Aborcja

W serwisie informacyjnym jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych wspomniano o Pakcie Dla Kobiet, proponowanym przez Lewicę (pisałem o nim przedwczoraj). Zaakcentowano, iż pierwszym punktem tegoż jest prawo do przeprowadzenia aborcji na życzenie do dwunastego tygodnia ciąży. Z tym postulatem nie zgadza się ani brunatniejące Polskie Stronnictwo niezbyt Ludowe, ani Koalicja Obywatelska (opowiada się za dotychczasowym prawem antyaborcyjnym, określając je popularnym, acz niezgodnym z faktami mianem „kompromisu”).
Cóż, faktycznie jest to pierwszy postulat Paktu Dla Kobiet. Ale ograniczanie tegoż dokumentu, podobnie jak w ogóle walki o prawa przedstawicielek płci żeńskiej, wyłącznie do kwestii liberalizacji (w Polsce nazbyt restrykcyjnego) prawa antyaborcyjnego, jest manipulacją. Pakt odnosi się też do wielu innych kwestii, np. ochrony przed przemocą, edukacji, równości płac, itd. Lecz tego kochana telewizja powiedzieć już nie raczyła.
Gdzieś w tle tejże informacji pobrzmiewała radość z tego, że na bazie walki o prawa kobiet opozycja się podzieli, a z drugiej strony, obawa przed liberalizacją ustawodawstwa antyaborcyjnego. Tak, jakby możliwość legalnego, bezpiecznego przerwania ciąży w warunkach szpitalnych spowodowała, iż tłumy przedstawicielek płci żeńskiej od razu ruszą się – przepraszam za wyrażenie – skrobać. Bo człowiek poddaje się inwazyjnemu zabiegowi medycznemu ot, tak sobie, dla czystej zgrywy, jak zdają się twierdzić wrogowie kobiet i ich praw.
Fakty wyglądają tak, że liczba przeprowadzanych aborcji bynajmniej NIE JEST wprost proporcjonalna do stopnia liberalizacji przepisów regulujących tę kwestię. Przykładowo, w Holandii prawo aborcyjne jest nader liberalne, a zabiegów przerwania ciąży przeprowadza się tam – w stosunku do liczby obywateli – bardzo mało. Do tego jeszcze wrócimy.
Na decyzję kobiety – a właśnie ONA i TYLKO ONA ma prawo decydować w tym zakresie! – o aborcji wpływa bardzo wiele czynników, od zdrowotnych po ekonomiczne, bytowe. Sam nigdy tego nie doświadczę, z racji płci oczywiście, niemniej podejrzewam, że wybór jest bardzo trudny, a często wręcz tragiczny. Tym bardziej nie wolno nam oceniać kobiet za to, co postanowią w kwestii ciąży, bez względu na to, jaka będzie to decyzja.
O tym jednak „bogobojni” publicyści, politycy, a już szczególnie księża nie mówią. Im marzy się ustawodawstwo rodem z Salwadoru, gdzie kobiety trafiają do więzienia za poronienie. Fanatycy ci myślą (o ile zdolność ta u osób dotkniętych fanatyzmem w ogóle występuje), że im bardziej restrykcyjne będzie prawo, tym mniej ciąż zostanie przerwanych. To oczywiście nieprawda, bo na surowym prawie antyaborcyjnym, jakie mamy w Polsce, zarabiają kliniki ze Słowacji, Czech czy Niemiec, nie wspominając o dystrybutorach specyfików poronnych, które stanowić mogą śmiertelne zagrożenie dla życia kobiety.
To wszelako jedynie efekt uboczny, ponieważ twórcom i propagatorom takich przepisów o co innego chodzi. Mianowicie, jak już nieraz pisałem, wszelkie restrykcje dotykające ludzkiej sfery seksualnej i rozrodczej – a zatem tej najbardziej intymnej – służą totalnemu ograniczeniu naszej wolności. Jeśli bowiem władza (państwowa, religijna czy jakakolwiek inna) kontroluje ludzką seksualność, to wszelkie inne sfery życia kontroluje tym bardziej. Toteż ograniczenia w dostępie do aborcji, antykoncepcji, edukacji seksualnej, badań prenatalnych, itd. czynią z nas niewolników, niemających wpływu na nasze życie, poddane całkowicie władzy. Jednym ze sposobów zniewolenia człowieka – co przewidział George Orwell – jest stłumienie instynktu seksualnego i ograniczenie go tylko i wyłącznie do prokreacji.
Ano właśnie, prokreacja. Kolejnym, też zresztą łączącym się ze zniewoleniem, tym razem jednakowoż ekonomicznym, celem zwolenników restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego, łączącego się z uniemożliwieniem dostępu do antykoncepcji i edukacji seksualnej, jest to, by rodziło się jak najwięcej dzieci. Im ich bowiem więcej w rodzinie, tym pilniejsza konieczność ich utrzymania, toteż rodzice gotowi są przyjąć każdą, choćby najgorszą robotę, byle tylko parę groszy zarobić; ich oczekiwania wobec kapitalisty, paradoksalnie, maleją, nie są zatem skorzy do negocjacji w kwestiach płacy czy warunków pracy. Czyli (o czym też niejednokrotnie wspominałem) wielodzietność sprzyja wyzyskowi oraz podporządkowaniu proletariatu kapitalistom.
I jeszcze jedno. Jeśli chcemy, aby zabiegów przerwania ciąży przeprowadzano jak najmniej, nie zaostrzajmy przepisów, lecz dajmy ludziom dobrą, rzetelną, uczącą odpowiedzialności za siebie i partnera(kę) edukację seksualną, łatwy dostęp do taniej, a najlepiej darmowej antykoncepcji, przede wszystkim zaś – stabilną pracę i zarobki pozwalające się utrzymać. Nie ma przypadku w tym, że mimo liberalnego prawa, w Holandii aborcji dokonuje się mało; wynika to z zamożności tamtejszego społeczeństwa. Tylko tyle i aż tyle.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor