Lekcje o cyberbezpieczeństwie

W programie wyborczym Lewicy, o którym pisałem wczoraj, nie da się wskazać propozycji złych czy bezsensownych. Zawiera on wszelako postulaty, którym warto poświęcić więcej uwagi. Ot, choćby te dotyczące szkolnictwa, poruszone w przemówieniu Anny Marii Żukowskiej.
Jednym z nich jest wprowadzenie do szkół lekcji o cyberbezpieczeństwie. Czyli o bezpiecznych zachowaniach w internecie. Ten stał się nieodzownym elementem ludzkiego życia, bez dostępu do niego coraz trudniej normalnie egzystować; i nie ma co wybrzydzać czy zaklinać rzeczywistości – takie po prostu są fakty. Sieć niesie ze sobą wiele dobrego, ale też liczne niebezpieczeństwa, a że korzystają z niej coraz młodsze pokolenia, edukacja w zakresie tychże zagrożeń jest najzwyczajniej w świecie konieczna. Szkolna, profesjonalna edukacja.
Dzieci – bo zanim jeszcze nauczą się one pisać lub czytać, już dostają do rączki smartfon z dostępem do internetu – muszą zatem być uczone, że na portalach społecznościowych mogą natrafić na pedofila albo w ogóle kogoś, kto chce je skrzywdzić. Trzeba je zatem uczulać, na co uważać, by nie dać się komuś takiemu złamać. Na ich konto włamać się może haker żądny pozyskania danych, a zatem powinny wiedzieć, w jakie linki nie klikać i na jakie strony nie wchodzić – a dokładniej, jak je rozpoznawać. Muszą być uczone o mowie nienawiści i tym, jak na nią reagować – oraz, rzecz jasna, należy im wpajać, iż hate’u absolutnie NIE WOLNO stosować. No i są fake newsy, co rodzi konieczność edukowania dzieci w zakresie weryfikacji pozyskiwanych w Sieci informacji. Jest też wiele innych podobnych kwestii, na które młodych ludzi po prostu trzeba uczulać. Taki jest współczesny świat, a zadaniem szkoły jest uczenie dzieci i młodzieży, jak sprostać stawianym przez niego wyzwaniom.
A zadaniem i obowiązkiem ugrupowań lewicowych jest promowanie takiego właśnie modelu edukacji. Toteż naprawdę cieszę się, iż Lewica proponuje wprowadzenie do polskich szkół lekcji o cyberbezpieczeństwie. Świadczy to o jej dobrym wyczuciu współczesności oraz nowoczesności i zrozumieniu roli systemu edukacji.
Ten bowiem – co specjaliści od dawna powtarzają – nie powinien skupiać się na wciskaniu dzieciom wiedzy encyklopedycznej (mogą ją one wszak pozyskać z innych źródeł, chociażby z internetu właśnie), lecz na uczeniu samodzielnego, kreatywnego i krytycznego myślenia, weryfikowania informacji i współdziałania. Wszystko to, gwoli ścisłości, zawarte jest w programie Lewicy dotyczącym szkolnictwa. Szkoła powinna zatem wpajać przede wszystkim umiejętności, w tym umiejętności bronienia siebie samego przed różnymi zagrożeniami, tymi na przykład, co czyhają w Sieci. Z tej trzeba umieć świadomie i bezpiecznie korzystać, a przecież tego trzeba się nauczyć. I lepiej, by dzieciaki uczyły się w szkole, a nie na własnych błędach, wystawiając się na niebezpieczeństwo.
Jasne, wprowadzenie takich lekcji wymagało będzie nakładów, z tej choćby racji, iż potrzeba do tego specjalistów. Będzie zatem trzeba zatrudnić ich w szkołach, a jeśli ich zabraknie – wdrożyć odpowiednie kursy dla nauczycieli innych przedmiotów. Nie jest to jednak zbędny wydatek, bo zaprocentuje tym, że w przyszłości mniej młodych ludzi będzie okradanych, szkalowanych, gwałconych, itd. Zresztą, lepiej, żeby publiczne pieniądze szły na lekcje o cyberbezpieczeństwie niż na załgane pogadanki o zdrajcach i zbrodniarzach zwanych „żołnierzami wyklętymi”.
Toteż bardzo się cieszę, że taki właśnie postulat znalazł się w programie Lewicy. Jej działaczki i działacze powinni więcej o nim mówić w kampanii wyborczej, temat to bowiem ogromnie istotny, a i rodziców też nie zaszkodzi uczulić na sprawę bezpieczeństwa ich pociech (i ich samych!) w internetowej przestrzeni, z którą mamy coraz większy kontakt, i w jaką coraz bardziej się zagłębiamy.
PS. Jutrzejszej notki może nie być (wyjazd), za co z góry serdecznie przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor