Kościół, prawica i wojowniczki

Wielu polskich hierarchów kościelnych oraz duchownych, a także politykierów (politykami nazwać się ich nie da) i publicystów skrajnie prawicowych (prawackich) – od PiS-owców po korwinistów i neonazistów – broni skostniałego, betonowego patriarchatu, czyli modelu społeczeństwa i (zwłaszcza!) rodziny, w którym dominująca jest rola mężczyzny. Owi ideologowie – czy to w sutannach, czy to w garniturach i żakietach, czy to podkoszulkach – głoszą wyższość mężczyzny nad kobietą, a także podziału na społeczne role „męskie” i „żeńskie”; oczywiście te drugie sprowadzać się mają do prokreacji, a raczej inkubacji, gotowania i sprzątania, jak również zajęć „niższych”, niegodnych mężczyzny. Który z kolei swoją żonę traktować może, a nawet musi jako własność, ma też prawo „wychowywać” i ją, i dzieci poprzez bicie. Kościół katolicki, czy raczej jego przekaz ideologiczny – nawet „feministyczna” koncepcja Jana Pawła II – praktycznie pozbawia przedstawicielki płci żeńskiej podmiotowości, ograniczając je do pełnienia ról rodzinnych; nadto właśnie rodzina jest w tej ideologii najważniejsza, nawet, jeśli kobieta jest w niej maltretowana, to jej dobro się nie liczy (podobnie jak dzieci). I kościelni funkcjonariusze, i prawaccy politykierzy tudzież „intelektualiści” straszą nadto zagrożeniem ze strony „ideologii gender” (która oczywiście nie istnieje, o czym na łamach tej i poprzednich edycji swojego bloga pisałem wielokrotnie), jaka rzekomo ma zaburzyć „tradycyjne i naturalne rolne” płci, zagrażając tym samym rodzinie jako instytucji. Co ciekawe, podobne brednie głoszą również prawicowe politykierki, które zdają się nie zauważać, iż przemawiając z mównicy, robią to, czego dziki patriarchat przez stulecia im odmawiał.
Cóż, i duchowni, i świeccy prawacy najwyraźniej nie wiedzą, że w poszczególnych epokach, kulturach i cywilizacjach kobiety pełniły role, jakich oni nie uważają za „tradycyjne” czy „naturalne” dla płci męskiej, odnosząc ogromne sukcesy. Dzisiejsza kultura i sztuka (do czego wrócimy w dalszej części tekstu) również coraz częściej ukazują silne postacie kobiecie w rolach „tradycyjnie” zarezerwowanych dla facetów.
I tak, zwolennicy patriarchatu wojnę, walkę czy obronę utożsamiają z mężczyznami, tymczasem historia zna kobiety wojowniczki. Bez wątpienia – dowodów na to dostarczyła archeologia – były nimi Scytyjki, świetnie posługujące się łukiem i bronią białą oraz jeżdżące konno; walczyły one na równi z mężczyznami i to najprawdopodobniej one stały się inspiracją dla greckich i rzymskich mitów o amazonkach. Miecz do ręki brały również Celtyjki, które takoż brały udział w bitwach; w ogóle miały duże prawa, mogły chociażby sprawował władzę (królowa Boudika, żeby daleko nie szukać). Wojowniczki działały takoż w społecznościach i cywilizacjach nader patriarchalnych, np. w feudalnej Japonii, gdzie na przestrzeni kilkuset lat rozwinęła się tradycja onna-bugeisha, czyli kobiet z rodów samurajskich, szkolonych właśnie do walki. Ich głównym zadaniem była obrona swoich majątków przed napaściami podczas wojen domowych, niemniej brały też udział w bitwach u boku samurajów płci męskiej, a i były takie, co dowodziły całymi oddziałami. Skoro już na Dalekim Wschodzie jesteśmy, to warto przypomnieć postać Ching Shih, chińskiej piratki (czyli też wojowniczki) żyjącej na przełomie XVIII i XIX wieku, która dowodziła flotą okrętów na tyle potężną, że pokonywała w bitwach flotę cesarską. Waleczne panie zapisały się i w polskiej historii, np. Teofila Chmielecka czy Anna Maria Chrzanowska; były też Polki dowódczynie wojskowe, jak choćby Emilia Plater. Obecnie wojowniczki walczą w Syrii i Kurdystanie (należą do zbrojnego ramienia Partii Pracujących Kurdystanu), a nawet… w szeregach ISIS (co oczywiście trudno gloryfikować).
Piewcy patriarchatu dowodzą również, że to mężczyźni winni sprawować władzę. Tymczasem wielokrotnie w historii sprawowały ją kobiety; oprócz wspomnianej wyżej Boudiki wymienić można takie panie jak: Hatszepsut, Kleopatra, Artemizja (sojuszniczka perskiego króla Kserksesa), rosyjskie caryce (najsłynniejszą jest oczywiście Katarzyna Wielka)… Co ciekawe, religią kojarzoną z nader prymitywnym patriarchatem jest islam, lecz i w państwach, gdzie on zatriumfował, rządziły kobiety. Wymienić tu można choćby Sułtanat Kobiet, czyli blisko półtorawieczny okres w historii Imperium Osmańskiego, kiedy realną (kontrolując słabych z powodu nałogów czy chorób sułtanów), a niekiedy też formalną (regentki) władze sprawowały sułtanki.
Patriarchat przypisuje mężczyzn do nauki i twórczości artystycznej. No, ale wymienić można kobiety, jakie zapisały się w historii nauki, że wspomnę tylko Hypatię i Marię Curie-Skłodowską. Ile było (i jest!) twórczyń czy artystek, trudno zliczyć. Kobieta zapoczątkowała cały gatunek science-fiction; była to oczywiście Mary Shelley, autorka Frankensteina, pierwszej powieści fantastycznonaukowej.
Ciekawi mnie też, co hierarchowie, księża, prawaccy politykierzy i publicyści powiedzą na to, że kultura popularna ulega szybkiej feminizacji, ukazując coraz więcej silnych, samodzielnych, często też wojowniczych kobiet. Jasne, już od dawna potężne (fizycznie, psychicznie i intelektualnie) bohaterki pojawiały się w dziełach literackich, filmach tudzież grach komputerowych (Lara Croft), wszelako z reguły otoczone były jeszcze silniejszymi mężczyznami. Od pewnego czasu role te zaczynają się odwracać; coraz częściej to bohaterki górują nad bohaterami, również fizycznie (taką postacią jest choćby wampirzyca Selene z serii filmów Underworld). Chyba sztandarowym przykładem tego procesu jest film Mad Max: Fury Road (reż. George Miller), gdzie najsilniejszą, również fizycznie, postacią jest Furiosa (wspaniała rola Charlize Theron) – wojowniczka broniąca grupy kobiet (też zresztą dość silnych) przed tyranem pragnącym wykorzystać je w celach inkubacyjnych (z czymś, a raczej KIMŚ, się kojarzy?).
Tak zatem, drodzy prawaccy księża, politykierzy i publicyści, z tymi „tradycyjnymi”, a tym bardziej „naturalnymi” rolami płci to różnie było i różnie jest, a panie świetnie sprawdzają się w profesjach, jakie uznajecie za „męskie”. Cały ten patriarchat można więc na śmietnik wywalić… a nawet trzeba.
Osobiście, nie mam absolutnie nic przeciwko silnym i mądrym kobietom, czy to fikcyjnym, z powieści bądź filmów, czy to jak najbardziej realnym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor