Kościoła żałosny upadek

Był, o ile dobrze pamiętam, rok 2012. Przynależałem jeszcze do Kościoła katolickiego i uczęszczałem na nabożeństwa, w tym msze. Na jednej z nich przeczytano list pasterski Episkopatu Polski, ostrzegający przed adresowanym do dzieci serialem animowanym Hello Kitty. Jego oglądanie miało jakoby grozić… opętaniem przez szatana, ulegnięciem diabolicznym wpływom czy podobną bzdurą. Pomyślałem wówczas, że polscy biskupi chyba nie mają nic sensownego do roboty, skoro doszukują się diabelstwa i straszą bajkami dla dzieci. Jeśli sądzicie, iż uznałem to za zwiastun czy wręcz symptom upadku Kościoła (w Polsce przynajmniej), macie rację.

Wspomnienia te ożyły we mnie (obecnie nie należę już do żadnego związku wyznaniowego, ani nie wyznaję żadnej sformalizowanej religii) w ostatnich dniach. Jak wiemy, przez internet i ogólnie media, nie tylko polskie zresztą, przetoczyła się niedawno straszliwa awantura… w zasadzie o nic. Chodziło, rzecz jasna, o medialny show (inna bajka, że zrobiony z pomysłem i świetnie wyreżyserowany), jakim była ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Katolicy – w tym oczywiście polscy, jak to często bywa, wiodący prym w kołtunerii – doszukali się w tymże wydarzeniu elementów „bluźnierczych”, ponieważ jakoby nawiązywało oprawą graficzną do Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci (a tak naprawdę do Uczty Bogów Jana Harmensza van Bijlerta), w queerowej stylistyce, z udziałem – na duchy Sodomy! – drag queens. Ceremonia miała nawiązywać do starogreckiego dziedzictwa igrzysk olimpijskich, a zarazem promować otwartość Francji oraz współczesnej Europy. Pseudo-chrześcijańskiej ciemnocie nie mogło się to oczywiście spodobać, i stąd cała awantura.

Cóż, show sam w sobie mógł się podobać lub nie; to wszak kwestia gustu. Jeśli komuś nie odpowiadała jego stylistyka, to okej. Jednakowoż całe to darcie się o „obrazie uczuć religijnych” uważam za nic więcej, jak żałosną próbę ograniczenia wolności twórczej i artystycznej, będącą przy tym symptomem nader groźnego zjawiska, jakim jest fanatyzm.

Rzecz cała potrwała, potrwała… następnie zaś prawactwo rzuciło się na niektóre zawodniczki, manifestując transfobię (a przy okazji straszliwy kretynizm). Jednakże nie we wszystkich umysłach nieuzasadniona furia na ceremonię otwarcia igrzysk wygasła. Kościół katolicki nie zamierza tegoż tematu odpuścić.

Rozlegają się oto coraz liczniejsze nawoływania do odprawiania mszy tudzież innych nabożeństw przebłagalnych za rzekome „bluźnierstwo”, jakiego dokonać miano we Francji. W Polsce chce tego chociażby biskup kielecki, ale podobne głosy dochodzą z wielu państw.

Można byłoby to uznać za objaw zidiocenia, tak jak list pasterski ostrzegający przed Hello Kitty… lecz nie bójcie żaby, kler doskonale wie, co robi. Celem tychże nabożeństw nie ma przecież być przepraszanie Boga za obrazę (czy faktycznie się obraził, nie wiadomo, acz jeśli istnieje, to raczej ma ważniejsze rzeczy na głowie), lecz najzwyklejszy w świecie biznes.

Co msza, to taca. A te przebłagalne za „bluźnierstwo” (rozdmuchane na świat cały przez media) ściągną licznych dewotów, ortodoksów i fanatyków, przy czym same te osoby panów w czerni i purpurze obchodzą o wiele mniej, niż ich pieniądze. Które, szeleszcząc (brzęczeć nie powinni, bilon niemile jest widziany ze względu na zbyt niską wartość nominalną), przepełnią tacę. Kler miał przecież znaczący udział w rozkręceniu afery o „obrazę uczuć religijnych” podczas ceremonii otwarcia igrzysk. Nie robił tego bez powodu, i wcale nie było nim zszarganie przez twórców owego show takich czy innych świętości lecz chęć podreperowania funduszy.

Albowiem Kościół katolicki upada. W Polsce, mimo postępującej laicyzacji, jest jeszcze potężny dzięki związkom z prawicowymi politykami, a wsparcie z budżetu państwa mocno go wzbogaca. Jednak w innych państwach europejskich i ogólnie zachodnich, gdzie aż takich powiązań z polityką tudzież przywilejów majątkowych nie ma, natomiast zasada świeckości sfery publicznej jest przestrzegana, purpuratom oraz zwykłym księżom tak dobrze nie jest; nie siedzą jak pączki w maśle. Zbrodnie pedofilskie, handel dziećmi, różnego rodzaju afery oraz wiele innych patologii sprawiły, że wierni od Kościoła się odwrócili, nawet, jeśli nie wszyscy, to i tak masowo. Bywało, iż odwracanie owo przebiegało szybko oraz z donośnym hukiem, jak to stało się chociażby w, bardzo przecież katolickiej, Irlandii. Pustoszejące świątynie trzeba było wystawiać na sprzedaż lub wydzierżawiać; w wielu z nich funkcjonują obecnie księgarnie, innego rodzaju sklepy czy też kluby nocne, do tych zaś, co pełnią wciąż sakralną funkcję, wierni – w większej w każdym razie liczbie – przychodzą głównie od święta.

A panowie w czerni i purpurze forsę lubią… Nawet więc tam, gdzie i tak spływa im ona z portfeli wszystkich podatników, jak to się w (k)raju nad Wisłą dzieje, nie ustają w próbach wyłudzania jej od potulnych owieczek. Msze przebłagalne za „bluźnierstwa: są ku temu idealną wręcz okazją. Szczególnie wszędzie tam, gdzie katolickie nabożeństwa przyciągają głównie dewotów, fanatyków i ludzi zmanipulowanych, którym bardzo łatwo można wmówić, iż faktycznie doszło do jakiejś profanacji… a potem radośnie wydoić ich z pieniędzy.

Skoro jednak kler ucieka się do takich sztuczek, aby wyłudzać forsę, mamy kolejny dowód upadku Kościoła katolickiego. I to upadku naprawdę żałosnego.

Amen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług