Biznes na Artemidzie

Sierpień trwa w najlepsze, a w tradycji katolicyzmu w polskim wydaniu jest to okres pielgrzymek, głównie do rozlicznych sanktuariów maryjnych, rozrzuconych po (k)raju nad Wisłą. Maryja (Miriam) z Nazaretu w katolicyzmie, prawosławiu oraz paru jeszcze odłamach chrześcijaństwa (protestanci w większości od tego kultu odeszli) czczona jest jako Matka Boża, a w Polsce kult ów od wieków dobrze się rozwija.

Niektórzy polscy katolicy wybierają się na takie pielgrzymki samodzielnie, własnymi pojazdami bądź komunikacją zbiorową; wyjazdy owe przybierają często formę wycieczek, podczas których modlitwy czy udziały w nabożeństwach połączone są ze zwiedzaniem interesujących miejsc, poznawaniem lokalnej historii i kultury; ot, taka forma aktywnego spędzania wolnego czasu.

Wiele osób bierze z kolei udział w pielgrzymkach organizowanych przez Kościół. A te są dla tegoż związku wyznaniowego po prostu biznesem. Na pobożności wiernych zarabiają zarówno parafie-organizatorzy, jak i kler w miejscach docelowych, o zdzierających haracz kuriach nie wspominając. Do tego dochodzą oczywiście sprzedawcy pamiątek, dewocjonaliów oraz im podobnych utensyliów. Jasne, nic w tym odkrywczego, warto jednak wiedzieć, CO konkretnie jest przedmiotem owego biznesu.

Otóż, Miriam z Nazaretu (o ile oczywiście istniała) była zwyczajną Żydówką z Galilei, żyjącą w I wieku n. e. Miała męża Józefa, licznych synów oraz córki (liczby ani imion tychże żadna Ewangelia nie podaje). Jezus (Jeszua) był jej pierworodnym męskim potomkiem, acz najpewniej nieślubnym. Według Ewangelii Mateusza i Łukasza, Miriam zaszła w ciążę na skutek działania Ducha Świętego, jednakże wśród historyków krążą teorie, jakoby realnym ojcem Jezusa był rzymski bądź grecki żołnierz imieniem Pantera. Młoda, licząca sobie trzynaście albo czternaście lat, Galilejka albo wdała się z nim w romans, albo została przez niego zgwałcona. Opowieść o Mędrcach ze Wschodu i Rzezi Niewiniątek to zapewne midrasz, wzorowany zresztą na Księdze Wyjścia.

Miriam należała do najniższej ówczesnej, poza niewolnikami, klasy społecznej, czyli była robotnicą najemną. Kiedy jej mąż i synowie pracowali przy murarce, ciesielce bądź innych zleconych robotach, ona wraz z córkami dbała o dom, wykonując przy tym różne zlecenia, takie jak wyrób wełny czy tkanie. Generalnie, rodzince się nie przelewało. Wbrew temu, co głosi katolicka tradycja, Miriam najprawdopodobniej była ogromnie niezadowolona, kiedy Jezus, zapewne przystawszy do esseńczyków, podjął się religijno-polityczno-społecznej misji; Ewangelie Synoptyczne wprost wskazują, iż matka wraz z braćmi próbowali go od działalności prorockiej odwieźć, lecz bezskutecznie. A ukrzyżowanie z całą pewnością oznaczała dla Miriam gigantyczny dramat, połączony z hańbą, która wiązała się właśnie z tym typem egzekucji.

A teraz tak – o ile pierwsi chrześcijanie (też będący Żydami, przypominam) uznawali Jezusa za Mesjasza (Namaszczonego, czyli człowieka pełniącego ważne zadanie religijne i/lub polityczne, np. sprawowanie władzy bądź aspirowanie do niej), o tyle aż do V wieku n. e. trwały spory na temat tego, kim on był: Bogiem, człowiekiem, azali jednym i drugim? Dopiero w V stuleciu uznano Jezusa za Boga i człowieka (muzułmanie uznają go za człowieka, jednego z proroków). Co do kultu Miriam, to różnie z nim bywało. Chrześcijanie czcili raczej inną kobietę tego imienia – Marię Magdalenę, żonę Jezusa, a także faktyczną twórczynię chrześcijaństwa najpierw jako nowego odłamu judaizmu, a z czasem odrębnej religii. Kult Maryi z Nazaretu rozwijał się powoli i na popularności zyskał dopiero po kilku stuleciach. I też nie obyło się bez sporów, poszczególni bowiem biskupi tudzież teologowie żarli się między sobą o to, czy biedną Galilejkę nazywać można Matką Bożą czy nie. Ostatecznie na soborze w Efezie w 431 r. uznano Miriam (Maryję) z Nazaretu za Matkę Bożą i ustanowiono jej oficjalny kult.

Miejsce jest bardzo ważne, Efez bowiem – położony w Azji Mniejszej, czyli dzisiejszej Turcji – był greckim miastem, gdzie znajdowała się świątynia bogini Artemidy; był to jeden z głównych ośrodków jej kultu. Co zatem zrobił wspomniany sobór? Po prostu zamienił kult Artemidy Efeskiej w Kult Maryi Matki Bożej (który z czasem ewoluował, przybierając różne formy lokalne). Odbyło się to najpewniej po prostu poprzez zmianę imienia. Dzięki temu miejscowi Grecy nadal czcili swoją boginię, tyle że jako Maryję. Łatwiej im było przejść na chrześcijaństwo, unikając prześladowań. A większość elementów wcześniejszej religii, po lekkich jeno modyfikacjach, włączona została do nowego kultu.

Tak zatem katolicy i wyznawcy innych odłamów chrześcijaństwa, oddając cześć Matce Bożej, de facto czczą Artemidę Efeską. Jest też wersja z egipską boginią Izydą; jedno zresztą nie przeczy drugiemu, religie bowiem mieszały się i wywierały na siebie wzajemny wpływ. Mało tego, w miarę rozprzestrzeniania się po świecie, chrześcijaństwo internalizowało miejscowe wierzenia, w naszym przypadku słowiańskie. Dlatego więc popularność Miriam z Nazaretu w Polsce bierze się z tego, iż jego to katolicka forma kultu bogini-matki Mokoszy.

Jeśli zatem, drogi pielgrzymie, płacisz za możliwość uczestniczenia w pielgrzymce do danego sanktuarium maryjnego, wiedz, że Kościół trzepie kasiorę na kulcie pogańskich bogiń: greckiej, egipskiej, słowiańskiej i pewnie wielu jeszcze innych, którym nadał personalia Żydówki z Galilei, kwestionując przy tym fakt, że za życia była ona wyznawczynią judaizmu. I fakt, że nadanie jej waloru boskości byłoby dla Miriam aktem gigantycznej bezbożności tudzież bluźnierstwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług