólnodostępne, zasługuje najwyżej na
miano wyrobów mięsopodobnych. Po zjedzeniu których pies się może
rozchorować (wiem, co piszę; miałem w domu przykład).
Kilka
dni temu jedna z komercyjnych stacji telewizyjnych wyemitowała
reportaż ukazujący, jak – a raczej z czego – owe wyroby
mięsopodobne powstają. Schorowane zwierzęta zabija się bez
nadzoru weterynaryjnego, pod osłoną nocy, a potem przerabia na
produkty, jakie kupujemy w sklepach. Mało tego, bywa, że wyroby owe
powstają z… padliny, wykopanej z ziemi. Normalnie strach zakupy
robić, a jeszcze większy – jeść. Państwa, do których
eksportujmy mięso (o ile nazwa ta tutaj w ogóle pasuje) już
protestują, grożą wstrzymaniem eksportu. Nie dziwię się…
Nawet
jeśli jednak nie wszystkie wyroby mięsopodobne produkowane są z
padliny czy z mięsa chorych zwierząt, to ich jakość tak czy owak
pozostawia wiele do życzenia; tak naprawdę, to z dnia na dzień
coraz więcej. Smak się pogarsza, konsystencja paskudna, trudno to
przełknąć… Gdyby w PRL-u ktoś wypuścił na rynek takie
świństwo, poszedłby siedzieć. Niestety, tamtego ustroju już nie
ma, dziś trucie ludzi w imię zysku jest legalne, nawet jeśli nie
de iure, to de facto z pewnością.
Wydawałoby
się, że tzw. „wolna konkurencja” spowoduje podniesienie jakości
produkowanych dóbr, tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie,
także w sektorze żywnościowym.
Winę
za ów stan rzeczy ponosi kapitalizm jako system
społeczno-ekonomiczny, oparty o zasadę maksymalizacji zysku. Zysk
bowiem najlepiej jest zwiększać, produkując tanio, a sprzedając
drogo. A jak można sprawić, żeby było tanio, przynajmniej wedle
hasełka reklamowego? Ano, jedną z metod jest wyzysk, czyli płacenie
robotnikom jak najmniej za wykonaną pracę. Inną jest oszczędzanie
na samym procesie produkcji, np. na jakości właśnie. Dlatego w
wyrobach mięsopodobnych ubywa mięsa jako takiego, przybywa za to
różnych odpadów i innych świństw. Z jednego kilograma mięsa
robi się kilka kilogramów szynki, przykładowo.
Warto
w tym miejscu zauważyć, iż producenci są często zmuszeni do
takich machlojek, oczywiście przez konkurencję. Już Fenicjanie
wpadli na to, że co dobre, to i drogie, a co drogie, tego ludzie nie
kupują, bo ich nie stać. Produkcja wyrobów mięsnych z prawdziwego
zdarzenia staje się więc po prostu nieopłacalna (chyba, że
niszowa, przeznaczona dla wąskiego grona zakontraktowanych
odbiorców), prowadzący ją zakład szybko przegrałby z
wytwarzającymi tandetną taniochę konkurentami i zbankrutował.
Przykre, ale tak właśnie wyglądają kapitalistyczne realia.
I
dlatego jemy padlinę… Naprawdę warto rozważyć przejście na
wegetarianizm. Tyle, że wyroby dla wegetarian podlegają tym samym
nieludzkim, kapitalistycznym prawom konkurencji, zatem one też stają
się coraz gorsze jakościowo, co wypadku żywności oznacza, że są
coraz mniej zdrowe…
Komentarze
Prześlij komentarz