Życie pełne męki

Sam wprawdzie dzieci nie mam (i jest to jeden z elementów mojego życia, zmiany których absolutnie nie pragnę), niemniej synek mojej krewnej rozpoczął właśnie „edukację” (o ile w obecnych polskich warunkach słowo to odpowiada rzeczywistości) w pierwszej klasie podstawówki. Dzieciaczek ma dziennie pięć-sześć lekcji, podczas gdy w moich czasach normą było trzy do czterech. Wymiar czasu spędzonego w szkole zwiększyły mu trzy godziny wuefu tygodniowo, język angielski (w moich czasach jego szkolna nauka rozpoczynała się od klasy czwartej, o ile coś mi się nie pokiełbasiło), no i religia oczywiście. Co gorsza, miałem okazję zaobserwować, jak ciężki plecak nosi ów chłopczyk. Nie życzę mu źle, niemniej obawiam się, że w wieku dwudziestu kilku lub trzydziestu lat może mieć problemy z kręgosłupem; z góry współczuję.

Oczywiście, nasz dzisiejszy młodociany bohater nie stanowi wyjątku od reguły; dzieci w jego wieku właśnie tak mają. Ściśle rzecz ujmując, te, rodzice których nie przejawiają przerostu ambicji i chęci zaspokojenia własnego ego kosztem progenitury, bo wszak zapisywanie dzieciaków (bez względu na ich zainteresowania, wolę, chęci, itd.) na różnego rodzaju zajęcia pozaszkolne (niektóre, np. dodatkowe lekcje języków obcych, są sensowne, wiele wszelako – niekoniecznie) do rzadkości się nie zalicza, skutkiem czego liczne dzieci już od samego początku szkolnej edukacji mają szczelnie wypełnione całe dnie, brakuje im czasu wolnego na odpoczynek i/lub realizację WŁASNYCH zainteresowań.

Problem ów nasila się, rzecz jasna, na kolejnych szczeblach szkolnictwa – przybywa zarówno lekcji, jak i narzuconych przez rodziców zajęć dodatkowych. Efekt? Coraz więcej młodych osób cierpi na syndrom wypalenia, a stan zdrowia i psychicznego, i fizycznego szybko się pogarsza z powodu przemęczenia, niewyspania, stresu…

Ci, którzy pójdą na studia, przekonają się, iż są one – pod warunkiem wybrania kierunku zgodnego ze swoimi zainteresowaniami tudzież osobowością – znacznie lżejsze i przyjemniejsze niż szkoła, choć, zwłaszcza na pierwszym roku, wysiłku wkładanego w studiowanie nie brakuje. Wielu studentów podejmuje nadto pracę (niektórzy, bo chcą, inni, ponieważ muszą), co też zwiększa obciążenie fizyczne oraz psychiczne, generując zmęczenie.

No, ale edukacja prędzej czy później się kończy. Wówczas albo lądujemy na bezrobociu i zaczynamy rozważać samobójstwo, albo idziemy do pracy. Ta bywa dobra lub zła (nieraz do tego stopnia, że wywołuje depresję, a wtedy też myślimy od zakończeniu egzystencji na tym łez padole), niezależnie jednak od tego zawsze wiąże się z wysiłkiem i oczekiwaniami wobec naszych skromnych osób. W warunkach kapitalistycznych należy liczyć się z kieratem – i to niezależnie od formy zatrudnienia – który z biegiem czasu, niekiedy niezbyt długiego, wyniszczy nasze zdrowie we wszystkich jego aspektach. Zamiast obiecywanej przez kapitalistycznych propagandystów, np. autorów tych badziewnych książeczek motywacyjnych, fortuny dorobimy się najprawdopodobniej depresji, psychozy, napadów lękowych, zespołu stresu pourazowego (coraz częstszy już u dzieci szkolnych), zawału, wylewu, schodzeń układu kostnego, nowotworów (sprzyja im niewyspanie i wyczerpanie), pylicy i innych chorób, a zyski wygenerowane przez nasz wysiłek i tak zgarnie kapitalista. Na doczekanie emerytury trudno liczyć; zapewne wykitujemy na długo przed osiągnięciem odpowiedniego wieku. Jeśli mamy szczęście i trafimy na odpowiednią dla siebie pracę, to przed śmiercią zaznamy satysfakcji z jej wykonywania. Znacznie wszelako rozsądniej jest założyć, że po zakończeniu edukacji szkolnej dalej będziemy się męczyli, żyjąc w poczuciu beznadziei.

I taki jest właśnie los człowieka w kapitalizmie: maksymalnie skrócone beztroskie dzieciństwo, potem edukacja szkolna, od samego początku wyczerpująca, stresująca i mająca za zadanie nie tyle wpoić nam wiedzę oraz umiejętności, ile wytresować nas do bezmyślnego posłuszeństwa, następnie ewentualnie studia (najlepszy okres życia), później zasuwanie (przy odrobinie szczęścia za pieniądze) na dobrobyt klas pasożytniczo-wyzyskujących i ewentualnie emerytura, bardzo często niepozwalająca się utrzymać… Innymi słowy, nieludzki ów system zgotował nam jedynie męczarnię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor