Pamięć o czarnych

Nie ukrywam, że podoba mi się to, co obecnie robi Lewica. Coraz więcej prospołecznych postulatów w programie (konsultowanym zresztą na bieżąco z wyborcami, podczas chociażby obecnej trasy wakacyjnej), wsparcie – udzielane głównie przez działaczy Razem, ale nie tylko – walczącym o swoje prawa tudzież wynagrodzenia pracownikom firm prywatnych i administracji publicznej, merytoryczna krytyka Bezprawia i Niesprawiedliwości (PO może tego Lewicy jedynie pozazdrościć), dostrzeganie autentycznych kwestii społecznych (z szalejącą inflacją i jej konsekwencjami na czele), nieplucie na inne formacje nie-PiS-owskie, itd. - wszystko to i wiele innych rzeczy oceniam wysoko.

Niemniej, jest coś, co powinno zostać w lewicowym przekazie wzmocnione. Otóż, jest to jedyna obecnie formacja, której postulaty dotyczące konieczności przekształcenia Polski w świeckie państwo brzmią wiarygodnie. Tusk i inni politycy PO czasami też takimi hasłami sypną, ale mieszają je z uwielbieniem dla kleru. Polska 2050 dopiero się ideologicznie klaruje (i jakoś wyklarować się nie może, a szkoda), lecz jej lider, Szymon Hołownia, mimo otwartości umysłu, jako przywiązany do Kościoła (widzi wszelako jego patologie, co mu się chwali) katolik mógłby się w razie czego zawahać przed poparciem co bardziej gruntownych reform. PSL jest jawnie klerykalne, Konfederacja i resztki Kukizowców to jeszcze gorsi naziści niż PiS, też przylepieni do czerni i purpury…

Tylko zatem Lewica brzmi poważnie, kiedy mówi, że sfera publiczna oraz religijna winny zostać rozdzielone, lekcje religii należy wyprowadzić ze szkół publicznych, Kościół katolicki i jego funkcjonariusze muszą płacić takie same podatki, jak reszta organizacji tudzież obywateli, prawo nie może być tworzone pod księżowskie dyktando, zaś pedofilów w sutannach i habitach nie wolno traktować ulgowo.

Ostatnio wszakże jakby ciszej o tym wszystkim. Z jednej strony, nic w tym dziwnego; inflacja wszak nam dowala, wielu z nas (mnie wliczając) coraz bardziej obawia się o możliwość zaspokojenia najbardziej podstawowych potrzeb bytowych, rozkręcana jest panika odnośnie braku niektórych towarów, za naszą wschodnią granicą trwa wojna… W sumie zatem odsunięcie problemów kościelnych patologii na cokolwiek dalszy plan w takiej sytuacji nie jest niczym zaskakującym. Z drugiej wszelako strony…

Z roku na rok spada liczba osób uczestniczących w katolickich nabożeństwach, nie tylko w dni powszechnie, ale też w niedziele i kościelne święta. Przybywa regionów, gdzie świątynie dosłownie świecą pustkami. Młodzież szkolna wypisuje się z katechezy; to już nieomal norma (co ciekawe, w jakiejś mierze stanowi to zapewne efekt uboczny PiS-owskich deform systemu wątpliwej oświaty; dzieciaki chcą mieć po prostu więcej czasu na odrobienie lekcji, choć głównym czynnikiem jest tu pewnie zniechęcenie do Kościoła i jego przekazu). Brakuje kandydatów na kleryków, w związku z czym część seminariów trzeba było… zamknąć. W sumie, nic zaskakującego, skoro zawód księdza kojarzy się coraz gorzej, wskutek choćby ujawniania kolejnych zbrodni pedofilskich.

Mówiąc krótko, coraz większy odsetek naszego społeczeństwa jest mocno zniechęcony wobec Kościoła katolickiego. Nawet ci wierni, którzy nie dokonują formalnej apostazji, przestają korzystać z jego usług religijnych. Powodów tejże laicyzacji jest wiele; oprócz tych, które wymieniłem wyżej, zalicza się do nich chociażby pazerność i upolitycznienie kleru oraz hierarchów, głoszenie przez nich mowy nienawiści, tkwienie w mentalnej ciemnocie, chęć pozyskania kontroli nad ludzką seksualnością, itd. Wiele razy o tym pisałem, dziś więc jedynie wspominam.

Tak czy owak, przypuszczać należy, iż naszemu zniechęceniu wobec Kościoła katolickiego damy wyraz w nadchodzących wyborach. Klerykalizm zdecydowanie nie będzie sprzyjał partiom i kandydatom; może być czynnikiem do nich zniechęcającym. Lub jeszcze gorzej – sprawiającym, że więcej niż zwykle wyborczyń i wyborców da sobie spokój z pójściem na głosowanie… a na tym znów skorzysta PiS.

Tu otwiera się szansa dla formacji postępowych i głoszących ideę świeckiego państwa. Taką na naszej scenie politycznej jest obecnie, jak wspomniałem wyżej, jedynie Lewica, toteż powinna ona korzystać z nadarzającej się okazji. Skoro przybywa obywatelek i obywateli wkurzonych na Kościół, a wręcz antyklerykalnych, Lewica powinna uderzać w te nuty. Czyli postulować konieczność oddzielenia Kościoła od państwa, pozbawienia kleru wpływu na politykę, opodatkowania go, zakończenia przekazywania za bezcen majątku publicznego strukturom i organizacjom kościelnym, piętnować pedofilię, chciwość, sianie nienawiści i ciemnoty – słowem, robić to, co dotąd, tylko intensywniej i jaskrawiej.

Jasne, krytyka Kościoła katolickiego i tematyka świeckiego państwa nie mogą być jedynymi rzeczami, o których Lewica mówi, i w jakich zakresie działa. Absolutnie nie wolno jej zapominać o prawach pracowniczych oraz sprawach bytowych. Niemniej, piętnowania czerni i purpury też nie powinna sobie odpuszczać. Zwłaszcza, że krytycyzm wobec Kościoła i świeckość najprawdopodobniej staną się istotnymi argumentami w oczach wielu wyborców.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor