O świętach krótka refleksja

W minioną sobotę, jak zwykle zresztą, robiłem zakupy w dyskoncie popularnej sieci. Z głośniczków sączyła się wesoła muzyczka, przerywana informacjami o promocjach, jakoby tak wspaniałych, że nic, tylko paść na glebę i tarzać się z radości. Podano też, że dnia 15 sierpnia (czyli jutro, we wtorek) sklep będzie zamknięty. Normalne, skoro to święto, dzień wolny od pracy; bardzo zresztą potrzebny, gdyż jesteśmy jednym z pięciu (obok Koreańczyków południowych, Greków, Rosjan i Meksykanów) najdłużej pracujących w wymiarze godzinowym społeczeństw świata, za czym idą zarobki znacząco niższe niż w przypadku społeczeństw, które tyrają krócej.

Rzecz w tym, że 15 sierpnia jest dniem wolnym od pracy, gdyż obchodzone są wówczas DWA święta: Wojska Polskiego i (że posłużę się formalną nazwą katolicką) Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – popularnie: Matki Bożej Zielnej. Czyli i państwowe, i kościelne. I git, tyle że w rzeczonym dyskoncie, informując o jednodniowym zamknięciu, wymieniono tylko to drugie święto, posługując się, z pewnym namaszczeniem, pełnym jego religijnym określeniem.

Jestem zwolennikiem pełnej wolności sumienia i wyznania, nie mam zatem nic przeciwko katolickim świętom (które sam jeszcze kilka lat temu obchodziłem); jeśli są dniami wolnymi od pracy, tym lepiej, bo mam więcej czasu na sen, odpoczynek czy swoje ulubione zajęcia. Ale akurat 15 sierpnia świętowanie ma nie tylko religijny wymiar, lecz także świecki, państwowy, a ściślej rzecz ujmując, wojskowy.

Dobra, pomijam tu kontekst historyczny Bitwy Warszawskiej (kilka razy go omawiałem, w tej i poprzednich edycjach niniejszego bloga – zwycięstwo, ale w niepotrzebnej, złej wojnie, której nie byłoby, gdyby nie idiotyczne imperialne aspiracje Piłsudskiego), a nawet i to, że pod nie-rządem Bezprawia i Niesprawiedliwości… w zasadzie nie ma czego świętować. Wszak czystki oraz inne durne działania Macierewicza, a także nieudolność Błaszczaka zdezintegrowały Wojsko Polskie, czyniąc je zdolnym prawdopodobnie jedynie do paradowania (niedawne sytuacje z rakietami czy białoruskimi helikopterami jednoznacznie pokazały, iż w wymiarze militarnym nie jesteśmy bezpieczni, i dobrze, że żaden wróg nam nie zagraża)… niemniej armia sama w sobie jest dla wielu osób obywatelskich czymś fajnym.

Nie mam zamiaru gloryfikować tu – chorego, zwyrodniałego i zbrodniczego, moim skromnym zdaniem – kultu wojny, czyli militaryzmu; ten musi zostać zdecydowanie potępiony. Wszelako wojsko jako instytucja – która, podkreślam, służyć powinna obronie w wypadku zewnętrznej agresji lub katastrof żywiołowych, nie zaś imperialistycznym napaściom, jak te na Irak czy Afganistan – budzi w społeczeństwie pozytywne odczucia.

Inną, acz ważniejszą jeszcze sprawą jest znaczenie świąt państwowych i kościelnych. Otóż, te pierwsze dotyczną wszystkich osób obywatelskich, jak i nieposiadających obywatelstwa mieszkańców kraju. Nie ma przymusu (na szczęście!) świętowania, niemniej dni takie winny stanowić okazję do miłej zabawy, odpoczynku, pogłębienia wiedzy historycznej (niestety, pod rządami prawicy postsolidarnościowej, nie tylko zresztą PiS-owskiej, mamy do czynienia z załganą propagandą) czy chociażby pooglądania, jeśli ktoś lubi (bądź uznaje, że jest na co patrzeć), parad wojskowych. Święta zaś religijne są sprawą jedynie osób członkowskich danego związki wyznaniowego, w tym wypadku Kościoła katolickiego.

Dobra, w Polsce formalnie należy do tegoż ponad 90 proc. społeczeństwa… a w zasadzie należało, bo owa struktura wyznaniowa została zaburzona. Tak, przybyło migrantów ze Wschodu, głównie Ukraińców, ale też wielu Turków, Hindusów i przedstawicieli innych narodowości. Poza tym, w (k)raju nad Wisłą są też wyznawcy innych religii: protestanci, prawosławni, Żydzi, muzułmanie, buddyści, rodzimowiercy (coraz ich więcej, no i fajnie!), przybywa ateistów oraz agnostyków… A spośród osób formalnie należących do Kościoła katolickiego coraz więcej dokonuje apostazji lub, nawet, jeśli nie decydują się na formalny ów krok, odcinają się od tegoż związku wyznaniowego, przestają się z nim utożsamiać i usuwają go ze swojego życia; niby pozostają katolikami, ale jedynie jako pozycje w księgach parafialnych. Innymi słowy, trwa laicyzacja (też parę razy o tym pisałem), który to proces jest coraz mocniej widoczny zwłaszcza wśród osób przedstawicielskich młodego pokolenia.

I dlatego podkreślić należy, iż święta państwowe są – a przynajmniej powinny być – dla wszystkich, podczas gdy tymi rzymskokatolickimi interesuje się coraz mniej ludzi. Przybywa zaś takich, których nadmierna kościółkowość razi, zwłaszcza, kiedy eksponowana jest na każdym kroku, również w miejscach, jakie powinny być religijnie neutralne, takich jak sklepy.

Niby to drobnostka (dla mnie przynajmniej), ale jakoś milej by było, gdyby dyskont poinformował, że 15 sierpnia będzie zamknięty zarówno z powodu Święta Wojska Polskiego, jak i Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Byłoby to poszanowanie dla wszystkich klientów – dla tych, dla których większe znaczenie ma święto państwowe, jak i dla tych, co czczą Miriam z Nazaretu, a rocznicę Bitwy Warszawskiej mają gdzieś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor