Państwo i korporacje
W
ostatnich dniach światem – a przynajmniej liberalnymi mediami –
wstrząsnęło ogłoszenie upadłości przez bodaj najstarsze biuro
podróży. Dziennikarze zatem, komentatorzy i publicyści pochylają
się nad losem biednych turystów, którzy zostali na lodzie (i
słusznie, że się pochylają, wszak turyści są poszkodowani) i z
pomocą ekspertów radzą, co robić, będąc klientem upadającego
lub całkiem już zbankrutowanego biura. I dobrze, ale…
No
właśnie. W żadnej z tychże analiz nie spotkałem się ze
stwierdzeniem oczywistego faktu, że upadek firmy jest rzeczą
absolutnie typową dla kapitalizmu jako systemu ekonomicznego,
stanowi jego stały i nieodzowny element.
Codziennie
bankrutują tysiące małych firm, a nad właścicielami tych, które
jeszcze na rynku się trzymają, widmo bankructwa krąży
bezustannie. Byt średnich i dużych przedsiębiorstw również
pozostaje niepewny. Upadały wszak marki z wieloletnią tradycją,
np. Saab.
W
kapitalizmie bowiem istnieją cykle koniunkturalne; raz na jakiś
czas przychodzi, spowodowana różnorakimi czynnikami, gorsza
koniunktura, zachwianie gospodarcze, a nawet kryzys, a wówczas
ubożejący klienci odchodzą, zyski firmy spadają, i łup! Nadto,
cały czas trwa konkurencja, czyli nic innego, a walka
przedsiębiorstw o zyski. Jak w każdej walce, i tu są wygrani i
przegrani, wszyscy zaś jej uczestnicy dążą do monopolizacji,
czyli całkowitego przejęcia danego sektora rynkowego. No, a kiedy
ktoś wygrywa, inni muszą przegrać, co w kapitalistycznych realiach
oznacza rzecz jasna bankructwo lub wchłonięcie przez zwycięskiego
konkurenta. Zdarzają się też zagrania wysoce nieczyste, np. wrogie
przejęcia, czyli kupowanie danej firmy po to, by ją zniszczyć; tak
stało się z wieloma polskimi przedsiębiorstwami po 1989 roku,
skutkiem czego dzisiejsza Polska jest państwem peryferyjnym,
skolonizowanym przez międzynarodowy kapitał.
Leseferyści,
czyli neoliberałowie (lub neokonserwatyści, jak określa się ich w
USA) i faszyści, głoszą, że państwa do owej gry rynkowej
absolutnie nie powinny się wtrącać. Tymczasem właśnie państwa
są elementem stabilizującym kapitalizm.
Wiele
słynnych dziś marek już dawno by nie istniało, gdyby nie pomoc
sektora publicznego. Przykładowo, podczas Wielkiego Kryzysu upadła
większość amerykańskich producentów motocykli. Przetrwała go
jednak firma Harley-Davidson, ale tylko dlatego, iż zawarła
korzystny kontrakt z sektorem państwowym, konkretnie z wojskiem, na
dostawę jednośladów. Francuski koncern PSA (Peugeot-Citroen)
również radośnie by zbankrutował, gdyby nie pomoc rządu
francuskiego oraz… Chińczyków; właśnie interwencja państwa
francuskiego (i kapitału chińskiego) dała PSA nowe życie, dzięki
czemu koncern ten znowu się fajnie rozwija. Podobnie niejeden
amerykański producent samochodów istnieje, bo rząd do niego
doinwestował...
Państwa
nie tylko ratują firmy przed upadkiem, ale też gwarantują ich
rozwój i potęgę. Największe korporacje rodem z USA (i nie tylko,
bo tak robią wszystkie mocarstwa gospodarcze!) osiągają ogromne
sukcesy na coraz to nowych rynkach, ponieważ na starcie, a często i
w toku działalności, otrzymały i otrzymują wielomiliardowe
dotacje państwowe. Im właśnie swoją pozycję zawdzięczają
chociażby Google czy Facebook, bo to dzięki rządowym dopłatom są
praktycznie bezkonkurencyjne w starciu z firmami z krajów, które
swoim korporacjom nie chcą bądź nie mogą tyle płacić.
Innymi
słowy, te wszystkie historyjki o biznesmenach, którzy własnym
wysiłkiem i pracowitością (ha, ha, ha!) osiągnęli sukces
rynkowy, to brednie, bzdury, mity i propaganda. W kapitalizmie wielki
sukces w każdej chwili przerodzić się może w wielką porażkę, a
gdyby nie pomoc państw i kapitału państwowego, system ów trwałby
w permanentnym kryzysie.
Komentarze
Prześlij komentarz