Uciekający lekarze

O tym, że polska służba zdrowia jest niewydolna, wiadomo od dawna. Spowodował to wprowadzony przez postsolidarnościowy rząd Buzka składkowy system finansowania, przerzucający ciężar płacenia za opiekę zdrowotną na obywateli i powodujący, że kasy brakuje na wszystko. Za mało jest zatem placówek (co widać wyraźnie teraz, podczas pandemii), personelu (jw.), leków, sprzętu… Owa niewydolność, do spółki z wyjątkowo szkodliwym dla naszego zdrowia lockdownem, skutkuje tym, że każdego dnia setki osób umierają na COVID-19, żniwo zaś śmierci, jakie zbierają inne choroby, jest znacznie większe, tyle, że media o nim nie wspominają.

Kiepsko działająca służba zdrowia stanowi zatem, wraz z koronawirusem, element ludobójstwa uskutecznianego obecnie przez PiS, ale owo kiepskie działanie jest winą całej prawicy postsolidarnościowej. Nieważne tak naprawdę, czy rządzi PiS, czy PO, czy też rządziły ich poprzedniczki, jakie dorwały się do władzy w 1989 roku, żadna bowiem z tych partii nie radzi sobie z problemami, z jakimi zmaga się obecnie publiczna opieka zdrowotna, wygenerowanymi jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia. Od dawna wszak wiadomo, że w Polsce brakuje lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych i przedstawicieli tym podobnych zawodów. A brakuje ich choćby dlatego, że w (k)raju nad Wisłą zarabiają za mało (zwłaszcza pielęgniarki), a warunki zatrudnienia są dla nich częstokroć niekorzystne. Toteż wolą wyjeżdżać na Zachód – gdzie polscy medycy są poszukiwani i cenieni, także w wymiarze stricte finansowym – i to zaraz po studiach lub po przepracowaniu w Polsce kilku zaledwie lat.

A będzie jeszcze gorzej, i to już niedługo. Przybywa polskich lekarzy (nie zdziwiłbym się, gdyby przedstawicielek i przedstawicieli innych zawodów medycznych też to dotyczyło), którzy deklarują, że kiedy tylko pandemia koronawirusa się nad Wisłą skończy, pojadą do Europy Zachodniej, skąd napływają kolejne atrakcyjne oferty pracy dla nich.

Kompletnie się im nie dziwię. A że nie będzie miał nas kto leczyć…? I tak przecież personelu medycznego jest za mało, toteż, jak napisałem nieco wyżej, masowo umieramy na choroby, z jakimi obecna medycyna potrafi sobie świetnie radzić (z COVID-19 też sobie radzi; w wielu państwach, nawet przy wysokiej liczbie zakażeń, umieralność na to schorzenie jest śladowa). Będzie to jedynie kolejny etap pogarszania sytuacji, który to patologiczny proces trwa od kilku już dekad.

Nie-rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości tłumaczy, iż za tymiż emigracyjnymi zamiarami lekarzy kryje się ich wycieńczenie pracą podczas trwającej pandemii. Być może jest to jeden z powodów… lecz TYLKO jeden, nadto zaliczający się, jak przypuszczam, do mniej ważnych. Główny jest taki, że medycy doskonale wiedzą, iż jeżeli PiS zrealizuje swoje plany dalszego deformowania służby zdrowia, to będą zarabiali jeszcze mniej niż dotychczas – i głośno o tym mówią. Nie-rząd zaprzecza, ale nie oszukujmy się, zarobki w medycynie spadną. No to panie doktorki i panowie doktorowie wolą wyjechać, póki jeszcze mają czas.

Przyczyny gigantycznej, bo kilkumilionowej emigracji z (k)raju nad Wisłą są, rzecz jasna, zróżnicowane. Jedni Polacy migrują, bo chcą poznać i zwiedzić świat, inni – ponieważ mają dość polskiej prawackiej nietolerancji czy klerykalizmu, większość wszelako spośród migrantów udaje się za granicę ni mniej, ni więcej, a za chlebem. W kapitalistycznej bowiem Polsce zarobki są, z winy Balcerowicza i CAŁE prawicy postsolidarnościowej (PiS, PO, itd.), nazbyt niskie, często niewystarczające, by się utrzymać. Medyków też to dotyczy, nawet lekarzy. Owszem, wynagrodzenia tych ostatnich z perspektywy większość polskich pracowników wydawać się mogą wysokie (w wypadku niektórych specjalizacji nawet bardzo), niemniej jednak pamiętać należy, iż każdy lekarz ratuje ludzkie życie, toteż praca ta pozostaje nad wyraz odpowiedzialna i ciężka, MUSI zatem być godnie wynagradzana. Dalej, ludzie ci ponoszą ogromne nakłady, zwłaszcza finansowe, związane z procesem specjalizacji i kształcenia, i to przez praktycznie cały okres swojej kariery. Muszą się mianowicie ciągle doszkalać, to natomiast sporo kosztuje.

I tu wracamy do sedna sprawy, czyli do finansowania całego systemu. Jak napisałem wyżej, metoda składkowa (najpierw Kasy Chorych, potem NFZ) jest niewydolna, zbytnio bowiem obciąża nas, obywateli i generuje sposoby ucieczki przed płaceniem składek (np. umowy śmieciowe), same zaś składki – choć z naszej perspektywy nazbyt wysokie – z punktu widzenia potrzeb całego systemu są niewystarczające. System podatkowy, taki jak w Wielkiej Brytanii chociażby, jest pod tym względem znacznie skuteczniejszy. Państwo polskie przeznacza też ze swojego budżetu za mało środków na publiczną opiekę zdrowotną. A to przekłada się na zbyt niskie zarobki w zasadzie wszystkich osób zatrudnionych w tym sektorze. Co rodzi problem emigracji zarobkowej, skutkujący brakami kadrowymi w (k)raju nad Wisłą.

Konkludując, bez poważnych reform systemu podatkowego (tak, bogaci płacą u nas zbyt niskie daniny publiczne, podczas gdy średniozamożni i biedni – nazbyt wysokie) i sposobu finansowania służby zdrowia, bez przeznaczenia na tę ostatnią znacznie większych niż obecnie środków, już wkrótce faktycznie zostać możemy bez lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy, ratowników….

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor