Książka i fanatycy
Jedną
z najbardziej wstrząsających książek, jakie dane mi było w życiu
przeczytać, były Medaliony autorstwa Zofii Nałkowskiej. Tom
opowiadań poświęconych hitlerowskiemu ludobójstwu na terenie
Polski. Opowiadanie były wstrząsające nie tyle ze względu na
fabułę, ile z tej przyczyny, że odwoływały się do wydarzeń
stuprocentowo autentycznych; Nałkowska spisała je na postawie
zeznań świadków (ofiar zbrodniczej polityki nazistowskiej), którzy
stanęli przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. Pisarka
zasiadała w jej składzie, a rzeczoną książkę opublikowała w
rok po zakończeniu wojny.
Medaliony
są od dekad lekturą szkolną, uchodzą za jedną z najważniejszych
książek poświęconych II wojnie światowej, a dziś stanowią ni
mniej, ni więcej, a klasykę naszej literatury.
Tylko
głupcowi czy fanatykowi może przyjść do głowy, by zmieniać,
korygować lub cenzurować klasyczne dzieła literackie. Nie
słyszałem o kretynie, który chciałby coś dopisać bądź wyciąć
z twórczości Sienkiewicza, Prusa, Reymonta, Żeromskiego czy Lema,
który korygowałby Mickiewicza bądź Słowackiego… Już
szczególnie durne – a jednocześnie ogromnie szkodliwe – byłoby
wprowadzanie takich poprawek na użytek obecnej linii politycznej
danego rządu. Co innego pisać kolejne opracowania, nowe
interpretacje, posłowia, na nowo tłumaczyć klasykę zagraniczną,
itd. Tymczasem wygląda na to, że Medaliony zostaną przerobione, i
to właśnie pod chorą linię polityczną Bezprawia i
Niesprawiedliwości. Co gorsza, chodzi o dostosowanie książki do
„polityki historycznej” partii i rządu.
Otóż
posłowi Andrzejowi Melakowi
nie spodobał się taki
oto
fragment jednego
z opowiadań z omawianego zbioru:
„Nie
dziesiątki tysięcy i nie setki tysięcy, ale miliony istnień
człowieczych uległy przeróbce na surowiec i towar w polskich
obozach śmierci. Oprócz szeroko znanych miejscowości, jak
Majdanek, Oświęcim, Brzezinka, Treblinka, raz po raz odkrywamy
nowe, mniej głośne”.
Wątpliwości
PiS-owskiego
działacza, jak łatwo się domyślić,
budzi zwrot „polskie obozy śmierci”, choć wybitna pisarka użyła
go, rzecz jasna, w znaczeniu czysto geograficznym (podobnie, jak
zrobił to Jan Karski, informując Aliantów o hitlerowskich obozach
i
Holocauście).
Pan
Melak twierdzi, że rozumie tę kwestię, obawia się jednak, iż
dzisiaj sformułowanie to może zostać źle zinterpretowane.
Wiadomo – boi się, że czytelnik Medalionów może dojść do
wniosku, iż Auschwitz-Birkenau, Treblinkę czy Majdanek wznieśli i
prowadzili Polacy, co jest oczywistą bzdurą. Poseł podnosi
również, że
nie
chce wprowadzania zmian w samym tekście opowiadania,
lecz dodania przypisu informującego, że obozy były niemieckie (jak
gdyby ktokolwiek znający historię i trzeźwo myślący miał w tym
względzie wątpliwości).
Ingerencja niby niezbyt duża, niemniej pan
Melak
domaga się, aby sprawą zajęły się ministerstwa kultury i
edukacji. A
to już ponoszenie kwestii do rangi ministerialnej, czyli państwowej.
Sprawa, mówiąc krótko, poważna.
Nie
wiadomo, czy jest to tylko głupi, wynikający z nadgorliwości
wyskok prawicowego parlamentarzysty, czy też początek cenzurowania
klasyki polskiej literatury i przekazów historycznych w myśl
fanatycznej PiS-owskiej ideologii. Jeśli
to pierwsze, rzecz całą da się jakoś przeboleć; przypis do
kolejnych wydań książki dodać, oczywiście, można. Jeśli jednak
jest to początek cenzury, przeprowadzanej na postawie znowelizowanej
i podpisanej przez Andrzeja Dudę, ksywa „Adrian”, ustawy o
Instytucie Fałszowania Historii (wprawdzie prezydent skierował ją
w trybie następczym do nielegalnie funkcjonującej grupy kolesiów,
jaka pod nieświatłymi rządami Bezprawia i Niesprawiedliwości
zastąpiła Trybunał Konstytucyjny, niemniej łatwo się domyślić,
jaką owa grupa wyda opinię, zwaną wyrokiem), mamy się czego
obawiać.
W
końcu jest cała masa książek (powieści, zbiorów opowiadań,
reportaży, literatury faktu) oraz filmów poświęconych II wojnie
światowej i Holocaustowi, w tym także mordowaniu lub wydawaniu
okupantowi Żydów przez Polaków. PiS ma tu co cenzurować,
fałszować, zakłamywać, w identyczny sposób, w jaki czyniło to
Ministerstwo Prawdy w powieści Rok 1984 George’a Orwella. Jak
łatwo się domyślić, na samej cenzurze się nie skończy. Dalej
będzie wsadzanie do więzień – przecież wiadoma ustawa zawiera
odpowiednie przepisy! – pisarzy, filmowców, historyków i
dziennikarzy zajmujących się tematem. Na czym się skończy? Biorąc
pod uwagę prawacki fanatyzm, palenia na stosach autorów wraz z ich
dziełami wykluczyć zdecydowanie się nie da. Niby „rękopisy nie
płoną”, jak powiedział Woland… ale na jego pojawienie się na
naszych ulicach liczyć za bardzo nie można, niestety.
A
polskie obozy koncentracyjne istniały. Takim była utworzona w
Dwudziestoleciu Międzywojennym przez dyktatorskie rządy Sanacji
Bereza Kartuska (NIE była ona
jednak
obozem śmierci czy zagłady, nie mordowano tam ludzi… w każdym
razie, nie masowo), do kategorii tej badacze zaliczają również
obozy pracy działające u nas już po II wojnie światowej.
Same
obozy koncentracyjne wymyślili Anglicy i Hiszpanie; stosowali je
oczywiście w koloniach. Brytyjskie obozy koncentracyjne działały
jeszcze w latach 50. XX wieku w Kenii (w takim siedział dziadek
Baracka Obamy); są przesłanki, by twierdzić, że dochodziło tam
do masowych mordów na więźniach. Swoje obozy koncentracyjne mieli
również Amerykanie i, jak wiadomo, Rosjanie. Co do Amerykanów, to
oni właśnie wynaleźli komorę gazową jako metodę egzekucji,
choć stosowali ją w „zwykłych” zakładach karnych…
Komentarze
Prześlij komentarz