Dwaj literaci z Powstania

Dziś siedemdziesiąta dziewiąta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Było ono jedną z największych tragedii w dziejach Polski. Ogarnięte debilną obsesją antyradziecką i przepełnione chorymi, oderwanymi od rzeczywistości ambicjami dowództwo Armii Krajowej i władze Polski Podziemnej posłały w bój z uzbrojonymi po zęby, szykującymi się do odparcia radzieckiej ofensywy wojskami niemieckimi praktycznie bezbronnych żołnierzy, głównie młodocianych (a nawet dzieci!). Szans na zwycięstwo nie było, powstańcy zmasakrowani zostali podczas sześćdziesięciu trzech dni krwawych walk – zginęło ich ponad 200 tys., do czego doszło przeszło 100 tys. ofiar cywilnych – a stolica legła w gruzach. Innymi słowy, Powstanie Warszawskie zakończyło się klęską, nie tylko militarną, lecz także polityczną, bo ułatwiło stalinistom przejęcie władzy w Polsce po wojnie (inna bajka, że gdyby państwo nasze znalazło się nie w radzieckiej, lecz w amerykańskiej strefie wpływów, mielibyśmy o połowę niż obecnie mniejsze terytorium i harowalibyśmy pół-niewolniczo na plantacjach należących do światowych koncernów rolniczych, bo to właśnie zakładał dla Polski Plan Marshalla).

Oczywiście, Powstańcy walczyli za wolność Polski przeciwko nazistowskiemu okupantowi, za co należy im się pamięć oraz wielki szacunek. Co do dowódców, jacy posłali ich na skazany z góry na niepowodzenie bój, najlepszą opinię na ich temat wydał generał Anders.

Oczywiście, zryw ów miał ogromny wpływ na polską kulturę i sztukę. Warto pamiętać, iż twórcy oraz artyści również działali podczas II wojny światowej, walcząc przeciwko hitlerowcom (i nie, nie chodzi mi tutaj o teatrzyk niejakiego Wojtyły Karola), niektórzy z bronią w ręku.

Jednym ze sztandarowych przykładów takich bohaterów był Krzysztof Kamil Baczyński (1921-44), poeta – świetny skądinąd – i podchorąży AK. Co ważne, mimo że pochodził ze szlacheckiej rodziny, a podczas wojny walczył w Armii Krajowej, miał bardzo lewicowe, wręcz komunistyczne poglądy; jeszcze pod koniec lat 30., swoją karierę literacką zaczynał jako sympatyk trockizmu (anty-stalinowski model komunizmu). Dziś przemilczają to jego prawicowi apologeci oraz obecna kapitalistyczna, postsolidarnościowa załgana propaganda. Krzysztof Kamil Baczyński pisał wspaniale, ale nim zdołał w pełni rozwinąć skrzydła swojego talentu, poległ w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego, konkretnie 4 sierpnia. Dziś jego wiersze omawiane są w szkołach (przynajmniej za moich czasów były, bo co z nimi zrobili PiS-owscy następcy hitlerowców, tego nie wiem); niestety, tylko te z okresu konspiracji, gdyż przedwojenne, lewicowe jego dzieła prawica spycha w mroki zapomnienia.

Powstanie Warszawskie i II wojnę światową przeżył z kolei Roman Jerzy Mularczyk (1921-2017), znany pod pseudonimem Roman Bratny, prozaik, poeta, publicysta, scenarzysta filmowy, a w czasie okupacji żołnierz AK i Powstaniec Warszawski. Po klęsce tego zrywu trafił do niemieckiej niewoli i umieszczony został najpierw w obozie jenieckim Lamsdorf, skąd przeniesiono go dalej. Po wyzwoleniu przez pewien czas służył w Polskich Siłach Zbrojnych we Francji, następnie zaś wrócił do kraju. Studiował w Akademii Nauk Politycznych w Warszawie, był redaktorem czasopisma Pokolenia (1946-47). W 1949 roku wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, szybko też włączył się w powojenną odbudowę kultury polskiej. Działał w takich pismach jak Kultura i Nowa Kultura, był też kierownikiem literackim Teatru Powszechnego w Warszawie. A przede wszystkim opublikował całą masę dzieł literackich, w tym liczne powieści, w jakich obrazował – celnie i bez upiększeń – losy swojego pokolenia. Najsłynniejszym jego arcydziełem jest, poświęcona wojennym, w tym powstańczym losom młodych ludzi, powieść Kolumbowie. Opisał w niej dramat swojego pokolenia, które od jej tytułu zaczerpnęło określenie. Jest to jedno z najważniejszych polskich – i w ogóle światowych – dzieł literackich poświęconych II wojnie światowej. W 1980 roku Roman Bratny przyłączył się do twórców, artystów i intelektualistów słusznie apelujących o dialog ze strajkującymi robotnikami, ale w 1983 r. opublikował powieść Rok w trumnie, na kartach której krytycznie ocenił „Solidarność” (wówczas była to już targowica, po robotniczych plecach dążąca do zmiany ustroju). I za to solidaruchy nie lubią go do dzisiaj.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor