Epidemia depresji

Każdego dnia bombardowani jesteśmy przez media coraz to nowymi informacjami o koronawirusie, zwłaszcza, ile osób się zaraziło (prawdziwej skali epidemii i tak nie znamy), ile zmarło (nie zaskakuje mnie, że ostatnio przestano wyszczególniać spośród tej grupy pacjentów z chorobami współistniejącymi, bo takie dane mówiłyby wprost, iż wysoka umieralność jest wynikiem całkowitego lub częściowego zaprzestania leczenia schorzeń niecovidowych, czyli lockdownu w służbie zdrowia, świadczącego o tragicznej w skutkach niekompetencji PiS-owców), ile szczepień wykonano, itd.

Słuchając tego wszystkiego, można by pomyśleć, że ludziska przestali chorować i umierać na coś innego niż COVID-19. A to przecież nieprawda. Nowotwory, zawały, wylewy, niewydolność nerek i im podobne schorzenia zbierają śmiertelne żniwo, powodując przy okazji, iż koronawirus staje się tym groźniejszy. Mamy zatem w Polsce całą masę epidemii. W tym epidemię depresji – nad wyraz poważnej, często śmiertelnej choroby.

W skali świata depresja jest, wedle różnych szacunków, drugą lub trzecią przyczyną zgonów, po chorobach układu krążenia i nowotworach. W (k)raju nad Wisłą wedle oficjalnych danych, cierpi na nią 3-5 proc. populacji, acz domniemywać należy, iż są to wskaźniki bardzo, ale to bardzo mocno zaniżone. Wiele bowiem osób chorujących na depresję nawet nie wie, że na nią zapadło (niekiedy jest mylnie brana za grosze samopoczucie lub… lenistwo), inni nie chcą szukać pomocy (a więc służba zdrowia ich „nie widzi”), jeszcze zaś inni pomocy znaleźć nie mogą, bo psychiatria (zwłaszcza dziecięca) w kapitalistycznej Polsce kuleje na obie nogi. Poza tym, jako społeczeństwo wciąż mało wiemy o tej chorobie; wprawdzie ostatnio media częściej niźli wprzódy poruszają temat jej istnienia, jednakowoż w podawanych przez nie informacjach rzetelna wiedza medyczna miesza się nadal ze szkodliwymi stereotypami. Przykładowo, sam znam osoby – i to wykształcone, inteligentne – sądzące, że depresja to tylko chwilowy dołek, pogorszenia nastroju czy zły humor. Szokiem dla nich jest to, iż schorzenie owo zabija, i to coraz młodsze osoby, dzieci wliczając.

Jak wielokrotnie pisałem, życie w warunkach nieludzkiego systemu kapitalistycznego wybitnie sprzyja nabawieniu się tej choroby. Przepracowanie, przemęczenie, niskie zarobki, niestabilna sytuacja bytowa, permanentny stres, rosnące tempo życia, niemożność samorealizacji, brak nadziei na poprawę sytuacji to tylko przykładowe czynniki sprzyjające rozwojowi depresji; te systemowe, bo do zapadnięcia na tę chorobę doprowadzić mogą również rzeczy niezwiązane z kapitalizmem: zawód miłosny, utrata bliskiej osoby, wypadek, itd. Schorzenie owo jest tak niebezpieczne między innymi dlatego, że u różnych ludzi wywołać mogą je nad wyraz zróżnicowane powody, które komuś innemu wydawać się mogą błahe.

Wiadomo już, że czynnikiem wybitnie sprzyjającym depresji w Polsce jest COVID-19, a raczej nie-rządowa, totalnie przeciwskuteczna metoda walki z tą chorobą, czyli lockdown. Zamykanie prawie wszystkiego poza kościołami, zmuszanie ludzi do częściowej samoizolacji (niemającej wszelako nic wspólnego z kwarantanną, która faktycznie, jeśli jest dobrze wdrożona, pomaga zastopować rozprzestrzenianie się zarazy), odcinanie ludzi od kultury, ograniczanie wolności osobistej… to wszystko negatywnie wpływa nie tylko na zdrowie fizyczne (zwłaszcza, że, jak wiem z doświadczenia, przed COVID-19 bynajmniej NIE CHRONI), ale przede wszystkim na psychiczne. Strach o jutro – ludzie boją się, czy firma, w której pracują lub której są właścicielami, radośnie sobie nie zbankrutuje, albo nie zostanie zmuszona do zwolnień – niepewność bytowa, poczucie bezsilności, wściekłość na polityków, utrata lub znaczące zmniejszenie dochodów… to wszystko jest ogromnie destruktywne dla ludzkiej psychiki. Zwłaszcza, że nakładają się na to wszystko czynniki osobiste; wielu spośród nas traciło swoich bliskich, którzy albo na skutek lockdownu zarazili się koronawirusem i nie otrzymali pomocy na czas, albo cierpieli na inne choroby, których leczenia zaprzestano… albo i jedno, i drugie.

Psychiatrzy szacują, iż w ostatnich miesiącach w (k)raju nad Wisłą przybyć mogło około pół miliona przypadków depresji. Obawiam się, że liczba ta może być mocno zaniżona, choćby ze względu na wspomnianą wyżej niską świadomość i kiepski poziom wiedzy o tej chorobie w społeczeństwie. Powodem takiego przyrostu jest lockdown i jego konsekwencje społeczne, ekonomiczne i wszelkie inne.

Nie ma też zaskoczenia, że na depresję coraz częściej chorują dzieci i młodzież. Polski system szkolnictwa, bazujący na łopatologicznym wkuwaniu, rutynie i nakładaniu na młode pokolenie zbyt wielu obowiązków, jest sam w sobie depresyjny. Do tego dochodzi przemoc w szkołach, coraz częściej wymierzona w uczennice i uczniów LGBT, niekompetencja niejednego nauczyciela oraz inne patologie. A od roku kolejnym czynnikiem sprzyjającym depresji jest zdalne nauczanie, stanowiące element przymusowego utrzymywania małolatów w czterech ścianach, co podobno ma służyć walce z COVID-19; niestety, konsekwencje dla psychiki okazują się opłakane, przybywa przypadków depresji wśród młodego pokolenia, zwłaszcza, że i ono nie wie, na czym stoi, bo panuje chaos informacyjny w sprawie takich chociażby matur. Cóż, szkoły faktycznie wydają się być obiektami, gdzie trudno jest wprowadzić i utrzymać konieczny w dobie pandemii reżim sanitarny, przeto zdalne nauczanie najprawdopodobniej rzeczywiście stanowi konieczność… winą wszelako PiS-owców jest to, iż w żaden sposób nie zatroszczyli się o ochronę zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży; przeciwnie, psychiatria dziecięca umiera. Dlatego nie ma się co dziwić, że młodą generację również dotyka epidemia depresji.

Dla każdego myślącego człowieka jasnym jest, że z pandemią COVID-19 trzeba walczyć. Noszenie maseczek, dezynfekcja rąk, konieczność zachowania dystansu społecznego i reżim sanitarny w firmach i instytucjach są niezbędne, przynajmniej do czasu zaszczepienia odpowiedniej liczby obywateli. Ale ograniczanie skali rozprzestrzeniania się koronawirusa nie może przyczyniać się do epidemii innych chorób, w tym depresji. Bo zgonów będzie tylko więcej i więcej...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor