Demon spuszczony ze smyczy
„Dziś
wrogowie Polski, można powiedzieć, że dzisiaj diabeł podpowiada
nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę
duszy, chorobę umysłu – tą chorobą jest antysemityzm. Musimy go
odrzucać, zdecydowanie odrzucać”. Kto tak powiedział? Ano, nikt
inny, a Jarosław Kaczyński – prezes Bezprawia i
Niesprawiedliwości, Czarne Słońce, Wódz Jarosław, Liliputin –
podczas ostatniego seansu tańca na dziewięćdziesięciu sześciu
grobach, czyli tzw. „miesięcznicy” smoleńskiej, jaka odbyła
się 10 lutego 2018 roku.
Opinię
o diable pomijam; uważam go nie tyle za konkretną, istniejącą
postać, ile za metaforę zła kryjącego się w ludzkiej naturze
oraz pokus, które na ludzi czyhają. Jednakowoż z tym, że
antysemityzm jest chorobą, w pełni się z Jarosławem Kaczyńskim
zgadzam. Chorobami są również wszelkie inne formy nietolerancji, w
tym islamofobia czy homofobia, a także nienawiści na tle rasowym,
narodowościowym, religijnym i innym. Chorobami są skrajnie
prawicowe ideologie bazujące na tejże nienawiści: nazizm, faszyzm
oraz nacjonalizm.
Oczywiście
wiadomo, w jakim kontekście Jarosław Kaczyński potępił
antysemityzm. Nowelizacja ustawy o Instytucie Fałszowania Historii
(IPN), która może uniemożliwić rzetelne przedstawianie związanych
z Holocaustem wydarzeń z okresu II wojny światowej, zwłaszcza
hańby szmalcownictwa czy kolaboracji Narodowych Sił Zbrojnych z
hitlerowcami oraz ich współpracy także przy eksterminacji Żydów,
wywołała skandal nie tylko w Polsce, ale też w Izraelu, USA i na
Ukrainie. Stosunki izraelsko-polskie oraz amerykańsko-polskie bardzo
się ochłodziły, i to praktycznie z dnia na dzień. Fraza „polskie
obozy śmierci” (której w rzeczonej ustawie NIE wymieniono!),
wcześniej używana bardzo rzadko i z reguły w znaczeniu czysto
geograficznym, podbiła internet, zaś kwestia polskiego
antysemityzmu wyrosła na jeden z głównych tematów medialnych w
wielu państwach. Przypomnijmy, że stereotyp Polaka-antysemity
(niestety, w pełni zasłużony…) ma się za Zachodzie świetnie,
psując opinię całemu naszemu społeczeństwu i państwu. Dziwnym
trafem, w kwestii tej ustawy, mimo wszystkich związanych z nią
kontrowersji oraz polskiej, izraelskiej, amerykańskiej czy
ukraińskiej krytyki, politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości
szli w zaparte, obrażając i konfliktując się ze wszystkimi,
którzy rzeczonego bubla prawnego nie akceptowali. A usłużni
prawaccy „dziennikarze” pozwalali sobie na haniebne antysemickie
wypowiedzi na antenie głównych polskich mediów. Zacząłem więc
wątpić w poczytalność tych ludzi.
A
tu wychodzi Jarosław Kaczyński, staje na tym swoim podwyższeniu
(wygląda na nim zaiste karykaturalnie, niczym lord Farquaad;
zupełnie nie wiem, co jego wyborcom się w nim podoba) i potępia
antysemityzm, nazywając go trafnie chorobą.
Wygląda
na to, że Wódz Jarosław posłużył się strategią, jaką stosuje
już od dawna. Najpierw, z pomocą swoich fanatycznie wiernych,
zaślepionych, gotowych opowiadać największe, urągające zdrowemu
rozsądkowi bzdury akolitów, rozpętuje konflikt na jakimś tle (w
tym przypadku relacje polsko-żydowskie i antysemityzm Polaków);
kiedy ten osiąga apogeum, Kaczyński uspokaja nastroje, wypowiadając
się w sposób umiarkowany, tonujący, a czasami nawet mądry. Jest
to typowe zastosowanie zasady „dziel i rządź”: poszczuj na
siebie ludzi, niech żrą się między sobą, a kiedy ich uwaga
będzie odwrócona, ty, polityku, w tym czasie osiągniesz swoje cele
(np. przykryjesz innym tematem dyskusję o narastającej faszyzacji
Polski i poparciu PiS-owskich władz dla tego patologicznego
procesu), po czym uspokoisz nastroje, kreując się na światłego
męża opacznościowego.
Czy
Jarosław Kaczyński osiągnął już w ten sposób swoje polityczne
cele? Prawdopodobnie tak, ale konflikt, który wykreował, w tym
wypadku najwyraźniej wyrwał się spod jego kontroli. Demony
polskiego antysemityzmu, jakie Kaczyński rozbudził, wydostały się
na wolność i teraz szkodzą Polsce. Pogrzebały dekady wysiłków
nad poprawą relacji polsko-żydowskich, zaprzepaściły lata badań
nad faktycznym stosunkiem Polaków wobec Holocaustu, zepsuły nasze
stosunki z Izraelem i USA… Demonów tych nikt już raczej nie
kontroluje, i bardzo trudno będzie je z powrotem uwięzić; podobnie
rzecz ma się z demonami nacjonalizmu i faszyzmu…
…tym
bardziej, że hasały one po (k)raju nad Wisłą od dawna. Polski
antysemityzm rozbudzali podczas zaborów Rosjanie, był on też jedną
z głównych, o ile nie główną składową chorej ideologii
endeckiej autorstwa Romana Dmowskiego (wykazywał jakąś psychozę w
kwestii żydowskiej, a teraz czczony jest jako jeden z twórców
polskiej niepodległości), wśród mas ludowych zaszczepiał go
przed wojną Kościół katolicki (ojciec Kolbe!), co poskutkowało
m. in. Jedwabnem i Pogromem Kieleckim. Wątki antysemickie i
nacjonalistyczne, wcale nie tak marginalne, pojawiały się w
programie i działaniach „Solidarności” w latach 80. ubiegłego
stulecia, w III RP natomiast ugrupowania jawnie antysemickie i
nacjonalistyczne legalnie działają na scenie politycznej, wchodzą
do parlamentu, a nawet bywały częścią obozu rządowego (Liga
Polskich Rodzin w latach 2005-07). Antysemityzm wykazują niektórzy
działacze Bezprawia i Niesprawiedliwości, powszechny jest w
prawackich mediach, i to bynajmniej nie tylko tych związanych z
panem Rydzykiem. Mówiąc krótko, demony antysemityzmu mają się w
(k)raju nad Wisłą świetnie i zatruwają coraz więcej polskich
umysłów.
Jarosław
Kaczyński chciał ich użyć do swoich politycznych celów, więc
pozwolił im zerwać się ze smyczy. A teraz nie wiadomo, czy da się
je złapać i z powrotem wsadzić do klatki…
Komentarze
Prześlij komentarz