Smutna historia

Nastoletnia dziewczyna powiedziała rodzicom, że ma depresję. W odpowiedzi usłyszała, że pewnie nie chce jej się odrabiać lekcji. A najlepiej, to żeby poszła sobie pobiegać. Poszła i pobiegała. Nie pomogło, depresja nadal ją dręczyła, dziewczyna nie miała siły dosłownie na nic, wszystko wydawało jej się bezsensowne, każdy niemal impuls z otoczenia – zwłaszcza reklamy telewizyjne przedstawiające szeroko uśmiechniętych ludzi - powodował u niej gwałtownie pogorszenie nastroju. Coraz częściej myślała o odebraniu sobie życia.

Poszukała jednak informacji w internecie (no bo gdzie indziej?) i dowiedziała się, że depresję się leczy. Zmów poszła do rodziców, opisała im swoją sytuację, informując, że najprawdopodobniej potrzebuje terapii.

- Ja wariatki nie rodziłam! - wrzasnęła jej mama.

- A ja wariatki nie wychowywałem! - dodał, nie kryjąc niesmaku, tata.

Oczywiście taka reakcja tylko dobiła nastolatkę. Postanowiła więc nie zwierzać się ze swojego problemu zdrowotnego innym krewnym, spodziewając się z ich strony wyłącznie głupkowatego rechotu bądź obelg. Wśród znajomych z Facebooka i reala trafiło się kilka osób, które wiedziały, co to depresja i nawet usiłowały pomóc cierpiącej na nią przyjaciółce. Niestety, schorzenie weszło już w taką fazę, że konieczna była interwencja medyczna, a na tę nie chcieli zgodzić się rodzice chorej.

Być może mógłby pomóc psycholog szkolny, ale dziewczyna wstydziła się nawiązać z nim kontakt; ten zresztą pozostawał utrudniony ze względu na lockdown.

Niestety, jakoś tak się złożyło, iż nikt nie doradził nastolatce, by skorzystała z telefonu zaufania organizacji pomagającej osobom zmagającym się z depresją. Stan psychiki chorej cały czas się pogarszał, zwłaszcza, że wraz z postępem schorzenia przybyło słabych ocen szkolnych, toteż od rodziców słyszała jedynie nowe obelgi.

Pewnego dnia, po powrocie z pracy, tata i mama znaleźli córkę w kuchni, siedzącą przy zlewie. Miała przecięte nadgarstki. Przed utratą przytomności i śmiercią nie zdążyła zakręcić ciepłej wody, dzięki której szybciej się wykrwawiła; strumień spłukiwał krew do odpływu, obok którego leżał pokryty lepką czerwienią nóż.

Na pogrzebie wszyscy mówili:

- A taka była pogodna, wesoła, uśmiechnięta…

Depresja to choroba śmiertelna. Z powodu warunków życia w kapitalizmie (przemęczenie, przepracowanie, niestabilność bytowa, bieda, brak perspektyw, niemożność zaspokojenia potrzeb, brak samorealizacji, itd.), mowy nienawiści szerzonej przez prawicę i Kościół czy zrujnowania opieki medycznej zapada na nią i umiera coraz więcej osób, również dzieci i młodzieży!

Niestety, wiedza społeczna na temat tegoż schorzenia wciąż pozostaje na niskim poziomie; powszechne są wyjątkowo szkodliwe stereotypy, zwłaszcza ten, wedle którego depresja to tylko chwilowy dołek psychiczny. Media, niestety, przykładają rękę do szerzenia owych bredni. Stan osób cierpiących na tę chorobę często ignorowany jest przez ich otoczenie: rodzinę, szkołę, zakład pracy, itd. Konsekwencje bywają tragiczne…

Piszę o tym, ponieważ w Polsce, jak wspomniałem we wczorajszej notce, szerzy się obecnie epidemia depresji, do której znacząco przyczynił się lockdown. Większość ośrodków medialnych dziwnie milczy na ten temat; jedynie na lewicowych portalach można znaleźć odpowiednie informacje. Dlatego uważam, iż każda metoda uczulania ludzi na ów problem jest dobra. Bo im więcej wiemy na temat depresji, tym mniej osób pozbawi ona życia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor