Hop na listę

Wybory coraz bliżej, do 15 października tak znowu dużo czasu nie zostało, toteż politycy (choć, niestety, większość z nich zasługuje na miano raczej politykierów) przygotowują się do nich pełną parą. Nie tylko prowadzą – od dłuższego już czasu, tyle że dopiero od ogłoszenia terminu elekcji formalnie – kampanię wyborczą, ale też układają listy, zbierają podpisy poparcia dla nich i zakładają komitety.

Przykładowo, jutro swoje listy zarejestrować ma Lewica. Według zapowiedzi, wystartują z nich nie tylko politycy tworzących je ugrupowań (Nowej Lewicy – czyli połączonych SLD i Wiosny – Razem, Polskiej Partii Socjalistycznej i kilku mniejszych), ale też bezpartyjne osoby kandydackie z organizacji społecznych, takich jak Obywatele RP. Oczywiście, zachowany ma zostać parytet płci.

Rozwiązania te należy pochwalić. Skoro Lewica walczy o prawa kobiet i popiera równość, powinien dowodzić tego również kształt jej list wyborczych; tym bardziej, że startowało z nich będzie wiele naprawdę fajnych kandydatek, w tym młodych, bo Lewica stawia na młodość. Nadto, formacja lewicowa – jeśli ma być takową realnie, a nie tylko z nazwy – winna współpracować z organizacjami pozarządowymi, ruchami społecznymi i ogólnie osobami obywatelskimi, które w taki czy inny sposób angażują się w życie polityczne kraju. Udostępnienie im miejsca na listach uważam za dobre posunięcie; acz jakie konkretnie przyniesie efekty, pokaże oczywiście czas. Lewica, tak czy owak, powinna skupić się na jak najskuteczniejszym promowaniu swoich osób kandydackich oraz programu – a ma bardzo dobry. W tym celu musi kontynuować dotychczasową praktykę spotykania się z ludźmi (nie tylko w miastach powiatowych i wojewódzkich, bo przydałoby się odwiedzić również ośrodki gminne i ich mieszkańców), a także zintensyfikować działania w internecie; na media głównego nurtu, od TVPiS i resztek Polskiego Radia, poprzez ośrodki pana Solorza, po TVN i Gazetę Wyborczą nie ma co liczyć; wszystkie będą Lewicy szkodziły.

Z kolei Koalicja Obywatelska wykonała pozornie zaskakujący ruch. Otóż, z jej list wystartują kandydaci AgroUnii, organizacji „rolniczej” (cudzysłów nieprzypadkowy); lider tejże, Michał Kołodziejczak, ma być „jedynką” w Koninie.

AgroUnia, przypomnijmy, miała być polityczną oraz społeczną reprezentacją polskich rolników, taką nową Samoobroną (można byłoby tu wymienić jeszcze PSL, ono wszelako z rolnictwem od lat nie ma bodaj nic wspólnego). Formacja ta powstała na bazie rozczarowania tej grupy zawodowej PiS-em… a przynajmniej części tej grupy, większość bowiem rolników, zwłaszcza małych i średnich, nadal popiera mafię/sektę Kaczyńskiego Jarosława. AgroUnia zaś wyrosła na polityczną reprezentację wiejskich kapitalistów, czyli właścicieli ogromnych zakładów produkcji rolnej tudzież obozów zagłady zwanych przemysłowymi hodowlami zwierząt – typowych latyfundystów i wyzyskiwaczy. Jasne, niektórzy AUTENTYCZNI gospodarze rolni też pewnie przerzucili swoje poparcie na pana Kołodziejczaka i jego ugrupowanie, niemniej, jako się rzekło, większość spośród nich, jeśli wybierze się na wybory, głos odda na Bezprawie i Niesprawiedliwość (nie będę tu analizował przyczyn, których jest dość sporo).

AgroUnia jest zatem formacją burżuazyjną, kapitalistyczną. Mało tego, ideologicznie wykazywała liczne ciągoty ku naprawdę skrajnej prawicy, w tym naziolom od Bąkiewicza. Ostatnio głośno się mówiło o tym, że miałaby utworzyć wspólne listy z Polską 2050 i PSL-em, które stworzyły razem tę całą Trzecią Drogę, czy jak tam się to nazywa… a tu okazuje się, że jednak pan Kołodziejczak i spółka pójdą ręka w rękę z KO.

Co w tym zaskakującego? Nic.

To przecież najzupełniej logiczne, że burżuje startują z list stuprocentowo burżuazyjnego ugrupowania, które w dodatku nie ma swojego programu (bo trudno tak nazwać zlepek hasełek i wezwania do odsunięcia PiS-u od władzy), a zatem jest kompletnie wyprane z jakiejkolwiek ideologii, czyli systemu poglądów, poza tym może, że jego liderowi, Donaldowi Tuskowi, oraz wielu jego najbliższym współpracownikom przeszkadza wszystko, co światłe, postępowe i demokratyczne, zupełnie natomiast nie rażą ich nacjonalizm, faszyzm tudzież nazizm.

Tusk ma gdzieś, czy Kołodziejczak kumał się z Bąkiewiczem. Skoro sam korzysta z usług (tylko adwokackich, ale dla wielu osób zachowujących minimalny choćby kręgosłup etyczny to i tak zbyt wiele) neonazisty Romana Giertycha, ojca polskiej politycznej homofobii i eurosceptycyzmu, skoro jeszcze niedawno szeroko i przyjaźnie uśmiechał się do hitlerowców z Konfederacji (pewnie zresztą uśmiechy będzie ku nim dalej posyłał, podczas kampanii oraz, zależnie od wyniku, po wyborach), to i „rolnik” ze skrajnie prawicowymi tendencjami na liście wyborczej KO będzie dla niego okej. Zwłaszcza, że Tusk liczy, iż dzięki AgroUnii uda mu się przeciągnąć na swoją stronę część wiejskiego elektoratu.

Co z tego wyjdzie, czas pokażę. Ja, jeśli dożyję wyborów, głosował będę oczywiście na Lewicę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor