Koniec wakacji
Zaczyna
się nam ostatni weekend tegorocznych wakacji. Od poniedziałku
dzieci i młodzież rozpoczną nowy rok szkolny.
Wiele
osób, niestety, nie pójdzie do tych placówek, gdzie iść chciało,
zamiast w liceum czy technikum wylądują w zawodówce (zwanej
eufemistycznie szkołą branżową), bo z powodu deformy i rekrutacji
podwójnego rocznika zabraknie dla nich miejsca w szkołach średnich.
Jak już kiedyś pisałem, skutek ów ponury fatalnej deformy dotknie
przede wszystkim młodych ludzi z biedniejszych rodzin i regionów;
to ich potencjał zostanie zmarnowany, to ich szanse na awans
społeczny i wyrwanie się z (narastającej) biedy mogą zostać
pogrzebane.
A
i ci, co do wymarzonych placówek się dostali, nie mają się w
wielu wypadkach z czego cieszyć. Do internetu wyciekać mianowicie
zaczęły plany lekcji, które nie napawają optymizmem, a wręcz
wywołują zgrozę, mimo iż niespodzianki bynajmniej nie stanowią.
Już od dawna eksperci od systemu oświaty ostrzegali, iż z powodu
przepełnienia szkół, będącego oczywiście efektem deformy (no bo
po co wykorzystywać budynki po zlikwidowanych gimnazjach; lepiej
było je zamknąć, nawet te nowe lub świeżo wyremontowane,
młodzież natomiast upchnąć w starych ruderach!), dzieciaki będą
uczyły się na zmiany, w przepełnionych salach lekcyjnych, z może
i na korytarzach. I wychodzi, że tak właśnie się stanie, lekcje
zaś kończyły się będą późnym wieczorem, a nawet nocą (bo
godzina dwudziesta w czasie zimowym to już dawno po zmierzchu).
Jeśli do tego doliczymy czas potrzebny na dojazdy i odrabianie zadań
domowych (których, z powodu przewalenia programów nauczania, z
pewnością przybędzie), można prognozować, że osoby, które w
przyszłym tygodniu rozpoczną edukację w szkołach średnich (a
może i uczniowie obecnych podstawówek), w wieku jakichś
trzydziestu lat będą już regularnie chodziły do kardiologa (o ile
oczywiście do tego czasu lekarze owej specjalizacji jeszcze w Polsce
będą, podobnie jak służba zdrowia), z powodu rzecz jasna
przemęczenia i przepracowania, jak też stresu. Stres wywoła też
pewnie liczne schorzenia psychiczne, z których dzisiejsi
nastolatkowie też będą musieli się leczyć…
Dodajmy,
że problem ze zbyt dużą ilością lekcji w szkołach i zadań
domowych do odrabiania dotknął już dzieciaki kończące wydłużoną
przed deformę podstawówkę oraz ostatni rocznik gimnazjalistów; na
następnym etapie ich edukacji tylko się to pogorszy.
Wszystko
też wskazuje na to, iż słowo „edukacja” pisać trzeba będzie
w cudzysłowie, jej poziom na skutek deformy bynajmniej się bowiem
nie poprawi, a wręcz przeciwnie. Za programy nauczania odpowiadają
wszak fanatycy religijni (stąd wykasowanie niemal całej teorii
ewolucji z lekcji biologii), kłamcy z IPN-u tudzież idioci, bo
innymi ludźmi PiS-owski rząd, w tym MEN, zwyczajnie nie dysponuje.
Deforma nie usunęła także dotychczasowych patologii polskiego
szkolnictwa, czyli zacofania (chodzi tu głównie o nienadążanie za
postępem technologicznym), testomanii (oduczającej kreatywnego
myślenia, uczącej za to bezmyślnego wstrzeliwania się w klucze
odpowiedzi) i wciskania wiedzy encyklopedycznej, w znacznej mierzy
dawno zresztą nieaktualnej. Patologie te wręcz jeszcze się
pogłębią. Nadto, lista lektur obowiązkowych wciąż będzie
zniechęcała uczniów do czytania książek. Młodzież nadal uczona
będzie konkurowania, czyli wyniszczania się nawzajem, zamiast
współpracy. Jeśli do tego wszystkiego doliczymy ładowanie na
każdym kroku treści nacjonalistycznych i fanatycznie religijnych,
wszystko to poskutkuje tym, że ze szkół na każdym etapie
„edukacji” wychodzili będą ludzie głupsi, niż do nich weszli.
Poziom wykształcenia społeczeństwa polskiego drastycznie zatem
spadnie. Może właśnie o to PiS-owcom chodziło; głupimi ludźmi
łatwiej wszak rządzić, a kapitałowi łatwiej ich wyzyskiwać.
Mówiąc
krótko – nie ma się z czego cieszyć. Rozpoczęcie nowego roku
szkolnego będzie raczej ponurym wydarzeniem, mimo uroczystej i
świątecznej oprawy związanych z tym uroczystości. Przyszłość
młodych pokoleń Polek i Polaków, a zatem przyszłość naszego
państwa i społeczeństwa, rysuje się czarno.
Toteż
serdecznie dzieciom i młodzieży współczuję.
Na
koniec osobista dygresja. Szkoły jako instytucji nigdy nie darzyłem
ani miłością, ani nienawiścią. Ot, po prostu była. Rozumiałem
konieczność obowiązkowej edukacji. Ale myśleć samodzielnie,
krytycznie i kreatywnie nauczyłem się na studiach; szkoła,
zwłaszcza średnia, mnie tego oduczała. Ogólnie, z czasów
szkolnych najlepiej wspominam wakacje.
Komentarze
Prześlij komentarz