Zabójcza zachowawczość
W
liberalnych, niby to anty-PiS-owskich mediach napotkać można
komentarze, wzywające do zachowawczości. Czyli do nieporuszania
„drażliwych i kontrowersyjnych” tematów przez opozycję
(szeroko pojętą, czyli zarówno PO/KO, jak i Lewicę) oraz
publicystów czy komentatorów. Bo to niby ma sprzyjać PiS-owi,
który na tej bazie będzie mobilizował swój elektorat; nadto
poruszanie tychże tematów ma część wyborców ugrupowań
demokratycznych zniechęcać.
Słychać
zatem wezwania, by pan Rabiej – ani nikt inny – nie mówił o
związkach partnerskich, a jeśli już, to tylko dla
heteroseksualistów, natomiast wspominanie o prawie adopcji przez nie
dzieci to już w ogóle powinien być temat zakazany. Identycznie,
jak kwestia liberalizacji prawa antyaborcyjnego czy w ogóle
wspominanie o prawach kobiet, nie tylko reprodukcyjnych. Podobnie
krytyka Kościoła katolickiego, zwłaszcza w stylu pana
Jażdżewskiego (który w swojej słynnej wypowiedzi, warto zauważyć,
nie posłużył się argumentacją antyklerykalną, lecz jak
najbardziej katolicką; była to krytyka patologii Kościoła
dokonana OD WEWNĄTRZ, a nie Z ZEWNĄTRZ) czy wspominanie o
opodatkowaniu księży i świeckim państwie mają być „nazbyt
kontrowersyjne”. Identycznie jak wspominanie o uchodźcach,
sprzeciw wobec islamofobii, antysemityzmu, homofobii i innych form
nietolerancji tudzież nienawiści, krytyka nacjonalizmu, faszyzmu i
nazizmu…
Ale
nie tylko kwestii światopoglądowych i ideologicznych owe apele o
zachowawczość i brak „kontrowersji” dotyczą. Bo, jak się
okazuje, nie należy wspominać o wyższych płacach (choć każda
partia ma w swoim programie postulat ich podwyższania, w taki czy
inny sposób), progresywnych podatkach i tym podobnych kwestiach
społeczno-ekonomicznych. Poruszanie bowiem tego, że Polacy
zarabiają za mało, pracują zbyt długo (jesteśmy jednym z
najbardziej przepracowanych społeczeństw na świecie!) i na zbyt
kiepskich warunkach (umowy śmieciowe, itd.) to z neoliberalnego
punktu widzenia herezje, które… no tak, sprzyjać mają PiS-owi.
Podobne
przykłady można mnożyć.
Wszystko
to bzdury.
Poruszanie
tematu związków partnerskich, praw kobiet, walki z nietolerancją i
nacjonalizmem, świeckiego państwa, sprawiedliwego systemu
gospodarczego, itd. jest wręcz KONIECZNE, by skutecznie walczyć z
PiS-em. Właśnie ignorowanie tych wszystkich kwestii, zwłaszcza z
dziedziny polityki społecznej, albo nagania mafii Kaczyńskiego
wyborców, albo w ogóle zniechęca obywateli do głosowania, na czym
Bezprawie i Niesprawiedliwość również korzysta (sprzyja mu niska
frekwencja, przypominam).
Dalej,
PiS tak czy owak zmobilizuje swoich wyborców, a raczej wyznawców,
żyjących w Matriksie (alternatywnej pseudo-rzeczywistości) kłamstw
i głupoty. Mobilizuje ich nie poprzez obietnice programów
socjalnych czy wyższych płac, ale siejąc strach przed narzuconym
odgórnie wrogiem (uchodźcy, muzułmanie, Żydzi, LGBT, lewica,
postkomuniści, itd.) i nienawiść wobec niego. Wroga tego PiS-owcy
znajdą, nawet jeśli szeroko pojęta opozycja będzie milcząca i
kompletnie nieaktywna; bez owego bowiem nieprzyjaciela i wywołanego
przezeń u wyznawców poczucia zagrożenia słudzy Wodza Jarosława
nie są w stanie prowadzić polityki ani sterować elektoratem.
Zresztą,
zachowawczość, rozumiana jako unikanie tematów uznanych przez
mainstream za „kontrowersyjne”, jest nader szkodliwa, zwłaszcza
teraz, gdy świat pędzi naprzód i nieustannie się zmienia.
Przekonali się o tym amerykańscy demokraci podczas ostatnich
wyborów prezydenckich. Bernie Sanders w większości sondaży, o ile
nie we wszystkich, wykazywał znaczną przewagę nad Trumpem, i
najprawdopodobniej wygrałby w cuglach. Niestety, jego postulaty
dotyczące odejścia od dotychczasowego łagodnego neoliberalizmu
gospodarczego na rzecz „rewolucji socjalistycznej” (w istocie
chodziło mu o budowę państwa dobrobytu w wariancie podobnym do
Europy Zachodniej przed ponurą erą thatcheryzmu), partyjni bonzowie
uznali za nazbyt radykalne i właśnie kontrowersyjne, toteż uwalili
kandydaturę Sandersa, lansując Hilary Clinton, której program,
zwłaszcza społeczno-ekonomiczny, był nader zachowawczy. Liderzy
Demokratów nie zauważyli jednak, iż ich elektorat właśnie
zachowawczości miał po dziurki w nosie, domagał się za to
radykalnych zmian, np. skutecznej walki z narastającą nędzą…
czyli tego, co postulował pan Sanders. No to nastąpił odpływ
elektoratu, bo część dotychczasowych wyborców Demokratów
radośnie się obraziła i nie zagłosowała na panią Clinton.
Skutkiem czego wygrał Trump, co jest nieszczęściem i dla USA, i
dla świata.
Polska
opozycja demokratyczna powinna z tego wyciągnąć lekcję i nie bać
się poruszać tematów, jakie konserwatywna prawica, o Kościele nie
wspominając, uznaje za kontrowersyjne. Bo właśnie zachowawczość
opozycjonistów sprzyja PiS-owi.
Komentarze
Prześlij komentarz