Epopeja chorego chłopczyka
Jedna
z telewizji komercyjnych w swoim serwisie informacyjnym pokazuje
prawdziwą epopeję chłopczyka cierpiącego na jakąś wyjątkowo
rzadką, nader poważną chorobę (nie pytajcie, proszę, co to za
choróbsko, nie znam się na tym). Potrzebuje on operacji i tylko
jeden lekarz, z USA, dodajmy, podjął się ją przeprowadzić.
Oczywiście, na lot o Stanów i sam zabieg pieniądze zebrać musieli
rodzice dzieciaczka, w czym pomogła fundacja charytatywna powiązana
z rzeczoną stacją telewizyjną. Chłopczyk jest już w USA (w
międzyczasie trzeba było dozbierać sumę potrzebną na przelot
specjalnym samolotem, bo lot zwykłym mógłby być na młodocianego
pacjenta śmiertelnie niebezpieczny) i miejmy nadzieję, że terapia
przyniesie pozytywny skutek, czyli że nasz bohater wróci do zdrowia
i będzie miał normalne, pełne aktywności życie.
Oczywiście,
dla wszystkich ludzi, którzy zaangażowali się w akcję pomocy
chłopczykowi, żywię ogromny szacunek. Nigdy też nie miałem, nie
mam i prawdopodobnie miał nie będę nic przeciwko działalności
dobroczynnej i organizacjom charytatywnym – tzn. tym prawdziwym,
uczciwym, które faktycznie ludziom pomagają, bo są i cwaniaczki,
co to z fikcyjnej „pomocy” pomocy zrobiły sobie łatwy sposób
na nabijanie portfeli.
Ale
tak się zastanawiam… Czy rodzice wspomnianego w pierwszym akapicie
chłopczyka – oraz innych dzieci, jakim pomagają fundacje
charytatywne – nie płacą podatków? Czy nie są obywatelami
polskimi? No i tu dochodzimy do sedna sprawy.
Otóż,
organa państwa polskiego mają konstytucyjny obowiązek zapewnienia
obywatelom opieki zdrowotnej. Nasze podatki m. in. na to idą, a
raczej iść powinny. I tak, wiem, rozumiem, że są schorzenia – z
reguły rzadkie – z którym polska służba zdrowia nie jest w
stanie sobie poradzić, czy to z powodu braków sprzętu, czy
dlatego, że w (k)raju nad Wisłą nie ma lekarzy-specjalistów,
którzy leczeniem danego schorzenia się zajmują. Być może na
świecie jest tylko jeden taki lekarz.
W
takim wypadku za transport pacjenta do kraju, gdzie może on zostać
wyleczony (i nieważne, czy będą to USA, czy Wielka Brytania, czy
Arabia Saudyjska, czy Tadżykistan, czy Mongolia), oraz rzecz jasna
za samą terapię, zapłacić powinien NFZ. Dokładnie tak samo, jak
gdyby leczenie odbywało się w Polsce. Rodzice, bliscy, przyjaciele
pacjenta (ani on sam) nie powinni żebrać o pieniądze na ten cel,
gdyż jako obywatel, pacjent ów powinien mieć zapewnione
finansowanie całej procedury ze strony właśnie państwa. Z tej
prostej przyczyny, że jest obywatelem i płaci podatki (lub, jeśli
jest dzieckiem, jego rodzice płacą). Proste? Ano, nie dla
wszystkich.
Prawicowe
władze w żadnym wypadku nie przeznaczą pieniędzy na leczenie
Polaka (bez znaczenia – dziecka czy dorosłego) za granicą. I nie
chodzi o to, że kosztowałoby to budżet nazbyt drogo; przeciwnie,
mówimy tu o przypadkach jednostkowych, osobach, których w (k)raju
nad Wisłą jest łącznie kilkanaście, może kilkadziesiąt, toteż
sfinansowanie im zagranicznej terapii w skali całego budżetu służby
zdrowia nie byłoby wielkim wydatkiem.
Chodzi
jednak o to, że realizując w ten sposób konstytucyjny obowiązek
państwa, trudno jest ugrać kapitał polityczny. Inaczej, niż
chociażby przeznaczając pieniądze – milionowe kwoty! – na
Rydzyka czy organizację kościelną powiązaną z jakimś biskupem,
albo nawet na tegoż biskupa personalnie. Bo Rydzyk czy biskup
nagonią wyborców, a wyleczone w USA dziecko – nie.
No
i jest jeszcze kwestia kompletnego braku wrażliwości co
poniektórych prawackich (bo nawet prawicowymi nazwać się ich nie
da) politykierów. Wszyscy pamiętamy słowa Jarosława Kaczyńskiego,
który mówił, że chore/niepełnosprawne dziecko ma się urodzić,
zostać ochrzczone… a potem może sobie umrzeć. Podejrzewam, iż
prezes/Wódz był wtedy zupełnie szczery, bo on naprawdę wyznaje
taką patologiczną pseudofilozofię.
Ani
zatem od niego, ani od jemu podobnych osobników rządzących
państwem, nie można oczekiwać, że podejmą jakiekolwiek kroki ku
sfinansowaniu zagranicznej terapii obywatelom polskim cierpiącym na
rzadkie, ciężkie choroby, nieważne – dzieciom, azali dorosłym.
Prawacy ludzi tych i ich zdrowie mają bowiem tam, gdzie słońce nie
dociera.
Komentarze
Prześlij komentarz