Gdyby Krzysztof Kamil przeżył

Dziś osiemdziesiąta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Miało ono na celu wyzwolić stolicę spod hitlerowskiej okupacji tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Oczywiście nie udało się, bo nie mogło – Powstańcy z jedną sztuką broni palnej przypadającą na dziesięć osób (co musieli uzupełnić flaszkami z benzyną tudzież wadliwymi bombami domowej roboty) stanęli na czele doskonale uzbrojonych dywizji niemieckich, szykujących się do walki na linii Wisły. Do tego Stalin, któremu idiota Bór-Komorowski groził wypowiedzeniem wojny, celowo wstrzymał ofensywę, aby warszawskie AK się wykrwawiło. I tak właśnie się stało. Postanie, które miało potrać kilka dni, trwało ostatecznie sześćdziesiąt trzy, zginęło ponad czterdzieści tysięcy walczących w nim osób, przeważnie bardzo młodych, często jeszcze dzieci, oraz przeszło dwieście tysięcy cywilów, do tego liczne zwierzęta, hitlerowcy zrównali z ziemią Warszawę, zaś Polskie Państwo Podziemne straciło swoje polityczne znaczenie.

Innymi słowy, Powstanie Warszawskie było krótkofalowym zwycięstwem Hitlera i długofalowym Stalina. Dla Polski stanowiło militarną oraz polityczną klęskę; moralną też, bo oznaczało sprowadzenie niewypowiedzianej tragedii na setki tysięcy osób w imię głupoty tudzież fanatyzmu oderwanej od rzeczywistości garstki pseudo-dowódców. Najlepiej ocenił to generał Władysław Anders.

Wśród Powstańców, którzy zginęli, był Krzysztof Kamil Baczyński, młody i bardzo uzdolniony poeta. Jego piękne wiersze znane są do dziś i, o ile się nie mylę, w dalszym ciągu omawia się je w szkołach (w każdym razie, w moich czasach się je omawiało). Warto się zastanowić, co by się z nim stało, gdyby ocalał.

Cóż, zapewne wiódłby szczęśliwe życie ze swoją żoną – niestety, również poległa, wkrótce po nim – i włączyłby się aktywnie w powojenną odbudowę Polski, zwłaszcza na polu kulturowym, konkretnie literackim. W okresie stalinizmu mógłby mieć kłopoty, ale po 1956 roku zostałby zrehabilitowany i rozwijałby poetycką karierę, podobnie jak inny Powstaniec-literat, Roman Bratny (autor m.in. Kolumbów. Rocznik 20) rozwijał prozatorską oraz publicystyczną.

A po 1989 roku zostałby przez solidaruchów wygumkowany z polskiej literatury oraz, gdyby dotrwał, życia publicznego.

Dlaczego? Ano z prostej przyczyny. Krzysztof Kamil Baczyński, będąc nie tylko wybitnym poetą i humanistą, ale też mądrym człowiekiem, miał radykalnie lewicowe, socjalistyczne poglądy, których wcale nie ukrywał (co przed wojną sprowadzało na niego… nieprzyjemności, delikatnie rzecz ujmując). Przypuszczam więc, iż powojenny ustrój niekoniecznie musiałby mu się nie podobać; wydaje się całkiem prawdopodobne, że nie kwestionowałby go – w każdym razie, po destalinizacji – a może i aktywnie popierał. W przeciwieństwie do systemu, japo zapanował po 1989 r.

Obecna prawicowa, kapitalistyczne propaganda polityczno-społeczne poglądy poety z uporem pomija, ilekroć podawane są jakiekolwiek informacje na jego temat, w podręcznikach szkolnych czy różnych artykułach chociażby. Cały życiorys Krzysztofa Kamila Baczyńskiego sprowadzony zostaje do udziału w walce przeciwko hitlerowcom i NAPISANYCH W JEJ OKRESIE WIERSZY. O socjalistyczny zapatrywaniach ani słowa. No bo jak to? Wielki bohater miałby być socjalistą, lewicowcem, któremu kapitalistyczna Polska po 1989 roku najprawdopodobniej wcale by się nie spodobała?

Podejrzewam, że wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego do dziś są czytane i pamiętane z dwóch jedynie powodów: poeta poległ (i to jest powód główny), a za poprzedniego ustroju jego twórczość wyniesiono, bardzo zresztą słusznie, na piedestał, dzięki czemu przetrwała w ludzkiej pamięci. Właśnie bohaterska śmierć sprawiła, że po 1989 roku nie za ładnie wyglądałoby rugowanie jego twórczości z literackiego kanonu.

Z kolei Roman Bratny (prawdziwe personalia: Roman Jerzy Mularczyk) Powstanie Warszawskie przeżył, w poprzednim ustroju tworzył wybitne dzieła i mimo iż w niektórych spośród nich (Na bezpańskie psy chociażby) piętnował liczne ówczesne problemy społeczne czy polityczne, wcale tamtego systemu nie potępiał. Napisał nawet powieść, w której skrytykował „Solidarność”… a kiedy jej prawicowi przedstawiciele, oszukawszy za jankeskie i watykańskie pieniądze jedenaście milionów ludzi, dorwali się w końcu do władzy, Bartnego wyklęli. Tylko Kolumbów. Rocznik 20 – będących literackim arcydziełem, do tego wciąż ogromnie popularnym wśród kolejnych pokoleń osób czytelniczych, także dzięki kultowej serialowej ekranizacji – nie udało się prawicowym postsolidarnościowym ideologom wygumkować… jeszcze.

Właśnie los tego pisarza i jego twórczości skłania mnie do przypuszczeń, że solidaruchy tak samo, albo jeszcze paskudniej, postąpiłyby z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim i jego wierszami, gdyby poeta ów nie poległ w Powstaniu Warszawskim.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług