Dzieci i spowiedź

Jak wiemy, trwa laicyzacja polskiego społeczeństwa, zwłaszcza młodych jego generacji; proces ten widoczny jest szczególnie w większych ośrodkach miejskich, lecz wykracza również poza ich granice. Postawy jawnie nieprzyjazne wobec Kościoła katolickiego jako instytucji, a zwłaszcza jego hierarchów i duchownych, krytyka kościelnych patologii ze zbrodniami pedofilskimi i ich tuszowaniem na czele czy też podważanie roli tego związku wyznaniowego w życiu politycznym i społecznym Polski weszły do dyskursu publicznego i nie wygląda na to, by miały się z niego wynosić. Młodzi ludzie coraz częściej nie zamierzają brać ślubu kościelnego (co, swoją drogą, stawia pod znakiem zapytania sens dalszego funkcjonowania konkordatu). Przybywa rodziców nieposyłających dzieci do chrztu i twierdzących, że po uzyskaniu pełnoletności same wybiorą swoją religijną drogę lub jej brak (pochwalam takie postępowanie). Dzieci oraz młodzież masowo wypisywane są – same lub przez rodziców – ze szkolnej katechezy. Brakuje chętnych do studiowania w seminariach duchownych (zawód księdza przestał być atrakcyjny, z wielu zresztą powodów), w związku z czym liczne spośród tych placówek trzeba było zamknąć, a Episkopat zastanawia się nad importem duchownych z Afryki. Ubywa osób biorących udział – czasami regularny, a często jakikolwiek – we mszach tudzież innych nabożeństwach, przybywa za to apostatów; skutkiem czego coraz mniej forsy spływa na tacę. I tak dalej…

Z kolei nie tyle antyklerykalizm, ile postulaty wprowadzenia – REALNIE, a nie tylko na papierze – świeckiego państwa wprost (czego jeszcze kilkanaście lat temu prawie nie było) padają z ust polityków, głównie lewicowych, jakkolwiek i umiarkowani prawicowcy również takie hasła podnoszą (niektórzy obłudnie, inni wszelako całkiem szczerze); przy czym świeckość owa bywa różnie – tzn. mniej lub bardziej radykalnie – definiowana. Od dłuższego już czasu funkcjonują także, nierzadko naprawdę aktywnie, organizacje społeczne opowiadające się za laicyzacją życia publicznego (politycznego, społecznego, gospodarczego, itd.) Polski oraz zmniejszenia, odgórnie narzucanego od 1989 roku, wpływu kleru katolickiego na poszczególne aspekty życia jej mieszkańców.

I tak, odbywa się coraz więcej kampanii postulujących, by wprowadzić zakaz spowiadania dzieci. Przypomnijmy, że w Kościele katolickim (i nie tylko) spowiedź jest elementem sakramentu pokuty, mającego oczyścić człowieka z jego grzechów. Pierwszy raz dzieciaczek musi iść do konfesjonału przez Pierwszą Komunią, a potem każe mu się to robić regularnie przynajmniej aż do bierzmowania, dla wielu młodych osób stanowiącego uroczyste pożegnanie z Kościołem w obecności biskupa. Większość katolików spowiada się i później, niejednokrotnie wręcz do końca życia, co najmniej raz czy dwa do roku (Wielkanoc, Boże Narodzenie). Cóż, ich wybór… ale oni go mieli jako ludzie dorośli. Dzieciom narzuca się taki obowiązek.

W praktyce działanie to nie ma na celu oczyszczania ludzkiego sumienia (skoro księdzu wolno w boskim imieniu rozgrzeszać, to w tym celu nie musi znać grzechów danej osoby), lecz kontrolowanie wiernych przez stan kapłański. Spowiedź służy po prostu donoszeniu na… siebie samego oraz innych.

Dla dzieci wszelako jest często przykrym obowiązkiem, a coraz więcej badań naukowych wskazuje, iż może być doświadczeniem traumatycznym, wielce szkodliwym dla psychiki. Zwłaszcza, jeśli ksiądz wchodzi (ponoć często tak się dzieje) w bolesne czy traumatyczne obszary życia młodego człowieka lub też zmusza go do naruszenia swojej sfery intymnej, np. do przyznania się do masturbacji. Przy okazji rodzi to wielkie zagrożenie – spowiadanie dzieci jest idealną okazją do łowów dla pedofilów w sutannach.

Między innymi stąd biorą się owe, jak najbardziej oczywiście słuszne, postulaty, żeby zakazać – lub przynajmniej umożliwić rodzicielską kontrolę – dziecięcej spowiedzi. Swoją drogą, to wielki absurd, że osoba nieletnia nie może w Polsce bez zgody opiekunów prawnych skorzystać z pomocy ginekologa, a jednocześnie jest regularnie posyłana do faceta, który dysponuje szeroką gamą środków, aby wzbudzić u niej nieuzasadnione poczucie winy, doprowadzić do różnorodnych urazów psychicznych (ponure konsekwencje których odczuwane będą przez resztę życia) lub wytypować ją do zaspokojenia swoich zboczonych potrzeb seksualnych.

Jeśli chodzi o mnie, to za moich dziecięcych lat traktowałem spowiedź jako nudny obowiązek, coś do odfajkowania, niepotrzebny w sumie element religijności, taki zbędny do niej dodatek. Obecnie oczywiście się nie spowiadam, ani nie uczestniczę w katolickich obrzędach religijnych. Za bezgrzesznego rzecz jasna się nie uważam, ale wara facetom w sutannie od moich grzechów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor