Lewica dla przyrody
Nie
odkryję Ameryki, pisząc, że obecne lato jest którymś już z
rzędu, kiedy Polska zmaga się z suszą, urastającą do rozmiarów
klęski. Powoduje ona, rzecz jasna, słabsze zbiory warzyw, owoców i
zbóż, konieczność zwiększenia ich importu, wzrost cen (obok 500
Plus, drugiej znaczącej przyczyny inflacji), straty u rolników…
Negatywne konsekwencje suszy wymieniać można jeszcze długo, a co z
jej przyczynami? Cóż, z pewnością zaliczają się do nich szybkie
i w wielu aspektach katastrofalne zmiany klimatu – wywołane,
podkreślmy, przez kapitalistów stojących na czele gigantycznych
koncernów, zwłaszcza energetycznych, wydobywczych i produkujących
żywność, niszczących przyrodę i planetę dla krótkoterminowego
zysku – a w polskim przypadku także wieloletnie zaniedbania i
durne decyzje polityczne, podejmowane na poziomie tak państwowym,
jak i samorządowym.
No
właśnie – od kogo jak od kogo, ale od polityków my, obywatele,
nie tylko możemy, ale wręcz MUSIMY wymagać, że coś z tym fantem
zrobią, tzn. podejmą działania zmierzające do zastopowania
postępujących zmian klimatycznych (tu nadzieja, w skali globalnej,
leży w Chinach, czyli jedynym mocarstwie rozwijającym się w
oparciu o naukę i stawiającym na masowy rozwój odnawialnych źródeł
energii), katastrofy ekologicznej oraz klęsk żywiołowych. W
(k)raju nad Wisłą tematy owe poruszają w zasadzie dwie jedynie
formacje: Lewica (czyli komitet wyborczy powstały na bazie SLD, a
składający się również z Razem, Wiosny i innych ugrupowań) oraz
Partia Zieloni, której kandydaci w najbliższych wyborach wystartują
z list Koalicji Obywatelskiej. Gwoli ścisłości należy dodać, że
kiedy rządziły PO z PSL-em, zaplanowały one i zaczęły
(jakkolwiek chyba zbyt wolno) wdrażać programy związane z OZE…
lecz po dorwaniu się do władzy zastopowało je i skasowało
Bezprawie i Niesprawiedliwość, robiące z kolei wszystko, by do
katastrofy ekologicznej oraz klimatycznej w Polsce doszło.
Dziś
skupię się na zaproponowanym przez Lewicę Pakiecie Przeciw Suszy,
mającym na celu, jak sama nazwa wskazuje, zapobiec występowaniu w
przyszłości tej klęski, w każdym razie w skali takiej, jaką mamy
teraz. Składa się on z ośmiu elementów:
1)
pakiet antykryzysowy dla klimatu, czyli: redukcja zużycia paliw
kopalnych w energetyce na rzecz odnawialnych źródeł energii,
inwestycje w termomodernizację budynków, sieci przesyłowe, panele
słoneczne, elektrownie wiatrowe, pompy ciepła, pozwolenie na domową
produkcję prądu (bardzo dobry pomysł), zakaz importu węgla i
uniezależnienie od zagranicznych dostaw gazu;
2)
Fundusz Dzikiej Przyrody, na który pójdzie 20 proc. przychodów z
gospodarki leśnej, a który zajmować się ma przykładowo
zalesianiem nieużytków (wiele z nich, co obserwuję na Podkarpaciu,
zalesia się w sposób naturalny, z czego oczywiście należy się
cieszyć) i odtwarzaniem mokradeł, stanowiących naturalne źródła
wody, pomagające w walce z suszą;
3)
powszechne ubezpieczenia plonów na wypadek suszy, dla małych i
średnich rolników opłacane przez państwo (dobrze, lepiej niech
środki z budżetu idą na takie ubezpieczenie, a nie na Rydzyka i
Fundusz Kościelny);
4)
zaprzestanie budowy nowych kopalń odkrywkowych (bardzo dobrze, są
nader szkodliwe dla środowiska, a poza tym bezsensowne, skoro
energetyka ma przestawiać się stopniowo na OZE);
5)
rozwój małej retencji, czyli stosunkowo niewielkich akwenów, np.
stawów hodowlanych czy oczek wodnych, w razie potrzeby mogących
służyć w celach retencyjnych;
6)
modernizacja wodociągów i kanalizacji – rzecz nader potrzebna,
zwłaszcza, jeśli chodzi o zapobieganie podtopieniom w wyniku
gwałtownych ulew (a tych będzie przybywało, bo klimat się
zmienia);
7)
stop betonozie, czyli współczesnej pladze polskich miast oraz
miasteczek – zamiast betonowania wszystkiego, co się da, Lewica
proponuje sadzenie w miastach drzew oraz określenie minimalnego
udziału przestrzeni biologicznie czynnej w każdym kwartale;
8)
przywrócenie, gdzie tylko będzie to możliwe, dzikich brzegów
rzek, w razie powodzi służących jako naturalne tereny zalewowe i
zwiększających retencję wody; punkt ten zawiera też
przeciwdziałanie powstawania zabudowań na terenach zalewowych
(ogromnie ważne, jeśli chodzi o bezpieczeństwo).
Ogólnie
rzecz biorąc, pomysły te oceniam naprawdę wysoko. Najlepsze zdanie
mam o idei zatrzymania betonozy; jeśli chcecie wiedzieć, skąd taka
opinia, przeczytajcie odpowiednią notkę sprzed kilku tygodni.
Jeżeli chodzi o postulat termomodernizacji budynków, to jak
najbardziej go popieram, przy czym inwestycje tego typów odbywać
się powinny tak, by nie niszczyć miejsc gniazdowania jerzyków i
innych ptaków (co, niestety, często ma miejsce).
Naturalnie,
wdrożenie tego wszystkiego wymagało będzie czasu, a dla budżetu
państwa – czyli dla nad, podatników – oznaczało będzie
wydatki, i to spore. Wszelako, jak napisałem wyżej, wolę, by moje
podatki szły na tego typu rozwiązania, niż na Rydzyka czy pałace
biskupów. Poza tym, lepiej zapłacić teraz i ratować naszą
przyrodę, niż za kilkanaście lat obudzić się w świecie z filmów
z serii Mad Max. Bardzo je lubię, wręcz uwielbiam, niemniej jednak
nie chciałbym, aby przedstawiona w nich wizja upadku ludzkiej
cywilizacji się ziściła. A tak będzie, jeśli nie zrobimy nic dla
naszej planety.
Komentarze
Prześlij komentarz